Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Kudłacik: To po prostu malowanie dźwiękiem

Paweł Gzyl
Witkacemu by się spodobali - andrychowski zespół Czerwie
Witkacemu by się spodobali - andrychowski zespół Czerwie Fot. D. Orwat
Rozmowa z Maciejem Kudłacikiem, wokalistą, gitarzystą i klawiszowcem zespołu Czerwie o jego nowej płycie - „Metropolis”

- Wasza płyta „Melanż” z 2012 roku została dostrzeżona przez krytyków i pozytywnie oceniona. Dlaczego nie wykorzystaliście tej okazji, aby wejść się na szerszy rynek?

- Płyta była wydana przez niedużą wytwórnię - Offside. Nie miała więc wielkich szans na komercyjny sukces. Próbowaliśmy zainteresować tym materiałem duże firmy, ale okazało się, że jest nam nie po drodze. Zebraliśmy na „Melanżu” piosenki z różnych okresów działalności, przez co każda z nich była w innym gatunku. Może gdybyśmy zadbali o bardziej jednolity charakter tego materiału, szanse na sukces byłyby większe.

- „Melanż” jest jak na razie ostatnią Waszą płytą z piosenkami. Dlaczego?

- Wszystko zaczęło się, kiedy dostaliśmy od reżysera Piotra Cieplaka propozycję zagrania muzyki na żywo do jego spektaklu „Albośmy jacy tacy” na podstawie „Wesela”. Mieszkaliśmy w Warszawie trzy miesiące i wykonywaliśmy nasze kompozycje w Teatrze Powszechnym. Mieliśmy też dwa wyjazdowe spektakle - w Jeleniej Górze i w Krakowie.

- Co Wam spodobało się w tworzeniu muzyki ilustracyjnej, że poświęciliście się jej potem na dobre?

- Były dwie przyczyny. Po pierwsze - cały czas rozwijamy się muzycznie. Uczymy się grać na innych instrumentach i odkrywamy nowe brzmienia. W pewnym momencie nasze „psychofolkowe” piosenki przestały nam więc wystarczać. Zaczęliśmy poszukiwać większych form wypowiedzi. Po drugie - nasze piosenki były oryginalne, ale nie zostały docenione i nie udało nam się ich wypromować na szerszą skalę. To skierowało nas w stronę muzyki ilustracyjnej. Dostaliśmy propozycję z Basenu Artystycznego z Warszawy by zrobić oprawę dźwiękową do filmu niemego „Nosferatu”.

- Kiedyś zilustrował nową wersję tej opowieści w reżyserii Wernera Herzoga krautrockowy zespół Popol Vuh. Inspirowaliście się tym soundtrackiem?

- Nie. To było nasze muzyczne wyobrażenie tej historii. Obejrzeliśmy film, potem było kilka prób - i burza mózgów. W ten sposób opracowaliśmy melodie, rytmy i brzmienia. Ponieważ wyszło dobrze - zaczęliśmy grać ten materiał na żywo. Odwiedziliśmy również Kraków, występując w Kijów.Centrum. Potem zabraliśmy się za następne soundtracki.

- Dzisiaj macie ich na swym koncie aż dziesięć. Czym kierujecie się wybierając filmy do dźwiękowego opracowania?

- Różnie bywa. Czasem zobaczymy informację o filmie w telewizji lub w internecie - i zainspiruje nas to do pracy. Kiedy indziej dostajemy konkretne zamówienie na zrobienie muzyki. Obecnie przygotowujemy soundtrack do „Kultu ciała” Michała Waszyńskiego z Eugeniuszem Bodo. Film ma być zaprezentowany z naszą muzyką na żywo w listopadzie na Festiwalu Form Dokumentalnych w Kielcach. W efekcie prawie co rok mamy nowy soundtrack.

- Jak przygotowujecie taką muzykę?

- Zaczynamy od improwizacji w naszym małym studiu, gdzie mamy również próby. Nagrywamy to, co wymyślimy, a potem słuchamy, wybieramy najlepsze fragmenty i analizujemy pod kątem filmu. Najczęściej oglądamy go wcześniej, albo czytamy o nim. W przypadku „Metropolis” znaliśmy go wcześniej, nie potrzebowaliśmy więc wracać do niego. Było tylko kilka prób - i muzyka gotowa. W miarę grania koncertów nasze kompozycje dopasowują się do tego, co widzowie oglądają na ekranie. Ponieważ jednak nasza muzyka ma otwarty charakter, zawsze zostawiamy sobie miejsce na improwizacje.

- Który z Waszych soundtracków uważasz za najlepszy?

- Każdy jest ciekawy, bo każdy jest inny. Zawsze staramy się tworzyć nowe brzmienia, sięgając po nowe instrumenty. Teraz najbardziej jesteśmy zadowoleni ze ścieżki dźwiękowej do „Metropolis”, którą niedawno wydaliśmy na płycie. Słychać tam nieco inne podejście niż dotychczas, bo jest na niej dużo elektroniki, czasem ambientu, a kiedy indziej - kraut rocka.

- Gdzie najczęściej wykonujecie swoje soundtracki?

- W sezonie jesienno-zimowym przede wszystkim w kinach lub teatrach. Ale latem często zdarzają się imprezy plenerowe. Niedawno graliśmy podczas „Dolnośląskiego Festiwalu Tajemnic” na zamku w Książu oraz podczas „Nocy Grozy” na zamku krzyżackim w Świeciu. To bardzo klimatyczne imprezy. Pojawiamy się również na festiwalach.

- Te doświadczenia sprawiają, że moglibyście dziś stworzyć soundtrack do współczesnego filmu?

- Tak się już stało. Nagraliśmy muzykę do fabularyzowanego dokumentu o niemieckim obozie koncentracyjnym dla dzieci w Łodzi - „Nie wolno się brzydko bawić” Urszuli Sochackiej. Jesteśmy otwarci na kolejne propozycje. Tym bardziej, że mamy w tej materii doświadczenie , bo zaliczyliśmy każdy gatunek filmowy - od horroru do komedii. Na drodze obraz - muzyka nie ma różnicy między kinem niemym a współczesnym. To po prostu malowanie dźwiękiem.

- Planujecie kiedyś wrócić do pisania piosenek?

- Mamy sporo takiego materiału. Na pewno jednak zabrzmi on po naszych filmowych doświadczeniach już nieco inaczej niż kiedyś.

WIDEO: Gwiazdy na rozdaniu Fryderyków 2017. Jak prezentowały się na czerwonym dywanie?

Źródło:Agencja TVN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski