Fot. Remik
Nie wierz nikomu po trzydziestce
- Jak to się stało, że złapałeś za gitarę akustyczną i zacząłeś tworzyć własne piosenki?
- Moim pierwszym instrumentem była perkusja. Ale staram się nie ograniczać. Kiedy miałem szesnaście lat, sięgnąłem po gitarę taty i zacząłem się powoli samemu na niej uczyć grać. Ponieważ jestem leworęczny, a tata – praworęczny, używałem więc... odwróconych strun. Kiedy przyswoiłem sobie najważniejsze zasady, postanowiłem spróbować układać własne piosenki. Gdy powstało ich już kilka, przesłałem je koledze, Bartkowi Borowiczowi, który prowadzi wytwórnię płytową i agencję koncertową. A on – ku mojemu zaskoczeniu od razu zaproponował mi zorganizowanie solowego koncertu.
- To znaczy, że działeś jednocześnie w zespole?
- Tak. Od trzech jestem bębniarzem w grupie More Than Three. To indie-rockowe granie, osadzone w kontekście klasyki amerykańskiego emo z lat 90. Mamy na swoim koncie jedną EP-kę, koncertujemy po Polsce, występowaliśmy w Krakowie na Juwenaliach. Niedawno przygotowaliśmy materiał na debiutancki album a teraz szukamy wydawcy.
- Skąd więc chęć na solowy „skok w bok”?
- W zespole gram mocną muzykę. A mnie zawsze pasjonowało akustyczne granie. Poznawałem taką twórczość przez Internet, moimi ulubieńcami stali się Damien Rice czy Rocky Votolato. W końcu samemu zachciało mi się zrobić coś podobnego.
- I jak to jest samemu nieść na barkach brzemię odpowiedzialności za cały przekaz?
- Chociaż w zespole każdy coś dodaje od siebie, to większość kompozycji jest moja. Wspólnie dopracowujemy je potem na próbach. W solowym projekcie rzeczywiście do końca odpowiadam za wszystko. To trochę stresuje, ale jednocześnie daje poczucie wolności. Na razie tylko śpiewam i gram na gitarze, ale z czasem chciałbym uzupełnić to szerszym tłem instrumentalnym.
- „In My Island” nagrałeś w studiu Przemka „Perły” Wejmanna. To człowiek znany z produkcji głównie rockowych płyt. Skąd wiedziałeś, że sobie poradzi z akustycznym folkiem?
- Kiedyś graliśmy z More Than Free w naszym rodzinnym Wołowie wspólny koncert z zespołem The Blue Raincoat. Spodobała im się nasza muzyka, zaprzyjaźniliśmy się ze sobą. Dzisiaj mamy wspólną kanciapę na próby. Kiedy postanowiliśmy nagrać pierwszą EP-kę, Lokis, perkusista The Blue Raincoat, polecił nam właśnie Przemka i jego studio w Opalenicy. Tam nagraliśmy również materiał na niewydany jeszcze album. Kiedy więc pomyślałem o zarejestrowaniu własnej EP-ki, od razu pomyślałem o Przemku. Dobrze się nam razem pracowało – efekt jest taki, jaki chciałem osiągnąć.
- Kim jest tajemnicza kobieta śpiewająca z Tobą w dwóch piosenkach?
- To Magda Noweta, wokalistka zespołu Let The Boy Decide. To nasi kolejni znajomi z niezależnej sceny. Magda ma też swój solowy projekt i tak nawzajem się wspomagamy. Ona zaśpiewała u mnie, ja zaśpiewam u niej.
- Niebawem zaczynasz swoją pierwszą trasę koncertową. Dopiero co zdałeś maturę. Co Cię bardziej stresowało?
- Szczerze mówiąc – matura. Jestem z natury leniwy, dlatego lepiej mi idzie z muzyką niż z nauką. Ale Bartek powiedział mi: „Skup się na maturze! Koncerty będą później!”. I jakoś poszło.
- A jak sobie dasz radę na solowych koncertach?
- To rzeczywiście coś innego niż występy z zespołem. Dopiero uczę się zachowania na scenie. Dużo zależy od widowni. Jeśli ludzie są przyjaźni, idzie mi o wiele lepiej. Nie przepadam też za dużymi klubami. Ale jak na razie takie występy mi nie grożą.
Rozmawiał Paweł Gzyl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?