MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Liczy się tylko porozumienie z Jarosławem Kaczyńskim

Rozmawiała Ryszarda Wojciechowska
Po przegranej w eurowyborach Jacek Kurski (Solidarna Polska) ogłosił roczny urlop od polityki. Nie wytrzymał długo w bezczynności...
Po przegranej w eurowyborach Jacek Kurski (Solidarna Polska) ogłosił roczny urlop od polityki. Nie wytrzymał długo w bezczynności... fot. Tomasz Hołod
Polityka. – Sądzę, że prezes PiS będzie potrzebował w polityce ludzi z mojego pokolenia. Gra idzie o zwycięstwo prawicy – mówi Jacek Kurski

– Polityczny urlop, a tu jak za dobrych lat telefon zajęty, kamery z dziennikarzami przy drzwiach. Jacek Kurski w swoim żywiole.

– To była wyjątkowa sytuacja. Na godzinę wychynąłem z mojego urlopu. I to dlatego, że stała się rzecz, która w polityce zdarza się rzadko, czyli możliwość zjednoczenia prawicy. I to już teraz, a nie za rok. Zrobiłem sobie roczny urlop od polityki, ale w tej sytuacji musiałem się pokazać. Potwierdzić, że żyję, obserwuję, czekam, wciągam żółtko i nabieram sił...

– „Wciągam żółtko” – to jakiś nowy slang urlopowy?

– Nie, to tekst, który towarzyszył moim dzieciom, kiedy były małe. Wciąganiem żółtka nazywaliśmy stan tuż po obudzeniu się, kiedy trzeba było dojść do siebie. Nadal jestem na urlopie, w stanie wyciszenia. Analizuję błędy, wyciągam wnioski. Jednak w sytuacji, kiedy zjednoczenie prawicy jest możliwe, zabrałem głos w mediach.

– Już po przegranych wyborach mówił Pan: „Mam marzenie, śnię o zjednoczeniu prawicy”. Naprawdę wierzy Pan w pojednanie Ziobry, Kurskiego i Kaczyńskiego? Ojciec nie przebacza.

– Po pierwsze, ojciec przebacza.

– Ten ojciec?

– Tak, były już takie przypadki: Jurek, Sellin, Ujazdowski, Polaczek, Dorn nawet dwa razy.

– Ale oni tak mocno nie ukąsili jak wy.

– Gdyby mieli zęby i siłę, toby ukąsili. My byliśmy dużo silniejsi. I nasz projekt miał wszelkie szanse powodzenia. Ale nie czas rozpamiętywać, dlaczego nie przekroczyliśmy pięcioprocentowego progu. Rzecz nie w kategorii wybaczania. Z perspektywy Jarosława Kaczyńskiego gra idzie o coś zupełnie innego. Zwycięstwo bądź przegrana będzie nadaniem albo odebraniem sensu jego 25-letniej aktywności w życiu publicznym. To zwycięstwo Jarosław Kaczyński winny jest też, by nie używać wielkich słów, swemu bratu. Musi wygrać te wybory, i to nie dwoma procentami, ale kilkunastoma.

– Dlaczego?

– Bo już wybory europejskie pokazały, ile mają przeciwnicy: PO – ponad 32 proc., SLD – 9,5 proc., Pawlak – mówię tak w skrócie, bo wiadomo, że wcześniej czy później to on znów stanie na czele PSL – 7 proc. To daje razem 49 proc. Jeżeli nie będzie miażdżącego zwycięstwa zjednoczonej prawicy, która rozbije bank i weźmie większość w Sejmie, to nawet jeśli te partie przegrają z PiS indywidualnie, sklecą koalicję. Wtedy możemy mówić nie o dwóch kadencjach Tuska, ale o czterech. Gra idzie o szansę prawicy na zwycięstwo, a nie o wybaczanie.

– Niektórzy mówią, że Solidarna Polska chce wnieść do tej zjednoczonej prawicy tylko własne ambicje i nadzieje na pewne mandaty, na przykład PSL tak was widzi...

– Rozumiem, że ocenia nas w ten sposób partia altruistów i filantropów. Gdybyśmy byli politykami dla stołków, to grzecznie byśmy sobie z Ziobrą siedzieli w polityce i czekali na kolejne funkcje z wyboru, których moglibyśmy być pewni. Bo mając znane nazwiska, moglibyśmy się ich spodziewać bez najmniejszego wysiłku. Nam chodziło o możliwość odblokowania zwycięstwa na prawicy.

I nawet jeżeli Solidarnej Polsce się wyborczo nie udało, to paradoksalnie może się to jednak spełnić. Dlatego że PiS plus Solidarna Polska i Jarosław Gowin mogą oznaczać synergicznie czterdzieści kilka procent. To jest wiano, które wnosimy. Możliwość zwycięstwa plus kilkunastu znanych polityków o dużym dorobku państwowym. Polityków, którzy już coś umieją, ale jeszcze są cały czas młodzi, średnio czterdziestoparoletni. W tym wieku już się wszystko o polityce wie, wszystko się rozumie, ma się siłę wiosłować, ale też ma się na ogół dojrzałość, która pozwala unikać wielu sparzeń i błędów.

– Jeśli dojdzie do zjednoczenia, to uda się wam Solidarną Polskę zachować? Czy jak przystawki zostaniecie zjedzeni?

– Ja bym się tego aż tak bardzo nie obawiał. Zjednoczenie, a potem zwycięstwo prawicy jest na tyle ważne i atrakcyjne, że to, czy zostanie jakiś szyld w naszym czy Gowina przypadku, to sprawa drugorzędna.

– Jarosław Gowin chce jednak zachować swój projekt. A na pytanie, czy się nie boi, że zostanie przystawką Jarosława Kaczyńskiego, odparł, że nie, bo on jest łykowaty.

– I stanie im w gardle? Czy to będzie nowa partia federacyjna, czy koalicja wyborcza, a może PiS z zaproszeniem szyldów na listy, to jest mniej ważne od tego trójpaku wyborczego, który nas czeka. Nie musimy być jedną partią, jednym ciałem. Musimy wygrać wybory. Musimy stanowić jedność wyborczą prawicy.

– Jak Pan odczytał to pierwsze spotkanie Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry?

– Bardzo dobrze.

– Naprawdę?

– Wynik jest nadal w zawieszeniu. Ale widać, że potrzebne są dalsze rozmowy.

– Relacje medialne są takie, że Jarosław Kaczyński nie chce się zgodzić na miejsca na listach dla Solidarnej Polski.
– Dwa i pół roku byliśmy osobno. I teraz trzeba te puzzle dopasować. Nie sądziłem, że po jednym spotkaniu się uda.

– Enigmatycznie bardzo.

– Byłoby dziwne, gdyby po takim czasie rywalizacji i wzajemnych osobistych wycieczek dwóch ludzi od razu się dogadało co do szczegółów porozumienia, które musi dotyczyć wyborów samorządowych, parlamentarnych i prezydenckich.

– Leszek Miller mówił, że Zbigniew Ziobro klęknie przed Jarosławem Kaczyńskim i pocałuje go w rękę. Ta wizja działa na wyobraźnię.

– A Miller całował SLD po flircie z Samoobroną? Nie całował.

– Nie całował. Bo nie musiał.

– Nikt nie ma interesu we wzajemnym upokarzaniu się. To mecz życia także dla Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli teraz prawica nie wygra, to następne rozdanie będzie dopiero w 2019 roku. Jarosław Kaczyński będzie wtedy po siedemdziesiątce. Życzę mu długowieczności, ale nie żyjemy w czasach Adenauera, który jako jeden z nielicznych zaczynał urzędowanie po siedemdziesiątce. W Polsce większość premierów zaczynała rządzić po pięćdziesiątce. Dlatego teraz Jarosław Kaczyński musi wygrać. Bo potem może być... nigdy.

– Pan zakłada wariant, że do zjednoczenia prawicy nie dojdzie?

– Taki wariant byłby samobójczy, absurdalny. Wszyscy by na tym stracili. Ten największy, który ma wszystko do wygrania, i ci najmniejsi, którzy mają wszystko do stracenia.

– Może po aferze taśmowej Jarosław Kaczyński jest przekonany, że wygra bez was.

– No tak, ale już eurowybory pokazały, że jest jakaś niekontrolowana dynamika na prawicy, jak na przykład Korwin- -Mikke. Nie ma gwarancji, że coś takiego nie wyskoczy.

– Solidarna Polska dogaduje się z narodowcami?

– Nie chce mi się w to wierzyć. Myślę, że to droga donikąd.

– To rzeczywiście jest Pan na urlopie. Nie ma Pan żadnych wiadomości od Ziobry?

– Mam. Wiem, że ten ruch narodowy jest elementem licytacji przy rozmowach z prezesem Kaczyńskim. Ale, moim zdaniem, to ślepa uliczka. Będę to koleżankom i kolegom odradzał.

– Na pytanie, jak wyglądają Pana relacje z Jarosławem Kaczyńskim, odparł Pan niedawno, że o tym można byłoby książkę napisać. To coś bliżej romansu, horroru czy może thrillera?

– Sytuacje były czasem trudne, ale bardzo esencjonalne, niezwykle dotykające nerwu polityki. To jasne, że Jarosław Kaczyński był dla mnie ważniejszą postacią niż ja dla niego. Ale to wynika z różnicy wieku. Jeśli dla niego jestem postacią zauważalną, to czuję, że dlatego, że znałem dobrze Lecha. Lepiej Lecha niż Jarka. I sądzę, że on będzie potrzebował w polityce ludzi z mojego pokolenia, dla których Lech był ważny.

– Pan by się dogadywał z Adamem Hofmanem?

– To jest naprawdę najmniejszy problem. Najważniejsze, co się liczy, to realne porozumienie z Jarosławem Kaczyńskim. Reszta jest... stukaniem obcasów w staniu na baczność. Tam nie ma czegoś takiego jak sprzeciw bojarów wobec cara.

– Pan chce wracać do cara, więc trzeba będzie poćwiczyć stukanie obcasami.
– Nigdy nie stukałem obcasami. Kiedy „mówiłem Cyrankiewiczem”: kto podniesie rękę na Jarosława Kaczyńskiego, temu Jacek Kurski tę rękę odrąbie, to był pastisz. A do dzisiaj to wraca do mnie na zasadzie dosłowności. Nieraz spierałem się z Jarosławem Kaczyńskim na zamkniętych gremiach. I tak rozumiałem lojalność. Nie jako stukanie obcasami. Potrzebne są powściągliwość, szacunek i wspólny front w obronie i na zewnątrz, ale wewnątrz powinien być rodzaj elementarnej dyskusji i partnerstwa.

– Michał Kamiński to nabytek P0. Nikt nie potrafi tak pięknie laski zamienić na... łaski. Z was takiego pożytku chyba nie będzie.

– Analogii z Kamińskim nie widzę. On przeskoczył z nieba do piekła, z ognia w wodę. Ja się całe życie poruszam w obrębie jednego obozu ideowego. Przeskoczenie w kompletnie inną stronę jest niewiarygodne i nie opłaca się w polityce. Lepiej odejść i nabrać dystansu, zaproponować po jakimś czasie nowego siebie, niż za wszelką cenę zaistnieć w obozie wroga. Porażka w życiu może być darem Bożym. Pod warunkiem, że jest dobrze przemyślana, zrozumiana i przepracowana. Wtedy może stworzyć kogoś lepszego. Przegrałem po to, żeby być lepszym, kiedy wrócę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski