MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Koty czekają na dom i człowieka

Barbara Matoga
Mieć własny dom i kochającego człowieka - to marzenie każdego bezdomnego kota
Mieć własny dom i kochającego człowieka - to marzenie każdego bezdomnego kota fot. archiwum
Adopcja. Kota można adoptować ze schroniska dla bezdomnych zwierząt, z fundacji lub prowadzonego przez prywatne osoby domu tymczasowego. Do wszystkich tych miejsc trafiają zwierzęta po przejściach - porzucone, zagłodzone, często chore lub okaleczone.

„Kupowanie zwierząt w dzisiejszych czasach uważam za całkowicie niemoralne. (...) Tak wiele jest potrzebujących, udomowionych, które już uzależniliśmy od siebie. Oczywiście, zdarzają się wielbiciele jakiejś konkretnej rasy, nie mogą być jednak ślepi na to, co dzieje się wokół. Powinni pomyśleć o tych wszystkich psach czy kotach, które potrzebują pomocy natychmiast. Dopóki w schronisku znajduje się choć jeden pies albo kot, nie mamy prawa kupować zwierząt ani ich rozmnażać”.

Zdaję sobie sprawę, że powyższy cytat z wypowiedzi Doroty Sumińskiej - weterynarza i pisarki - zirytuje hodowców i miłośników rasowych kotów. I oczywiście przyznaję rację tym, którzy, hodując koty, chronią poszczególne rasy przed wyginięciem. Ale każdy, kto choć raz był w schronisku lub pomaga bezpańskim, porzuconym zwierzętom, w pewnością podpisze się pod tymi słowami.

Wśród różnych metod na „zakocenie” - czyli stanie się opiekunem kota - pisaliśmy już o przygarnięciu błąkającego się zwierzęcia oraz o jego kupowaniu. Kolejnym sposobem jest adoptowanie kota ze schroniska, fundacji lub domu tymczasowego. Pod względem emocjonalnym jest to zbliżone do metody pierwszej, ale jeśli chodzi o względy praktyczne, powinna uwzględniać zasady z tej drugiej. Bo decyzja o przyjęciu pod swój dach kota powinna być przemyślana i - jak już wspominałam - wymaga zgody wszystkich domowników i oceny własnych możliwości, zarówno logistycznych, jak i finansowych, a także uświadomienia sobie, że zwierzę może stwarzać różnego typu problemy.

Jeśli nie czujemy się na siłach, by tym problemom sprostać, lepiej kota nie brać, bo powrót z adopcji bywa dla kotów zabójczy - gdy po chwili radości bycia we własnym domu znów wracają do smutnej codzienności. Taki los spotkał ogłaszanego poniżej Lucka - pięknego, czarnego kocura, który przez pierwsze lata swego życia przeszedł już dosłownie wszystko - błąkał się po wsi, był bity, kopany, przeganiany przez ludzi, atakowany przez psy, okaleczony w walkach, potrącony przez auto, zakleszczony, zapchlony, zarobaczony, niedożywiony.

Dobry człowiek ulitował się nad nim i zabrał do weterynarza. Lucek został wyleczony z różnych dolegliwości i okazał się cudownym kompanem, o wspaniałym, przyjaznym do ludzi i kotów charakterze. Niestety, okazało się, że jest nosicielem wirusa kociej białaczki - niegroźnego dla ludzi i innych zwierząt, poza kotami. Mimo to udało się poprzez internet znaleźć chętnych do jego adopcji.

Lucek pojechał aż pod Wrocław, by po kilku tygodniach wrócić do Krakowa. Podobno załatwiał się poza kuwetą - tyle, że w domu tymczasowym, w którym przebywał przed i po adopcji, nigdy mu się to nie zdarzyło. Jak było naprawdę - nigdy się nie dowiemy. I tylko trzeba mieć nadzieję, że stres, związany z podróżami i zmianami domów nie odbije się na zdrowiu tego przemiłego kocura, który wciąż czeka na odpowiedzialnych opiekunów.

Kota można adoptować ze schroniska dla bezdomnych zwierząt, z fundacji lub prowadzonego przez prywatne osoby domu tymczasowego. Do wszystkich tych miejsc trafiają zwierzęta po przejściach - porzucone, zagłodzone, często chore lub okaleczone. Trzeba je więc odkarmić, wyleczyć, odrobaczyć, odpchlić i zaszczepić, wreszcie te zdziczałe lub przerażone przekonać, że człowiek może być dobry. Dom, do którego mają trafić, powinien być miejscem, w którym na minione traumy już nigdy nie zostaną narażone. Dlatego praktyką stosowaną zwłaszcza przez fundacje i domy tymczasowe, a także niektóre schroniska są wizyty przed- i poadopcyjne. Niestety, propozycja odbycia wizyty przedadopcyjnej często budzi oburzenie, bo „będzie mi tu jakiś obcy człowiek po domu myszkował”. Tymczasem nie chodzi tu o naruszanie czyjejś prywatności czy sprawdzanie statusu finansowego. Dotychczasowi opiekunowie chcą po prostu osobiście poznać nowy dom kota, porozmawiać, upewnić się - w miarę możliwości - że podopieczny trafi w dobre ręce.

Kolejnym „punktem zapalnym” procesu przekazywania kota bywa umowa adopcyjna, wymagana przy przejmowaniu zwierzaka zarówno ze schroniska, jak i fundacji czy domu tymczasowego. Umowa zawiera dane osoby lub organizacji oddającej kota oraz tej, która go przyjmuje, a prócz tego dwa zasadnicze punkty. Pierwszy, to zapewnienie, że kot w nowym domu będzie odpowiednio zadbany (tu pojawiają się szczegóły dotyczące np. kastracji i nie wypuszczania kota na zewnątrz); drugi, to zobowiązanie, że w razie konieczności zwierzę zostanie przekazane z powrotem do tymczasowego opiekuna, nie zaś wyrzucone na ulicę. Niby nic niezwykłego, nic strasznego - a jednak są tacy, którzy wobec prośby o podpisanie takiej umowy rezygnują z posiadania zwierzęcia.

Tym którym powyższe wymagania wydają się mocno przesadzone, warto uświadomić, że zadbany, zdrowy i dobrze zsocjalizowany kot, który trafia do nich z fundacji lub domu tymczasowego, to efekt ciężkiej pracy i ogromnych nieraz wydatków, jakie włożyli w to zwierzę jego dotychczasowi opiekunowie. Trwa to nieraz miesiącami. Potem zaś tymczasowy opiekun oddaje - za darmo - takiego wychuchanego kota. Ma więc prawo, a wręcz obowiązek, by upewnić się, że jego wysiłki nie zostaną zmarnowane. Że kot, któremu tyle poświęcił, znajdzie się w kochającym i odpowiedzialnym domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski