Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na ostrym dyżurze najciszej o pomoc wołają pacjenci, którzy biją się o życie

Iwona Krzywda
Iwona Krzywda
Na sale oddziału trafiają osoby z wypadków, także tych najcięższych
Na sale oddziału trafiają osoby z wypadków, także tych najcięższych fot. Joanna Urbaniec
Odcięte palce, rozbite głowy, udary, zbyt krótko obcięte paznokcie i pan, który przyszedł z kawałkami ogrodzenia, na które się nabił. Szpitalny Oddział Ratunkowy w Szpitalu Uniwersyteckim codziennie przyjmuje grubo ponad setkę chorych. Tylko 20 procent z nich tak naprawdę potrzebuje pomocy.

Za złotą zasadę obowiązującą na ostrym dyżurze można byłoby uznać maksymę „spiesz się powoli”. Pracujący w takich ośrodkach personel każdego dnia toczy bowiem walkę z nieubłaganie upływającym czasem, jednocześnie pamiętając, by niczego nie robić w pośpiechu. Za przeoczenie istotnego objawu choroby albo urazu, w tym miejscu płaci się bowiem najwyższą cenę. -Pamiętam przypadek pacjenta, który został położony na sali obserwacji z objawami neurologicznymi. W sekundę jego stan się pogorszył i dostał udaru. Na szczęście ktoś w porę to zauważył, wezwał lekarza i udało się podać lek hamujący jego skutki - wspomina Małgorzata, jedna z pielęgniarek dyżurujących na SOR w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim.

Uniwersytecki SOR, wchodzący w skład Centrum Urazowego Medycyny Ratunkowej i Katastrof, to najważniejsze tego typu miejsce w Krakowie. Docierają tu tłumy, bo oddział cieszy się dużą renomą i jest zlokalizowany w centrum miasta. Świetnie wyposażony budynek, oddany do użytku w 2013 roku, przystosowany został do niesienia pomocy pacjentom, dla których każda sekunda jest na wagę zdrowia i życia. Niesienie im ratunku ułatwia najnowocześniejsza aparatura do diagnostyki obrazowej oraz sprzęt umożliwiający pomiar parametrów krytycznych. SOR dysponuje również dostępem do laboratorium, gdzie w trybie natychmiastowym możliwe jest wykonanie pełnego panelu badań.

Na sale oddziału chorzy trafiają nie tylko nieustannie podjeżdżającymi pod drzwi karetkami, ale także helikopterami, dla których specjalne lądowisko przygotowano na dachu. - Śmigła to zazwyczaj ofiary wypadków w najbardziej dramatycznym stanie. W ten sposób przywieziono do nas np. pacjenta, który ucierpiał w zderzeniu samochodu z pociągiem. Niestety, nie udało się go uratować - mówi Magdalena Korbut, rejestratorka medyczna. Pacjenci mogą się również zgłosić sami, jeśli uznają, że ich stan zdrowia wymaga natychmiastowej pomocy lekarza.

Niebieskie pół doby

W sobotnią noc większość krzeseł w poczekalni jest zajęta. Na swoją kolej w korytarzu czekają chorzy narzekający na wszelkiego rodzaju niepokojące bóle i urazy. Przyszli z własnej inicjatywy albo skierowani przez lekarzy z poradni podstawowej opieki zdrowotnej, niepewnych swojej diagnozy.

Młoda dziewczyna głośno domaga się przyjęcia na oddział i wykonania obdukcji. Tłumaczenie, że akurat takiej procedury lekarze pracujący na SOR-ach nie wykonują, nie do końca do niej trafia. Ktoś z oczekujących doradza więc, żeby wróciła z policją, bo wtedy na pewno nikt jej nie odmówi. Kolejna do rejestracji podchodzi z krwawiącym kciukiem. - Ścięłam część palca nożem do kebabu, klient czekający pod okienkiem o mało nie zemdlał - opowiada. - Palec cierpnie i okropnie boli. To gorsze niż poród, a rodziłam przez 16 godzin - dodaje.

Inna pacjentka w okienku zgłasza, że kręci jej się w głowie i ma przed oczami mroczki. Po wypisaniu odpowiedniej dokumentacji zostaje przyjęta na oddział. - Bólów głowy czy brzucha nigdy nie należy bagatelizować. Mogą być symptomami bardzo poważnych schorzeń - tłumaczy Magdalena.

Do jej obowiązków należy przyjęcie na oddział każdego, kto zgłosi się do rejestracji. Żaden z pacjentów nie może zostać odesłany do domu bez podstawowego badania, nawet jeśli z jego objawów wynika, że równie dobrze mógłby zająć się nim lekarz rodzinny. Do kolejki trafiają więc również uskarżający się na uciążliwy kaszel, bóle menstruacyjne, za krótko obcięte paznokcie czy zakażone rany, które po bliższych oględzinach okazują się zwykłym pryszczem albo drzazgą. -Prawda jest taka, że tylko 20 proc. przypadków to osoby, które naprawdę potrzebują naszej pomocy i zostają przyjęte na oddział. Resztę po rozpoznaniu choroby wypisujemy do domu - wyjaśnia lek. med. Jan Magiera, zastępca kierownika Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.

Każdego dnia na SOR dyżuruje czterech lekarzy odpowiedzialnych za chorych internistycznych i tych z urazami chirurgicznymi. Pomagają im pielęgniarki, ratownicy medyczni i specjaliści pracujący w tym czasie na innych oddziałach szpitala. Podział obowiązków jest bardzo czytelny, podobnie jak ustalona hierarchia - najważniejszą rolę pełnią lekarze.

Pierwsza selekcja przypadków odbywa się w salach do tzw. segregacji medycznej. Po wstępnym rozpoznaniu specjaliści decydują, jaką kwalifikację otrzymuje dany pacjent. Odpowiadają im konkretne kolory. Ci, których zdrowie nie jest zagrożone, oznaczani na niebiesko, informowani są, że jeśli pojawią się poważniejsze przypadki, na swoją kolej czekać będą musieli nawet dwanaście godzin.

Niektórych taka perspektywa zniechęca i wolą pomocy szukać gdzie indziej. Inni swoją kolej próbują wymusić krzykiem. - Nie ma dnia, żeby chociaż jeden pacjent się nie awanturował - przyznaje Noemi Czernek, pracująca w rejestracji. Jeszcze inni ciągnące się godziny zabijają, rozmawiając przez telefon, czytając książkę albo słuchając muzyki. Jeden z chorych postanawia nawet pójść do pracy i wrócić po pomoc dopiero po wypełnieniu swoich zawodowych obowiązków.

Złote sześćdziesiąt minut

Godziny niezmiernie dłużące się chorym tkwiącym na korytarzach jak przez palce przelatują za to tym, którzy pracują za zamkniętymi drzwiami. Personelowi ciężko znaleźć czas nawet na łyk kawy albo upragnionego papierosa. Cenna jest każda minuta. W najbardziej dramatycznych przypadkach zbyt późna diagnoza może bowiem kosztować ludzkie życie, a szanse ratunku znacznie wzrastają, jeśli pomoc zostanie udzielona poszkodowanemu w ciągu złotej godziny od zdarzenia.

W weekend zdecydowana większość chorych, którzy na SOR nie są w stanie dotrzeć o własnych siłach, to ofiary używek. Jeden z nich trafia pod opiekę lekarzy, bo upojony alkoholem spadł z ławki, rozciął sobie głowę, wymaga ona szycia. Kiedy pielęgniarki udzielają mu pomocy, mężczyzna nie jest nawet świadomy tego, co się z nim dzieje. -Przynajmniej nie jest agresywny, na nikogo nie rzuci się z pięściami. Zdecydowanie gorzej jest w przypadku osób, które przyjęły inne środki psychoaktywne. Dopalacze to teraz ogromny problem, co chwila pojawiają się nowe, nie znamy dokładnie ich działania - opowiadają.

Na łóżku obok lekarze diagnozują starszego mężczyznę, u którego podejrzewają udar. Jego ciśnienie znacznie przekracza dopuszczalną normę. -To przez te piękne kobiety wokół - nie traci rezonu. Do konsultacji jego przypadku wezwany zostaje neurolog, konieczne jest również wykonanie tomografii. - Każdy przypadek wymaga czasu. Nie można niczego przeoczyć. Trzeba wykonać dokładny wywiad, przeprowadzić niezbędne badania, pobrać krew, podać leki, czasem wezwać na konsultacje innego specjalistę - mówi pielęgniarka Małgosia.

Akurat w sobotę dyżuruje ona na tzw. sali czerwonej, gdzie trafiają najbardziej poszkodowani pacjenci. Ci z wielonarządowymi urazami, transportowani z całego regionu, ostrymi stanami internistycznymi, udarami czy zawałami serca. Tutaj nie ma już miejsca na chaos, krzyki i awantury. Podpięci do aparatury chorzy zamiast o swoje miejsce w kolejce, walczą o życie i zdrowie. Wróg często okazuje się silniejszy, ale jeśli uda się go pokonać, sukces cieszy wyjątkowo.

-Najbardziej dramatyczne przypadki to ofiary wypadków komunikacyjnych, odcięte kończyny, upadki z dużej wysokości. Ostatnio przywieźli do nas pacjenta, który spadł z drzewa i nabił się na ogrodzenie zakończone ostrymi grotami - opowiada doktor Magiera. Mężczyzna na SOR dotarł razem z wyciętym przez strażaków fragmentem feralnego ogrodzenia. Po prześwietleniu i oszacowaniu uszkodzeń natychmiast trafił na salę operacyjną, gdzie lekarze razem ze strażakami po kawałku usuwali metalowe fragmenty. Szpital opuścił w pełni sił. Na podobny scenariusz liczy tu każdy bijący się z losem o życie.

***

Szpitalne Oddziały Ratunkowe przeznaczone są dla osób w stanach nagłego zagrożenia życia i zdrowia.

SOR w Szpitalu Uniwersyteckim jest częścią Centrum Urazowego Medycyny Ratunkowej i Katastrof, oddanego do użytku w czerwcu 2013 roku.

Każdego dnia na uniwersytecki ostry dyżur trafia ponad 100 pacjentów. Tylko 20 proc. z nich wymaga dalszego leczenia.

Oprócz Szpitala Uniwersyteckiego chorzy w nagłych przypadkach przyjmowani są również na SOR-y w 5. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką, Szpitalu im. S. Żeromskiego, Szpitalu Specjalistycznym im. L. Rydygiera i Miejskim Szpitalu Specjalistycznym im. G. Narutowicza.

Pacjenci, których zdrowiu i życiu nic nie zagraża, ze swoimi dolegliwościami powinni zgłosić się do poradni podstawowej opieki zdrowotnej, dyżurujących także w weekendy i święta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski