Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Ostatnia Wieczerza” na drobinie ryżu

Marek Długopolski
fot. Marek Długopolski
Hiszpania. W niewielkim katalońskim Guadalest mieszka około 200 osób, a co roku odwiedzają go dwa miliony turystów. Co ich tu przyciąga?

Imponująca skalna warownia na szczycie kilkusetmetrowej, potrzaskanej skały, lśniąca bielą dzwonnica, skalne „ucho igielne”, parę niezwykłych muzeów, świetna kuchnia, szmaragdowe jezioro na dnie głębokiej doliny, piękny widok na góry Aitana i Xortá, a jeśli wytężymy wzrok, także na Morze Śródziemne.

Szybko i łatwo mogą dostać się tu wszyscy, którzy wypoczywają na Costa Blanca. Z najpopularniejszych nadmorskich miejscowości - Alicante, Benidormu (zwanego też - z racji wieżowców oblegających plaże - Manhattanem lub Las Vegas), Calpe czy Altei - to zaledwie kilkanaście kilometrów.

Wartość skalnych iglic

Tereny te w starożytności zamieszkiwali Celtoiberowie, Grecy i Fenicjanie. Później stanowiły część rzymskiej prowincji, by w V stuleciu wpaść w ręce Wizygotów. Trzy stulecia później pojawiają się Arabowie. Nie ograniczyli się jednak tylko do podboju nadmorskich terenów, znanych dziś turystom jako Białe Wybrzeże, ale weszli daleko w głąb lądu.

I to oni docenili m.in. wartość skalnych iglic w dzisiejszym Guadalest. W XI stuleciu podnieśli ich naturalne walory obronne, obwodząc solidnym murem, budując na wierzchołkach zamek La Alcozaina (obecnie zwany San Jose) i wieże. A jedyne wejście do twierdzy - przez wąski naturalny tunel - solidnie ufortyfikowali. Panowała nie tylko nad doliną, ale także nad wiodącym jej dnem szlakiem handlowym.

Arabowie doskonale sobie radzili. Przez parę wieków zagospodarowali okoliczne stoki, zbudowali m.in. tarasy i udoskonalili system kanałów nawadniających, sprowadzili palmy i pomarańcze. Wysuszona dolina zamieniła się w oazę zieleni.

Guadalest należał do Sharq Al-Andalus, wschodniej części muzułmańskiej Hiszpanii. W 1245 r. jego okolice zostały odbite z rąk muzułmanów przez Jakuba I Zdobywcę. Mimo to Maurowie, szczególnie ci, którzy przeszli na chrześcijaństwo - zwani moriscos - w miarę spokojnie mieszkali w miasteczku aż do 1609 r., kiedy to dekretem św. Jauna de Ribery zmuszono ich do opuszczenia Hiszpanii. Do Afryki odpływali z Alicante.

W 1644 r. potężnie zatrzęsło mikroskopijnym światem. Nie wytrzymał tego ani zamek, ani przylepione do skał domy. Legły w gruzach. Mocno potrzaskany został również górski grzbiet. Guadalest się jednak podniosło. - Wszystko dzięki możnemu rodowi Ordunów, którzy władali tą krainą - twierdzi przewodniczka w Casa Orduna, niegdyś eleganckiej, bardzo rozległej - jak na tę miejscowość - siedzibie rodu, dziś malowniczym, pełnym zakamarków „muzeum”.

Później niełatwo żyło się tu ludziom. Odrodzenie zawdzięcza parze angielskich turystów, których kilkadziesiąt lat temu zauroczyły cudowne ruiny. Postanowili je przywrócić pamięci ludzkiej. Dwa miliony turystów zaglądających do Guadalest najdobitniej świadczy, że im się to udało.

Kreml w muszelce

Śrubokręt ma kilkanaście milimetrów, a siekiera parę centymetrów, równie „wielkie” są piły i szpadle. Jak tym pracować. W Guadalest nie ma z tym problemu. - Wszystkie wykonane zostały z tych samych materiałów, z których stworzeni są ich nieco więksi bracia i siostry. Można nimi pracować - zapewniają w Museo de Antonio Marco.

Tylko w tej miejscowości nowojorska Statua Wolności pyszni się na igle, Kreml można zamknąć w muszelce, a arena, na której odbywają się corridy, ma milimetr kwadratowy. „Ostatnia Wieczerza” Leonarda da Vinci trafiła na drobinę ryżu, a „Guernica” Pabla Picassa zdobi niewielkie nasionko. By wniknąć w ów niezwykły świat miniatur katalońskiego Guadalest, niekiedy potrzeba mocnego szkła powiększającego.

Ale jest też świat dla nieco większych turystów. By go odnaleźć, trzeba jednak przekroczyć mrok tajemniczego skalnego tunelu. - To Casa Orduna, siedziba rodu, który wiele lat władał tą okolicą - mówi przewodnik. Obejrzeć można tu nie tylko piękne dzieła sztuki sakralnej, mapy czy bibliotekę, ale także jadalnię i kuchnię oraz łazienkę z wyścielanym delikatnym materiałem... sedesem. Zazdrościć można również widoku z tarasu na otaczające góry i jezioro w dolinie.

Gdy już nasycimy oczy niezwykłymi krajobrazami, wybrukowana ścieżka sprowadzi nas na Plaza de San Gregorio. Tuż przed Ratusz będący jednocześnie XII-wieczną cysterną na wodę i... ciężkim więzieniem. Rozległy plac i znajdujące się przy nim restauracje to okazja do chwili odpoczynku, a jednocześnie szansa na spróbowanie tradycyjnej kuchni - choćby doskonałych tapas czy miejscowego wina. A może zdecydujemy się na zamówienie tradycyjnej paelli - bez owoców morza, za to z mięsem kurczaka - lub królika - fasolą i szafranem. Do tego chłodna orszada, zimny napój powstały z wody pomarańczowej, z dodatkiem cukru i migdałów. Czegóż chcieć więcej?

By znaleźć się w tej niezwykłej krainie, wystarczy parę godzin lotu. Ponad trzysta słonecznych dni w roku też robi wrażenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski