Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowskich dzielnic powinno być dwanaście

Rozmawiała Małgorzata Mrowiec
Dominik Jaśkowiec, radny miasta PO, autor nowych statutów dzielnic
Dominik Jaśkowiec, radny miasta PO, autor nowych statutów dzielnic Andrzej Banaś
Rozmowa kroniki. Czy ktoś, kto mieszka na przykład w Swoszowicach albo Nowej Hucie, może być skutecznym radnym dzielnicy Krowodrza? - pytamy DOMINIKA JAŚKOWCA, radnego miasta

- W dzielnicy V Krowodrza opozycja alarmuje, że wśród radnych są osoby, które nie są stąd, nie znają dzielnicy, a mają decydować o jej losach. Nie mieszkały tu w dniu wyborów, a tego wymagają nowe statuty dzielnic Pana autorstwa. Czy można wrócić do dawnego wymogu zameldowania, które było wyższą poprzeczką niż tylko złożenie deklaracji, że się mieszka na terenie dzielnicy?

- Nie. Ten przepis wynika wprost z wyroku Trybunału Konstytucyjnego oraz orzecznictwa Naczelnego Sądu Administracyjnego. Zarówno TK, jak i NSA stoją na stanowisku, że prawa obywatelskie nie mogą być uzależnione od wypełnienia bądź nie obowiązku administracyjnego, jakim jest meldunek. Dlatego prawa wyborcze wiążą się z miejscem zamieszkania. Rzeczywiście jest tu pewne pole do nadużyć, ale też sytuacja w dzielnicy V jest specyficzna.

- Co Pan przez to rozumie?

- Opozycja próbuje szantażować radnych z grupy rządzącej składaniem wniosków do sądu. Próbuje tym samym przejąć władzę poprzez zmianę składu rady. Takie działanie w organie pochodzącym z demokratycznych wyborów jest niedopuszczalne. Podstawą weryfikacji praw wyborczych jest wpis do rejestru wyborców. I w przypadku radnych, o których tutaj mowa, wpisy do rejestru potwierdzają, że w dniu wyborów byli mieszkańcami Krowodrzy.

- Ale niektórzy z nich wpisali się do rejestru tuż przed wyborami.

- Takie jest prawo. Na etapie prac nad statutami proponowałem, aby wprowadzić wymóg stałego zamieszkiwania - ale na terenie miasta. I wtedy startujemy z dzielnicy, z jakiej chcemy, a mieszkańcy decydują, czy dana osoba spełnia kryteria, by być dobrym radnym.

- Myśli Pan, że warto ponownie rozważyć takie rozwiązanie?

- Radni go nie chcieli. Ale jeśli miałbym proponować jakieś zmiany, to uważam, że powinniśmy wrócić do tego pomysłu.

- Ale może to prowadzić do upolitycznienia rad, rejestrowania kandydatów partii także w dzielnicach, gdzie brak ich działaczy?

- Takie zagrożenie istnieje i był to argument podnoszony podczas prac nad statutami. Ale skoro kwestia zamieszkiwania na terenie dzielnicy jest problematyczna, można o tym rozwiązaniu podyskutować.

- Kiedy można by rewidować zapisy statutów?

- Z przewodniczącymi dzielnic uzgodniliśmy, że nie będziemy w tej kadencji zmieniać statutów. Każdej reformie trzeba dać czas. W marcu przedstawię Radzie Miasta podsumowanie pierwszego roku obowiązywania nowych statutów - tego, co się zmieniło. A pozytywna zmiana jest zauważalna. Dotąd dzielnice starały się realizować dużo małych zadań, teraz koncentrują środki na większych i bardziej oczekiwanych przez mieszkańców przedsięwzięciach. Spowodowały to zmiany w statutach, bo daliśmy dzielnicom większą swobodę dysponowania pieniędzmi.

- A jednak mieszkańcy w ogóle nie zgłaszają projektów uchwał, co umożliwiają nowe statuty.

- Angażują się za to w budżet obywatelski.

- Jego ocena nie jest jednoznaczna. Kuleje realizacja zadań, można usłyszeć oskarżenia, że wygrywają projekty radnych.

- Widocznie ci radni mają przebicie w społeczności lokalnej, realizują swój program poprzez budżet obywatelski. To narzędzie jest szczególnie ważne dla radnych z opozycji. Dzięki niemu mogą oni spełniać swoje obietnice często wbrew układom funkcjonującym w danej dzielnicy. Dlatego nie można im tego zakazać. Mamy manierę krytykowania budżetu obywatelskiego, a ja myślę, że tegoroczna edycja pokaże, że przez dwa lata wszyscy uczyliśmy się tego narzędzia, a teraz będą efekty.

- Mieszkańcy nie znają radnych, rzadko się z nimi kontaktują, a w niektórych radach dzielnic trwają zaciekłe wojny. Mamy kryzys w dzielnicach?

- Kryzys trwał w zeszłej kadencji, było widać, że dzielnice potrzebują nowego wiatru. Dlatego zaproponowaliśmy nowe statuty. Dziś mamy nowe dzielnice zadaniowe. Ich działalność została zdynamizowana. A spory? Taka już przywara dzielnic, że radni biorą się za łby.

- A może to kwestia obecności partii w radach? Nie powinno to być miejsce dla społeczników, nawet pozbawionych diet?

- Bywa, że w dzielnicach członkowie jednej partii występują przeciwko sobie. Co do diet - na samym początku ich nie było i… powstały bodaj cztery rady na 18 dzielnic, brakowało kandydatów i zainteresowania.

- W tym roku mija 25 lat, odkąd mamy 18 dzielnic. Ten podział bywa krytykowany. Czas pomyśleć o zmniejszeniu ich liczby?

- Oczywiście, że tak. Tylko nikt dotąd nie zaproponował takiej zmiany, która miałaby szansę być przyjęta. Przy tworzeniu nowych statutów lekko korygowaliśmy granice dzielnic i już to wywołało kontrowersje. Ja chciałbym, żeby dzielnice były równe powierzchniowo i liczbowo. Dziś Łagiewniki to 15 tys. mieszkańców, a Prądnik Biały - 70 tys. mieszkańców. Trudno tak różnym dzielnicom przekazywać te same kompetencje i oczekiwać, że tak samo będą realizowały swoje zadania. Według mnie w Krakowie powinno być dwanaście dzielnic, każda licząca około 60 tys. mieszkańców.

- A co z liczbą radnych dzielnic?

- Jest ich za dużo. Rada Miasta zeszłej kadencji chciała zmniejszenia liczby mandatów o jedną trzecią. Jednak ustawa o samorządzie gminnym na to nie pozwala, uzależniając mandaty od liczby mieszkańców.

- Ustawy można zmieniać…

- Wnioskowaliśmy o to do Sejmu, ale niestety sprawa ugrzęzła w komisjach, a w nowej kadencji parlamentu już o tym nikt nie myśli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski