Jeśli wszystkie, to koty też. Jak choćby ten, parafialny albo przypadkowy przybłęda, w kościele, w sumie obojętne, którym. W kościele gdzieś na świecie, nocą. Kot...
Gdzieś na świecie - choć wiadomo, że niniejszym chodzi mi akurat o pastelowe foyer Teatru Słowackiego - więc w tymże foyer i ściśle w niedzielę ostatnią, na Bożonarodzeniowym Salonie Poezji „Chwile pojednania”, aktorzy i aktorki śpiewali i czytali słowa, którymi ktoś kiedyś - gromadka rymopisów wyjęta z tłumu wszystkich rymopisów ze wszystkich stron globu i z każdej epoki minionych mniej więcej dwóch tysięcy lat - próbował uporać się z cudem Narodzin Pana.
Próbowała oswoić przepaść, na ludzką miarę odzienie z przepaści tej uszyć, odzienie-pocieszenie, no bo przecież cud ten ponoć dla nas zaistniał, ku pokrzepieniu, nie dla Niego. Byli więc w niedzielę artyści i na głos powtarzali stare próby oswojenia, zrozumienia...
Kot, o którym mówię, dni temu kilka, tylko sobie znanym sposobem wlazł nocą do zamkniętego kościoła i spacerował w ciszy zupełnej. Sławetna kocia nieumiejętność tupania świetnie pasowała do natury miejsca. Myślę, że wpierw wędrował tam i sam przed ołtarzykiem w bocznej nawie, w cieniu pod krzyżem, wędrował, jakby rzekł Samuel Beckett: „wzdłuż Jego biednego ramienia”.
Po czym ruszył ku drugiej nawie, gdzie proboszcz wraz z ministrantami i organistą zbudował, jak co roku, Stajenkę, albowiem zbliża się Noc Kluczowa, która powtarza się rok w rok. W Stajence - to co zawsze. Figury znieruchomiałe, powtarzające wieczność. Maria, Józef, Melchior, Kacper i Baltazar, i nieodzowni pastuszkowie. No i fundamentalne sianko w żłobie nieuchronnym, a w nim...
Anna Dymna, Agnieszka Więdłocha, Antoni Pawlicki - czytali słowa, przez śmiertelników napisane na kanwie tamtej pięknej przepaści. Halina Jarczyk (skrzypce), Tomasz Góra (skrzypce), Jacek Kociuban (wiolonczela), Józef Michalik (kontrabas) i Grzegorz Palus (akordeon) cudowne nuty na cześć Jedynej Nocy grali, zaś Agnieszka Kościelniak, Katarzyna Zawiślak-Dolny, Daniel Malchar i Tadeusz Zięba bożonarodzeniowe pieśni - w tym mało znane, ale i osłuchane trochę kolędy, co je Jarczyk z tajemnych jakichś tomów omszałych wyłuskała - śpiewali smakowicie. Słowem, było na Salonie tak, jak jest na Salonie co roku o tej porze...
Rzeczony kot zaczął noc od Wielkiego Końca - od spaceru pod krzyżem - po czym przeszedł do Wielkiego Początku - do żłobu. Zimno było, jak to w grudniu, w kościele zwłaszcza - a tu żłób zajęty. Ebonitowy chłopczyk, laleczka - czyli Jezusek, znak Jezuska - na sianku cudownie ciepłym. Leży, uśmiecha się i nie opuszcza sianka. A tu coraz zimniej, mróz nieludzki. Wtedy kot...
My - śpiewamy w Boże Narodzenie, opowiadamy sobie o tym przepastnym początku, stare słowa powtarzamy, a wszystko po to, by przepastny początek na naszą miarę jakoś urobić i żeby przez to było nam - cieplej. Tak. Choć przez chwilę - fundamentalnie cieplej.
A kot? Z kocią delikatnością... strącił ebonitowego Jezuska z sianka i położył się w żłobie. Możecie go sobie obejrzeć w internecie. Rzekł tym gestem, co my gardłami, lecz rzekł - bez słów. Leży sobie teraz w żłobie, patrzy nam prosto w oczy i milcząc, mówi po naszemu: „Jest mi ciepło”. Nie sposób go nie zrozumieć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?