Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mogę codziennie śmiało patrzeć w lustro

Rozmawiał Paweł Gzyl
Dominika Barabas otwiera nowy rozdział swojej kariery
Dominika Barabas otwiera nowy rozdział swojej kariery Fot. Szymon Laluna Bel
Rozmowa z wokalistką Dominiką Barabas o jej nowej płycie - „Rustykalny cyrk”.

- Kiedy powiedziałem w redakcji, że robię wywiad z Dominiką Barabas, koleżanka zapytała: „A kto to?”. Nie martwi Cię, że choć jesteś na muzycznej scenie już osiem lat, nie udało Ci się przebić do mainstreamu?

- Ale ja nigdy nie miałam zamiaru przebijać się do mainstreamu. (śmiech) Zdecydowanie wolę pozostać w kręgu alternatywy, która ma ręce i nogi, niż śpiewać bzdurne piosenki o słoneczku i kwiatkach. Jasne, fajnie byłoby, gdyby udało mi się dotrzeć trochę wcześniej do tego miejsca, gdzie jestem teraz. Bo dopiero nowa płyta nadała mojej działalności rozpędu. Ta droga oczywiście nie była usłana różami. Ciężko jest bowiem zaistnieć z taką muzyką, jaką wykonuję. Ale ja się nie przejmuję: robię swoje, a dzięki temu mogę codziennie śmiało patrzeć w lustro i uśmiechać się do siebie.

- Zaczęłaś w 2008 roku wygrywając jeden z drugim festiwale z kręgu poezji śpiewanej - łącznie z krakowskim Studenckim Festiwalem Piosenki. Te triumfy pomogły Ci zaistnieć na muzycznym rynku?

- Nie. Patrząc z dzisiejszej perspektywy stwierdzam, że wygrane na festiwalach dają jedynie... chwilowy zastrzyk gotówki. No i poklask - który dodaje skrzydeł. Ale jeśli chodzi o karierę i dotarcie do punktu, który sobie wyznaczyłam do osiągnięcia, to nie dają zupełnie nic. Może to dlatego, że są niszowe i tworzą zamknięty krąg, z którego trudno się wydostać. Teraz mi się to wreszcie udało - i do określeń typu „poezja śpiewana” czy „piosenka literacka” wolałabym już nie wracać. (śmiech)

- Niedawno zaśpiewałaś w Opolu w koncercie SuperPremier. Jak wypadła Twoja konfrontacja z zupełnie innym światem muzycznym?

- Odbieram to bardzo pozytywnie. Fajnie się było tam znaleźć. Aczkolwiek trochę byłam zdziwiona, że zostałam zaproszona. (śmiech) Bo tak jak mówisz: to trochę nie moje klimaty. Znalazłam się bowiem między Dodą a Wilkami. (śmiech) Ponieważ była to pierwsza moja tak komercyjna sytuacja, byłam trochę zdystansowana - i nie dało się tego nie zauważyć. Ale warto się pokazywać w takich miejscach - więc oby częściej. Bylebym tylko mogła robić swoje i żeby nikt mi nie narzucał tego, czego nie lubię.

- Piosenka „Andy”, którą wykonałaś w Opolu zwiastowała Twój album - „Rustykalny cyrk”. On jest zdecydowanie inny od Twoich poprzednich płyt. Jak je dzisiaj oceniasz?

- Niezbyt dobrze, ale ludzie, którzy ze mną współpracują, zabronili mi o tym mówić. (śmiech) Tak na serio: nie było jakoś wyjątkowo źle, po prostu poczytuję każdą kolejną płytę jako rozwój. Ta aktualna jest teraz OK - ale za jakiś czas też ją zepchnę na margines, kiedy nagram nową. Na pewno ta ostatnia jest inna od poprzednich, a z pierwszą to dzieli ją wręcz ogromna przepaść. Stylistyczna i również ze względu na przekaz.

- Największym zaskoczeniem jest tutaj wykorzystanie klubowej elektroniki. Skąd ten pomysł?

- Jakiś czas temu zmienił się skład mojego zespołu. Dołączył do nas perkusista Mateusz Brzostowski, który uwielbia elektroniczne brzmienia. I to on wprowadził mnie w ten świat. Dlatego współprodukował nową płytę razem ze mną. Bardzo mi się ten kierunek spodobał - bo na koncertach jest teraz energetycznie.

- Płyta powstawała ponad dwa lata. Dlaczego tak długo?

- Zadecydowały o tym różne turbulencje związane z poszukiwaniem wydawcy i zmianą brzmienia piosenek. W pewnym momencie dopadła mnie jakaś niemoc. Myślałam: „Jak ta płyta mi się nie uda, to kończę ze śpiewaniem i idę na kasę w osiedlowym sklepiku”. (śmiech) Całe szczęście udało się wszystko doprowadzić do szczęśliwego finału. To sprawiło jednak, że muzyka nabrała innego wymiaru. Do tego ja jestem perfekcjonistką - czasem cztery razy zmieniałam wszystko zanim utwór zyskał finalny sznyt. Te potyczki wywołały opóźnienie.

- Nowością jest też to, że niektóre teksty są bardziej oszczędne niż zazwyczaj w Twoich piosenkach.

- Kiedyś śpiewałam Osiecką i Młynarskiego. To był dobry punkt wyjścia. Trzeba dużo czytać, interesować się kulturą, znać mistrzów pióra. Bazując na tym, można próbować uszyć coś swojego. Myślę więc, że nie spadnę poniżej pewnego poziomu. Dawniej lubiłam opowiadać w tekstach czyjeś historie. I nie zrezygnowałam z tego do końca - bo to choćby „Andy”. Ale ponieważ nie lubię nudy, napisałam też kilka tekstów bardziej oszczędnych.

- Masz sygnały od słuchaczy, że odnajdują się w Twoich piosenkach?

- Kiedyś na wspomnianych festiwalach zarzucano mi, że moje teksty są zbyt proste. Nie było w nich metafor, tego „jesiennego podmuchu wiatru”. (śmiech) Ja tak nie uważałam - bo chciałam, aby moje piosenki docierały do jak najszerszego grona słuchaczy. Oczywiście za bardzo nie zastanawiam się podczas pisania nad tym, czy dany tekst dotrze do kogoś, ale mam to gdzieś w podświadomości. Dlatego myślę, że nikt nie ma problemu z rozszyfrowaniem moich piosenek. Zostawiam poza tym w nich tyle „powietrza”, żeby każdy ze słuchaczy mógł je zinterpretować na własny sposób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski