Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kowalczyk: Chcę opowiadać o tym, co nie daje mi spać

Rozmawiała Urszula Wolak
Marcin Kowalczyk jako mściciel w "Hardkor Disko"
Marcin Kowalczyk jako mściciel w "Hardkor Disko" Tomasz Bołt
Rozmowa. Marcin Kowalczyk, jeden z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia, opowiada o roli bezlitosnego mściciela w "Hardkor Disko"

- Gdy bardziej boli, jest ciekawiej?

- A Ty jak myślisz?

- Myślę, że tak. Pytam w kontekście słów, jakie do granego przez Ciebie Marcina wypowiada Ola (Jaśmina Polak - przyp. red.).

- Też tak sądzę. Choć ciekawiej nie zawsze znaczy lepiej.

- Tego typu rozterki nie interesują jednak Twojego bohatera. Czy agresywne zachowanie Marcina z "Hardkor Disko" jest efektem buntu bez refleksji?

- To typ bohatera, którym w życiu kieruje zasada: "Nigdy dosyć, zawsze mało". Pytanie, dokąd go to jednak doprowadzi?

- Należy do współczesnego pokolenia młodych ludzi, którzy nic już nie muszą?

- Dokładnie. Nic nie muszą, a wszystko mogą.

- Czy film "Hardkor Disko" jest manifestem pokolenia młodych-gniewnych XXI wieku?

- Manifest to zbyt wielkie słowo. Byłbym ostrożny z jego używaniem. Na pewno powstał radykalny obraz, którego mocne przesłanie intensyfikują walory estetyczne.

- Marcin skrywa twarz pod kapturem. Wiesz o kim pomyślałam, gdy zobaczyłam Cię na ekranie właśnie w takim wydaniu?

- O Robin Hoodzie? O Magiku z "Jesteś Bogiem"?

- To drugie. To słuszne skojarzenie?

- Na pewno nie jest ono zabronione.

- Przeszkadza Ci ono?

- Mam ogromny dystans do tego, jak jest odbierane to, co robię.

- Zakładając kaptur w "Hardkor Disko" puszczasz więc oko do widza?

- Zakładanie kaptura w filmie ma swoje mocne uzasadnienie. To emblemat outsidera, kogoś, kto świadomie odcina się od rzeczywistości. A może się mylę i po prostu mój bohater gubi czapki?

- Powiedziałeś, że kochasz swoich bohaterów. Marcina, który kieruje się instynktem wyrachowanego mordercy, można pokochać?

- Na poziomie budowania roli - tak. Ale nie oznacza to, że jako człowiek usprawiedliwiam jego działanie. W tym sensie Marcin pozostaje mi obcy. Staram się go jednak zrozumieć, kierując się empatią. To, że wykonałem wysiłek w celu zrozumienia bohatera, nie znaczy, że od razu się z tym godzę.

- Zadawałeś sobie pytanie, dlaczego Marcin zabija?

- Nie musiałem tego robić. Z reżyserem - Krzyśkiem Skoniecznym - chcieliśmy stworzyć figurę, która sportretuje kondycję szalenie niebezpiecznego, współczesnego świata. To przestrzeń, w której kodeks moralny przestaje mieć rację bytu, granice między dobrem a złem zacierają się, poszerza się za to strefa szarości. Nikt nie kieruje się już zasadą białe jest białe, a czarne jest czarne. Wszystko można usprawiedliwić, wytłumaczyć. Króluje względność w postrzeganiu rzeczywistości.

- Twój bohater próbuje się od tego odbić?

- On również utożsamia ten pogląd. Sięga po broń, wyznając pierwotną zasadę: oko za oko, ząb za ząb. W przeszłości został skrzywdzony, opuszczony i z tego poczucia opuszczenia bierze się jego zagubienie. W metaforycznym sensie kondycja Marcina portretuje natomiast młode pokolenie, zagubione w globalnym, typowym dla naszej kultury, chaosie wartości. Zemsta w jego wykonaniu jest bezlitosna.

- To jednak bezlitosny mściciel o złożonej budowie psychologicznej?

- Balansowałem gdzieś między wyrachowanym mordercą, uwodzicielem i myślicielem na harleyu (śmiech). Dla mnie niezgoda jest warta tyle samo co konformizm. Chodzi o to, że jedno i drugie pozostaje bezwartościowe, bez refleksji.

- James Dean grał buntownika bez powodu. Twój bohater ma jednak silne motywacje.

- I na tym polega filmowa rozgrywka. Widz może się Marcinowi dokładnie przyjrzeć, może nawet go polubić, ale co najważniejsze - zadać w trakcie trwania filmu mnóstwo pytań. Czy rozrywka w postaci imprez i używek, jaką oferuje mu współczesny świat, jest dla niego atrakcyjna? Pewnie tak, skoro w filmie ukazujemy ten świat w wyrafinowanej formie teledysku, który nęci młodych ludzi wizualną siłą. Reżyser podsuwa mnóstwo interpretacyjnych tropów. Nie należy ich jednak traktować jeden do jednego.

- Nie bałeś się, że sporo ryzykujesz biorąc udział w filmie reżyserowanym przez niezależnego debiutanta?
- Nie trzeba się bać. Osoba powodowana strachem, że coś straci, najczęściej to traci. Dla mnie bardziej ryzykowna jest praca z ludźmi, którzy już wszystko wiedzą o tym, jak się robi kino. Wtedy jest ryzyko, że nie będziemy szukać, a tylko realizować wyznaczone zadania. To ryzyko straconego czasu. Ale, wracając do pytania, tak naprawdę to czym ja ryzykuję? Że film nie odniesie sukcesu komercyjnego?

To w ogóle nie jest ważne. Że się nie będzie podobał? Nie musi się podobać! Przyjąłem propozycję Krzyśka Skoniecznego, bo było między nami porozumienie. Ja zaufałem jemu, a on mnie. To podstawowy warunek, jaki musi zaistnieć między ludźmi, którzy robią coś ważnego. Razem.

- Reżyserzy, jak dotąd, dostrzegają w Tobie potencjał grania mrocznych postaci, które ciemną stronę mocy skrywają pod kapturem. Nie masz ochoty odbić się od tego wizerunku raz na zawsze?

- Wartością tego, co robię, nie jest mój wizerunek. Mógłbym nie zrobić "Hardkor Disko" i skupić się na tym, żeby gdziekolwiek zagrać cokolwiek, po to tylko, by ludzie powiedzieli: "O, jaka zmiana", "Och, och, och! Ubrał garnitur i okulary, i waży sto kilo!". No przecież nie o to tu chodzi. (śmiech)

- Nie masz ambicji zaskakiwania widzów?

- Dokładnie tak, ani również korzystania z wymyślnej charakteryzacji. Przemiana jest narzędziem, a nie celem. Chcę opowiadać o rzeczach, które nie dają mi spać. Wydaje mi się, że aktorstwo - jako forma wyrażania się - proponuje znacznie więcej niż bycie przebierańcem i zasługiwaniem na podziw. Niebawem do kin wejdzie "Hel" z moim udziałem. W filmie mogłem zanurzyć się w temacie, który zawsze mnie intrygował.

Zgłębiałem zagadnienie prawdy i fałszu. Dla odmiany noszę tam białą kurtkę i - nie palę jointów. Smuci mnie jednak ta nasza ludzka kondycja. Na wszystko patrzymy powierzchownie. Jako ludzie mamy strasznie ograniczone narzędzia do przetwarzania rzeczywistości. Trzeba nad sobą pracować.

Aktorski talent

Marcin Kowalczyk ukończył krakowską Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. Rozgłos i liczne nagrody (w tym prestiżową im. Zbyszka Cybulskiego) przyniosła mu rola Magika w filmie "Jesteś Bogiem" Leszka Dawida. "Hardkor disko" możemy zobaczyć w krakowskich kinach (Pod Baranami, ARS, Agrafka, CC Bonarka i Multikino).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski