Po 400 zł jednorazowej dopłaty i to jeszcze przed jesiennymi wyborami mogą otrzymać emeryci pobierający najniższe świadczenia. Rząd zamierza przeznaczyć na ten cel aż 3 mld złotych. A to i tak tylko jeden z wielu rządowych wydatków w tej kampanii do Sejmu.
PRZECZYTAJ KOMENTARZ GRZEGORZA SKOWRONA: Tym razem obietnice wyborcze trzeba spełnić
Im bliżej wyborów, tym PO ma większą łatwość w znajdowaniu pieniędzy dla kolejnych grup wyborców. I tak podwyżek w końcu mają doczekać się pielęgniarki i położne. Zapowiedział to już nowy minister zdrowia prof. Marian Zembala, choć przez ostatnie osiem lat rząd pozostawał głuchy zarówno na prośby, jak i protesty pielęgniarek.
Także po ośmiu latach wyższych pensji mogą spodziewać się pracownicy administracji publicznej, czyli większości urzędów i instytucji podległych rządowi (np. urzędów skarbowych czy ministerstw). Tej grupie premier Ewa Kopacz obiecała podwyżki od stycznia 2016 roku.
Przed wyborami koalicja PO-PSL może też nieco złagodzić negatywne dla siebie konsekwencje podniesienia wieku emerytalnego. W poniedziałek ludowcy złożyli w Sejmie projekt ustawy, dzięki któremu na emeryturę będzie można przejść po 40 latach pracy, bez względu na wiek.
WIDEO: Ryszard Petru: Gdyby zrealizować część obietnic Beaty Szydło, mielibyśmy w Polsce Grecję
Źródło: TVN24 Biznes i Świat/x-news
Projekt w dużej mierze oparty jest o propozycje prezydenta Bronisława Komorowskiego, ale wygląda na to, że ludowcy chcą nim powalczyć także o głosy rolników.
W myśl przygotowanych przepisów staż pracy pracujących na roli liczony mógłby być już od 16. roku życia. Emerytura przysługiwałaby im już w wieku 56 lat. Co więcej, jeżeli po 40 latach świadczenie emerytalne okaże się zbyt niskie, państwo dopłaci do niego z budżetu.
– Widać, że koalicja jest w stanie wiele obiecać, żeby tylko zyskać dodatkowe głosy wyborcze. Nawet na kilka miesięcy przed wyborami wycofać się ze swojej sztandarowej zmiany – mówi prof. Ryszard Bugaj, ekonomista z Polskiej Akademii Nauk.
– To niestety jest standardem w polskiej polityce – przyznaje prof. Andrzej Piasecki, politolog z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, autor książki „Wybory w Polsce. 1989–2011”. – Tuż przed wyborami rządzący nagle przypominają sobie o konieczności dopieszczenia społeczeństwa i znajdują pieniądze na taką kiełbasę wyborczą jak dopłaty dla emerytów – mówi prof. Andrzej Piasecki.
Podobne rozwiązania u schyłku swoich rządów wprowadziły kolejno SLD i PiS. Nie uchroniło ich to jednak przed wyborczymi porażkami. – Jednorazowe dopłaty czy podwyżki być może nie sprawią, że emeryci lub pielęgniarki zaczną popierać rząd. Ale niewykluczone, że to zneutralizuje ich niechęć do władzy. A dzięki temu ich głosy nie trafią do przeciwników politycznych rządzącej partii – ocenia prof. Piasecki.
Trudno jednak zadowolić się zapowiedziami PO, jeżeli na poważnie bierze się obietnice wyborcze polityków PiS. Główna partia opozycyjna na sztandary wzięła sobie bowiem pomysły Andrzeja Dudy z kampanii prezydenckiej.
Chodzi m.in. o obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie kwoty wolnej od podatku z 3 tys. zł do 8 tys. zł oraz dopłaty po 500 zł na każde dziecko dla rodzin najbiedniejszych i po 500 zł na drugie i każde kolejne dziecko w reszcie rodzin.
Dodatkowo politycy PiS mówią o przewalutowaniu kredytów zaciągniętych we frankach szwajcarskich po takim kursie, w jakim kredyty zostały zaciągnięte oraz o bezpłatnym dostępie do przedszkoli dla wszystkich rodzin. – Gdybyśmy chcieli na poważnie brać te wszystkie obietnice, to budżet, jakim będziemy dysponowali w najbliższej kadencji, musiałby się podwoić – mówi Łukasz Kozłowski, ekonomista, ekspert Pracodawców RP.
Ale PiS po zwycięstwie Andrzeja Dudy już stopniowo urealnia swoje propozycje. Przykładowo, zamiast powrotu do starego wieku emerytalnego proponuje teraz – podobnie jak PSL – umożliwienie przejścia na emeryturę po 40 latach pracy (kobietom po 35).
Kwotę wolną od podatku natomiast zamierza podnosić w dwóch ratach – żeby nie rozsadzić budżetu. Zdaniem ekspertów niewykluczone jest także spełnienie obietnic dotyczących przewalutowania kredytów.
Wciąż jednak niewiele wiadomo, skąd PiS weźmie środki na sfinansowanie innych obietnic. Dotąd jednym z nielicznych pomysłów, który się pojawia, jest opodatkowanie banków i hipermarketów. – To jest mit, że hipermarkety i banki nie płacą w Polsce żadnych podatków. Ale w stosunku do ich zysków mogą wydawać się śmiesznie niskie. Dlatego wprowadzenie jednego podatku od obrotu zamiast niewydajnego CIT-u byłoby rozsądne i sprawiedliwe – mówi dr Janusz Grobicki z Centrum im. Adama Smitha.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?