Pada pytanie: – Lubisz powtarzać, że w Polsce albo ścina się głowy, albo stawia pomniki. To gdzie stanie twój?
– Nigdzie – odpowiada bez namysłu Kruczek. – Beton nawet nie zdąży się związać – żartuje z refleksem i sam głośno się śmieje.
Wiedział, co mówi, choć pewnie nie spodziewał się, że tak szybko cokół zacznie się osuwać. Do kraju wrócił jako światowej klasy specjalista, jeden z najlepszych w swoim fachu, którego referencje jeszcze dodatkowo wzbogacił końcowy triumf Kamila Stocha w Pucharze Świata. Dziś, raptem parę miesięcy później, znów musi wysłuchiwać żałosnego zawodzenia o słabej kadrze i słabym trenerze. To najszybsza polska autostrada: z nieba do piekła. I to darmowa.
Mowa tu, warto przypomnieć, o szkoleniowcu, który w ostatnich latach przebił szklany sufit. Na zaufanie i uznanie musiał pracować długo, ale nauczył się przezwyciężać kryzysy, a trenerzy innych reprezentacji z zazdrością patrzyli na jego zdolność regulowania formy zawodników – Stocha zwłaszcza – tak, by najmocniejsi byli na najważniejszych zawodach.
Niektórym ta wiedza nie przeszkadza jednak w dyskredytowaniu go po nieudanym początku sezonu. Można by to oczywiście zbyć milczeniem, zrzucić na karb tej naszej słowiańskiej niecierpliwości i polskiego schadenfreude, ale czasem warto jest grzecznie zwrócić uwagę: hej, taka krytyka nie ma najmniejszego sensu.
Tym bardziej że nie wystarczy przeczytać/zrobić czterech wywiadów z Janem Szturcem, siedmiu z Apoloniuszem Tajnerem i trzech z Piotrem Fijasem, by zostać ekspertem od najazdu, odbicia, lotu, lądowania, sprzętu i biomechaniki. Nie mówiąc już o tym, że na tym polu Kruczka przeskoczyć nie sposób.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?