Anna Polony Fot. Wacław Klag
Paweł Głowacki: SALONY
Aktor, każdy aktor jest na scenie zawsze późniejszy niż cudze słowa, które mówi, albo na które w ciszy czeka, by je powiedzieć, nie ufając własnym, i zrozumieć, kim jest. Często kończy się to fiaskiem, bo nie ma słów dobrych dla każdego. Na niedzielnym Salonie Poezji Anna Polony czytała wiersze Borgesa. Niewiele: "Milonga dla Jacinto Chiclany", "Milonga o Calandrii", "Milonga o dwóch braciach", "Mityczne założenie Buenos Aires", "Luna", sonet "Deszcz", "Ars Poetica". Niewiele? Minutę przed końcem mówiła piątą strofę "Ars Poetica": "Czasem z jakiegoś zmierzchu wynurza się twarz/ patrząca z głębi jakiegoś zwierciadła./ Sztuka winna być głębią owego zwierciadła,/ które objawi tobie twoją własną twarz." Nie niewiele - Polony przeczytała wszystko. Wszystko, co u Borgesa jest przeznaczone tylko dla niej. Więc - co? Co zobaczyła w swoim głosie - ciemnej tafli szkła, wolno sunącej od okna do drzwi?
Bywają Salony, na których zgoda między słowem a tym - tą, który - która czyta, tak doskonała jest, że Salon obraca się w godzinę intymności ostatecznej, kiedy wszystko, co można, to tylko pytać cicho i bez nadziei na odpowiedź. Jest wtedy w foyer Teatru Słowackiego tak, jak ostatniej niedzieli. Jak by nikogo nie było. Dobra pustka. Tylko Polony i to, co spotkała w słowach Borgesa. "Szły stateczki malowane, kołysząc się mocno/ śród ruchomych na nurcie wysepek roślinnych". Jaki, czego początek, równie miękki i spokojny, dostrzegła w takim prologu Buenos Aires? Jak naprawdę nazywał się Jacinto Chiclany z jej przeszłości, którego przypomniała sobie, gdy mówiła do siebie: "Pamiętam. To było w Balvanera/ pewnej nocy gubiącej się w dali,/ kiedy ktoś rzucił nazwisko/ niejakiego Jacinto Chiclany."? A to: "Ten deszcz, co szybom zawiązuje oczy,/ w cichym przedmieściu radośnie zaskoczy/ czarniutkie kiście winogron na pewnym// patio, którego nie ma. Wilgocią zmieniony/ wieczór przynosi mi głos upragniony/ ojca, co wraca i wciąż żyje, zwiewny."? W krótkiej ciszy po ostatniej kropce sonetu, nim kapela snuć zaczęła kolejne tango - powtórzył się dla niej głos odległy, zamajaczyły kroki dawno nie widziane?
Tak, w niedzielę na Salonie Poezji przez godzinę było pięknie pusto. Jak każdego dnia i o każdym zmierzchu w tamtej, od dawna już tylko widmowej bibliotece domu przy ulicy Tucumán w Buenos Aires? Możliwe. W końcu gorzka logika pewności, że słowa naprawdę istotne, które być może cię wyrażą, kryją się wśród stronic cudzych, jeszcze nie poznanych ksiąg, nie wiedzących, kim jesteś - to w istocie logika samotności. I tak jest dobrze. A najlepiej bywa, gdy ta goryczka okazuje się też logiką aktorstwa.
Teatr im. Juliusza Słowackiego. 345 Krakowski Salon Poezji. Wiersze Jorge Luisa Borgesa czytała Anna Polony. Grali: Dorota Imiełowska i Łukasz Pawlikowski na wiolonczelach, Konrad Ligas na akordeonie, Roman Ślazyk na kontrabasie. Gospodarze Salonu: Anna Burzyńska i Józef Opalski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?