„Swój rozum ma”, „potrafi sobie w życiu radzić”, „nikogo przecież nie zabił”, „kupił dyplom, a komu to przeszkadza” – łatwo rozgrzeszamy osoby, które dopuszczają się plagiatu. Zapominamy, że to nie tylko naganne etycznie, ale też szkodliwe dla kraju. Gdy taki „dyplomowany” kombinator trafia na stanowisko, wymagające rzetelnej wiedzy, brak kwalifikacji odbija się na nas wszystkich.
Potem narzekamy, że obsługują nas niedouczeni urzędnicy albo że nauczyciele naszych dzieci nie potrafią czegokolwiek nauczyć. Pomstujemy na szefów, którzy nadają się tylko do popijania zaparzonej przez sekretarkę kawki i – żeby nie szukać daleko – na nierozgarniętych tzw. pracowników mediów, którzy wypierają z zawodu rasowych, wykształconych i siłą rzeczy droższych dziennikarzy.
Handel pracami dyplomowymi to jedna z przyczyn zanikania w Polsce inteligencji – grupy społecznej, nadającej kierunek rozwojowi kraju. Zachowując szacunek dla osób bez wyższego wykształcenia (nietrudno wśród nich znaleźć ludzi mądrzejszych od niejednego magistra), trzeba sobie zdać sprawę, że zastępowanie inteligencji przez osoby, które jedynie legitymują się dyplomem uczelni, jest groźnym zjawiskiem.
Zwłaszcza że w warunkach walki szkół wyższych o utrzymanie liczby studentów (i etatów), zostać magistrem nie tak trudno. Na pracownikach uczelni spoczywa zatem szczególna odpowiedzialność, by ogólnopolski system antyplagiatowy przyniósł efekt. Komputer porówna prace, ale to promotor przyszłego magistra musi poważnie potraktować swe obowiązki i bez litości tępić ćwierćinteligentów.
CZYTAJ TAKŻE: Koniec ćwierćinteligentów kupujących sobie dyplomy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?