MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Levadia? Nie, FC Barcelona

Krzysztof Kawa
Kawa na ławę. Piłkarze Lecha Poznań są na fali, odkąd zajął się nimi Maciej Skorża. Ten sam, któremu wciąż wypomina się nieszczęsną wpadkę z Levadią Tallin sprzed sześciu lat, gdy był trenerem krakowskiej Wisły.

Mimo upływu czasu klęska nadal mu doskwiera, choć przecież właśnie dzięki tamtej lekcji teraz nie zaniedbał letnich przygotowań do podboju Europy i Lech jest bliski awansu do kolejnej fazy eliminacji Ligi Mistrzów.

Życzę Skorży, by zlekceważenie Estończyków do końca życia pozostało jego największym szkoleniowym faux pas. Niepostrzeżenie zaledwie 43-letni szkoleniowiec stał się – po pójściu w odstawkę Franciszka Smudy – najbardziej doświadczonym klubowym trenerem z Polski na międzynarodowej arenie.

Na to doświadczenie składa się nie tylko Levadia, ale wcześniejsze mecze z Amiką Wronki oraz późniejsze z Legią Warszawa. A także, co z niezrozumiałych dla mnie względów jest bardzo rzadko podnoszone przez ekspertów, dwumecz z Barceloną. Jakby miano pogromcy ekipy Josepa Guardioli nic nie znaczyło w naszym zapyziałym trenerskim zaścianku.

Jasne, dobrze wiem, że cieniem na wygranej Wisły z Barcą kładzie się przykra porażka z gatunku „cztery do zera i żegnamy frajera”, jakiej krakowianie doznali dwa tygodnie wcześniej na Camp Nou. Niemniej dla mnie piłkarze „Białej Gwiazdy”, którzy wystąpili w (nie)pamiętnym rewanżu i tak stali się bohaterami. A szczególnie ich trener, który w Barcelonie przejrzał na oczy.

Dla nas, obserwujących kanonadę Eto’o, Xaviego i Henry’ego z wysokości trybun, nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, ot, kolejne potwierdzenie starych prawd. Tymczasem dla Skorży przekonanie się na własnej skórze, jak wielka przepaść dzieli jego graczy od piłkarzy pełną gębą była wręcz porażająca. Gdy w sali konferencyjnej Camp Nou z trudem zbierał myśli, miałem wrażenie, że świat zawalił mu się na głowę.

To był moment rozstania z ideałami, dzień potocznie określany banalnym sformułowaniem „koniec świata”. I oto kilkanaście dni później, ni stąd ni zowąd, drużyna Pepa wracała do domu jak niepyszna po krępującej porażce pod Wawelem. Nigdy tego wyczynu Skorży nie zapomnę. I będę przypominał, ilekroć znów ktoś wypomni mu Levadię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski