Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków wirujących stolików

Andrzej Kozioł, dziennikarz
Paryż 1898 r. – cała Europa pasjonowała się wywoływaniem duchów
Paryż 1898 r. – cała Europa pasjonowała się wywoływaniem duchów Fot. archiwum
Spirytyzm. Pod Nowym Jorkiem pojawia się duch Pana Kopytko. Piękne panny Czechówny przesuwają pancerne kasy. Plaga atakuje prowincję i trafia pod strzechy.

Chociaż od niepamiętnych czasów powszechnie wierzono, iż rzeczywistemu światu towarzyszy inny, nadprzyrodzony, to jednak nowożytny spirytyzm pojawił się późno, pod koniec pierwszej połowy XIX stulecia. Ba, przyjęto nawet, że stało się to 31 marca 1848 roku, kiedy, jak pisali L. Sprague de Camp i Catherine de Camp:

...córki Johna i Margaret Fox z Hydesville w stanie Nowy Jork rzekomo nawiązały porozumienie z duchem, który od pewnego czasu zakłócał spokój ich domostwa tajemniczymi odgłosami i niepokojącym szarpaniem za pościel. Ośmioletnia Margaret i sześcioletnia Kate nazwały swego ducha „pan Kopytko”. Owego pamiętnego dnia wysłuchawszy serii stukotów, dziewczynki zawołały: „Panie Kopytko, niech pan robi tak jak ja!” Duch w lot pojął, o co chodzi, opracowano prosty szyfr i porozumienie między światem duchów a żywymi ludźmi zostało nawiązane. 1)

Na wszystkim można zarobić, nawet na duchu, więc starsza, dorosła siostra dziewczynek, Leach Fox Fish, zaczęła organizować płatne seanse. Panowała na nich nieco kościelna atmosfera, mówiono ściszając głos, śpiewano nabożne hymny. No i pojawiał się pan Kopytko. Wstęp był niesamowicie kosztowny, za obcowanie z duchem trzeba było zapłacić aż pięć gwinei.

Z czasem pokazy przeniosły się do Nowego Jorku, a pani Fish założyła pierwsze Towarzystwo Spirytystyczne. I nic to, że po latach, dokładnie w roku 1888, Leach pokłóciła się z Margaret, która wyznała, iż wraz z młodszą siostrą wymyśliły pana Kopytko, ot, tak dla żartu, a tajemnicze stukoty wydawały ukryte w pościeli jabłka, ukradkiem zrzucane na podłogę. Później, kiedy zaczęły występować publicznie, było już za późno, aby wycofać się z pa-nakopytkowej mistyfikacji...

Drobny żart, który przerodził się w oszustwo, dał początek modzie na spirytyzm. W Stanach Zjednoczonych zaczęły wirować stoliki, duchy stukały jak pracowite dzięcioły. W 1852 roku nowe szaleństwo (dosłownie szaleństwo: w stanie Ohio w ciągu kilku miesięcy w szpitalach psychiatrycznych znalazło się 26 fanatycznych zwolenników spirytyzmu!) za pośrednictwem amerykańskiej prasy przeniknęło do Anglii, aby następnie opanować całą Europę, także Polskę.

Pierwszym polskim miastem, do którego zawitał spirytyzm, był Kraków. Czy dla krakauerologów, takich jak Mieczysław Czuma i Leszek Mazan, to powód do wstydu, czy też do dumy, trudno orzec. Jedno jest pewne, Kraków był pierwszy, a Stanisław Wasylewski w swej książce „Pod urokiem zaświatów” napisał nie bez zdziwienia:

Pierwsze seanse odbyły się, rzecz dziwna, w mieście, które nigdy nie lubiło się spieszyć, a jedno z ostatnich na świecie uznało teorię swojego wychowanka, Kopernika – w Krakowie.

Był rok 1853, kiedy krakowskie salony zaczęli odwiedzać goście z zaświatów. I to jacy goście! Stałym bywalcem seansów spirytystycznych okazał się Aleksander Wielki, były takie, które odwiedzał Mahomet, a w niektórych zjawiał się nawet archanioł Gabriel. Skarga dyktował nieznane historykom kazanie sejmowe, a Kochanowski, któremu towarzyszyła Ur-szulka, deklamował wiersze i nie wiadomo dlaczego szydził ze swoich „Trenów”. Pewna pobożna krakowianka codziennie spowiadała się u księdza z zaświatów, uważając, że taka spowiedź upoważnia ją do przyjęcia komunii jak najbardziej tutejszej, z tego świata. Kraków żył spirytyzmem. Jak obrazowo pisał Wasylewski:

Wirowały ciężkie empiry o złoconych nogach i malutkie biedermeiery z wykrętasami. Stoliki robiły wszystko, co im rozkazano – zeznaje uroczyście świadek współczesny – skakały z nogi na nogę, grały na klawikordzie, wywracały się blatem do góry, kładły się na ziemi i na sofie, podnosiły się do sufitu, a nawet pękały z trzaskiem pod naporem nieznanej mocy.

Pojawiły się natychmiast osoby szczególnie predestynowane do kontaktów z zaświatami. Należały do nich panny Czechówny, córki krakowskiego księgarza (a może tylko jedna z nich, bowiem tylko niektóre relacje mówią o dwóch siostrach). Według relacji naocznego świadka panna księga-rzówna była „tak bogata w ten płyn magnetyczny” (o co chodzi? jaki płyn?), iż nie tylko zmuszała do ruchu stoły i stoliczki, ale przesuwała „ciężką kasę żelazną, napełnioną kruszcem”, a także równie ciężką szafę. Ba, dziesięcioletnie dziecko po dotknięciu panny Czech nabyło od niej część mocy.

Zacny staruszek Franciszek Wężyk pisał do równie zacnego staruszka Kajetana Koźmiana:

Ks. rektor Jakubowski widział, jak dwie młode i ładne córki księgarza Czecha wprawiały w ruch stoły, szafy, poduszki i obrazy i jak za dotknięciem ich rączek wszystko się podnosiło, szło i w ruch się wprawiało.

A ponieważ rzecz się działa w mieście, którego chlubą był najczcigodniejszy polski uniwersytet, sprawą zajęli się jego profesorowie. Chemik Czyrniański, fizyk Fierich i prawnik Kuczyński zasiedli, w towarzystwie trzech dam, do stolika. Nazajutrz cały Kraków czytał z wypiekami zamieszczony w „Czasie” protokół sporządzony przez uczonych mężów.

Było w nim wszystko: eksperyment zaczął się o pół do szóstej po południu, a już po dziesięciu minutach profesorowie odczuli „najpierw lekki wiatr, idący od palców do łokcia w ręce lewej, potem drżenie w rękach i rodzaj prądu wewnętrznego, który przypominał wstrząśnienia sprawiane przez słabe prądy magnetyczno-elektryczne”.

Po 25 minutach południo-wo-wschodnia noga stołu przesunęła się o półtora cala na wschód.

Po czterdziestu „stół skręcił się gwałtownie obok nogi północno-zachodniej”.

W końcu zaczął się obracać („od zachodu do północy”), uczestników eksperymentu ogarnęła „wesołość nie do opanowania” i nie wiadomo, co by się stało, gdyby w końcu nieszczęsny mebel sam się nie uszkodził w wyniku swych harców...

Wspominaliśmy, że moda na wywoływanie duchów przywędrowała ze Stanów do Europy (w Paryżu podczas spirytystycznego seansu pojawiła się ręka Napoleona, sama bez reszty cesarza Francuzów, skreśliła kilka słów, po czym została ucałowana przez imiennika Bonapartego, noszącego numer III). Kiedy zdobyła Kraków, runęła na polską prowincję.

Jeżeli wierzyć „Czasowi”, 11 maja 1853 roku Tarnów gościł niezwykłych przybyszów z zaświatów. Na jednym seansie zgromadziły się duchy Alcybiadesa, św. Stanisława Kostki, Jana Kilińskiego i papieża Piusa VII.

Spirytyzm nie znał granic ni kordonów. Dotarł do Proszowic, gdzie zacni mieszczanie dowiadywali się od duchów, że powinni udać się do wód, jakie leki posłużą im najbardziej, ba, nawet gdzie szukać ukrytych skarbów.

Porozumienia z duchami szukała nie tylko arystokracja, nie tylko mieszczanie, nie tylko inteligenci. Jak pisał Wasylewski:

Nawet poczciwy ludek krakowski z Bronowic, Czarnej Wsi i Bielan zaraził się nową modą i zasiadł pod strzechą do rozmowy z duchami. Pokazało się, że nie tylko przy złoconych empirach, ale i przy zwyczajnej tarcicy zbitej gwoździami przez kowala wsiowego można doskonale gawędzić z zaświatom.

Już nie tylko panienki z towarzystwa, bywalczynie salonów, potrafią zadziwić posiadaniem „płynu magnetycznego”. Mediami stają się – o zgrozo! – nawet służące. Jakiś spirytysta zanotował nie bez zdziwienia:

Służąca państwa R. nie potrzebuje wcale seansu, ale w minutę po wzniesieniu rąk nad stołem unosi go w górę.

Taki był dziewiętnastowieczny początek spirytyzmu na polskich ziemiach. Szaleństwo wkrótce minęło, ale spirytyzm przetrwał i był także modny w okresie międzywojnia. To już jednak inna historia...

1) Fragment książki de Campów w tłumaczeniu Wacława Niepokólczyckiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski