Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legenda mariackiego hejnału

Andrzej Kozioł, dziennikarz
Hejnał mariacki obwieścił zwycięstwo pod Monte Cassino
Hejnał mariacki obwieścił zwycięstwo pod Monte Cassino fot. archiwum
OBYCZAJE. I w co tu wierzyć: w bratobójstwo, rycerzy zaklętych w gołębie czy tatarską strzałę? Kto wymyślił opowieść o hejnale – Philbook Kelly czy Aniela Pruszyńska?

To najbardziej znana polska wieża, wyższa z dwóch wieżyc kościoła Najświętszej Panny Marii w Krakowie, zwana wieżą budzielną lub hejnalicą. Strzelista, zwieńczona wieżyczkami, od połowy XVII wieku ozdobiona ogromną złocistą koroną. Wieżą, którą tak zachwycał się Edmund Wasilewski, arcykrakowski poeta:

Patrz, Mariacka wieża stoi,
dla miasta strażnica;
na jej widok myśl się korzy,
a dusza zachwyca!
Na wysmukłej jej kibici
Sześć wieków zdrzymało,
Przecież piękna jak
dziewica,
Przecież stoi cało!
A poważny w swym ogromie,
Niby rodzic miasta,
Kościół pod nią z łona
Rynku
Jak olbrzym wyrasta...

Z wierszy poświęconych mariackiej wieży – lepszych i gorszych – można by ułożyć tomik. U Gałczyńskiego „z Wieży Mariackiej światłem prószy”, a Polewka pisał w zachwycie:

Któż wypowie, twoje piękno,
Krakowie prastary –
Chyba, że na Sukiennicach
przemówią maszkary.

Chyba, że się w hymn
przemieni
Ta duma strzelista,
Z jaką Wieża Maryjacka
Płynie w gwiezdną przystań.

Jednak Wieża Maryjacka to nie tylko ukoronowana strzelistość, nie tylko ceglana żarliwość gotyku otoczona jaskółczym skwirem. To także hejnał co godzinę czterokrotnie spływający na miasto z malutkich okienek.

Czekają nań turyści, a kiedy złocista trąbka zniknie wewnątrz, na Rynku rozlegają się brawa. Krakowianie przechodzą spokojnie, nie podnosząc głów, ale spróbujcie zabrać im hejnał! Zamordują każdego, kto odważy się na takie świętokradztwo! Bo mariacki hejnał jest nieodłączną cząstką Krakowa – jak sama wieża, jak Barbakan, zwany kiedyś Rondlem, jak Floriańska Brama i Wawel...

Czasami niektórzy z przybyszów dziwią się. Kiedyś, gdy o północy siedzieliśmy w kawiarnianym ogródku z gościem z dalekiego kraju, w szmer rozmów, w pobrzękiwanie porcelany i szkła wdarł się hejnał, w świetle księżyca rozbłysła trąbka. „Wy tam trzymacie ż y w e g o człowieka?” – zdziwił się mój rozmówca. A trzymamy, i to od kilkuset lat i jeszcze, jeżeli Bóg pozwoli, będziemy trzymali przez następnych kilkaset lat. I ciągle będzie tak jak u Konstantego Krumłowskiego, w zapomnianym już po trosze wodewilu „Jaskółka z wieży Mariackiej”, w którym trębacz Zachariasz śpiewa:

Na Mariackiej wieży
Wszystko jak należy
Siedzę przez dzień cały
I trąbię hejnały
Lecz dla odpoczynku
Gdy zejdę do szynku
Wtedy bardziej wolę
Trąbić tam na dole!
Z rana i w południe
Gram na trąbie cudnie
Mieszkam aż pod chmurą
Lubię barszczyk z rurą!
A gdy człek wydmucha
Ostatniego ducha
Boże, proszę ciebie
O barszcz z rurą w niebie...

Tak po prawdzie to ani dzisiaj, ani w przyszłości nie można liczyć na barszcz z rurą, ba, konia z rzędem temu, kto wie, czym była ta potrawa...

Wieże mariackie otaczają legendy. O ich budowniczych dwóch braciach, krakowskim Ablu i Kainie. O rycerzach księcia Probusa zaklętych w gołębie. I wreszcie legenda o trębaczu z wieży mariackiej, który przerwał granie hejnału, gdy w jego gardle utkwiła tatarska strzała. Jeszcze jedna krakowska legenda, tym razem bardzo młoda, która nie wiadomo skąd się wzięła.

Większość krakowian zna ją nie wiedzieć skąd, jest taką samą oczywistością, jak opowieść o Wandzie i Kraku, o smoku i szewczyku Skubie (od pewnego czasu nie wiadomo dlaczego uparcie nazywanego szewczykiem Dratewką). Moje pokolenia pamięta też jeszcze opowiastkę Ksawerego Pruszyńskiego „Trębacz z Samarkandy”. Może była szkolną lekturą, może czytaliśmy ją z własnej ciekawości.

Opowiada w niej Pruszyński o naszych żołnierzach, których podczas ostatniej wojny losy rzuciły do Związku Sowieckiego, do Uzbekistanu. Tam, w prastarej Samarkandzie, uzbeckim Krakowie, poproszono ich o coś nadzwyczajnego, przedziwnego; aby polscy trębacze zagrali na samarkandzkim rynku. Po co? Żeby odwrócić nieszczęścia, jakie spadły na Uzbe-ków, którzy kiedyś, bardzo, bardzo dawno, wraz z Tatarami napadli na miasto równie ważne w Lechistanie, jak Samarkanda w Uzbekistanie.

Podczas napadu z – jak powiadali miejscowi – minaretu trąbiono modlitwę, którą przerwała tatarska strzała. Trębacz zginął, ale miasto obroniło się, ale napastnicy zostali przeklęci – za przerwanie modlitwy miasta sposobiącego się do snu. Klątwa miała trwać dopóty, dopóki trębacz z Lechistanu nie dokończy na rynku w Samarkandzie przerwanej przed wiekami modlitwy. I stało się:

Trębaczy wypucowano jak się należy, trąby, wszystko, a jakże. Wieczorem przed meczetem w Samarkandzie, słynnym meczetem, gdzie spoczywają prochy Tamerlana, czerniał tłum tak zbity, tak gesty i tak nieruchomo czekający, jak tylko na Wschodzie azjatyckim tłum czekać może… Trębacze… zagrali raz, drugi i trzeci. Zagrali pobudkę wojskową, zagrali jakiś apel, zagrali wreszcie hejnał. Nasz Mariacki…

Skąd się wzięła legenda o melodii przerwanej przez tatarską strzałę? Julian Zinkow w swojej książce o krakowskich podaniach, legendach i zwyczajach starannie wylicza prace, które n i e w s p o m i n a j ą o zastrzelonym grajku z mariackiej wieży. W tej negatywnej bibliografii znajdują się teksty z „Pszczółki Krakowskiej” Konstantego Majeranowskiego, człowieka, który wręcz nałogowo produkował legendy.

Majeranowskiemu tak dalece nie ufano, iż fakt, że pisał o Koniku Zwierzynieckim, dla wielu stanowił podstawę do twierdzenia, że nawet Lajkonik został zmyślony. O legendzie nie wspomina Józef Łebkowski, zaś Władysław Ludwik Anczyc, owszem, wiąże wieżę mariacką z tatarskim najazdem, ale wspomina nie hejnał, lecz wołanie przez tubę z wieżowej wysokości. Klemens Bąkowski w wydanej w 1899 roku książce nawet nie wspomina o tym, że melodia hejnału nagle się urywa, natomiast w drugiej połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku H. Gieszczykiewicz już mówi o przerywanej melodii, dodając nieco zawile, że hejnał jest motywem muzycznym niedokończonym, urywającym się nagle – (…) dla oznaczenia czasu, który sięga w nieskończoność.

Jednocześnie powołuje się na legendę mówiącą o hejnale przerwanym przez śmierć sygnalisty, nie datuje tego wydarzenia i nie łączy go z Tatarami. Już dwa lata później, w roku 1928 ukazuje się w Ameryce książka Erica Philbooka Kelly’ego „The Trumpeter of Krakow” – „Trębacz z Krakowa”.

Czyżby więc opowieść o tatarskiej strzale narodziła się za Oceanem? Może, ale może też było inaczej. Jak w „Legendzie złotej trąbki”– powołując się na znakomitego historyka Krakowa, prof. Michała Rożka – twierdzi Leszek Mazan, Kelly bawił w Krakowie w 1919 roku. Po mieście oprowadzała go Aniela Pruszyńska i ona – jak pisał już po wojnie prof. Karol Estreicher – wymyśliła Tatarzyna, strzałę, jednym słowem – legendę.

Legenda trwa i nikt nie zastanawia się nad jej pochodzeniem, bo taka jest natura legend, po prostu są i nie wymagają uzasadnienia. A hejnał jest tak prastary, tak czcigodne ma pochodzenie, że ono samo wystarczy za wiele legend. Samo określenie, pochodzące od węgierskiego terminu „hajnał”, świt, jutrzenka, poranek, według wielu badaczy zostało przywiezione do Krakowa przez bratanków w drugiej połowie XIV stulecia. Na Wawelu pomieszkiwała wówczas królowa węgierska Elżbieta, siostra Kazimierza Wielkiego.

Już w 1392 roku w miejskich rachunkach znalazł się zapis, iż strażnik z wieży marackiej otrzymuje tygodniowo 8 groszy, a trębacz dodatkowo pół grosza.

Prastary hejnał trwa, obrósł anegdotami, a jest ich tak wiele, że można by opowiadać o nich długo, nawet bardzo długo...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski