MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kot jako pies

Redakcja
Alf, chociaż miauczy i łowi myszy, dla urzędników stał się zwierzęciem, które szczeka, merda ogonem i aportuje patyki

WIESŁAW ZIOBRO

WIESŁAW ZIOBRO

Alf, chociaż miauczy i łowi myszy, dla urzędników stał się zwierzęciem, które szczeka, merda ogonem i aportuje patyki

   Alf ma stały numer popisowy. Wyskakuje na krawędź zlewu, odkręca łapą kurek z wodą i łapczywie pije. Wodę trzeba później za nim zakręcić. Jednak, jak łatwo się domyślić, z zupełnie innego powodu Alfik stał się - przynajmniej na pewien czas - najsłynniejszym kotem w Rzeczypospolitej. Jest on poza tym pośrednią przyczyną zapowiadającego się w Przemyślu procesu sądowego, którego stawką okazują się, bagatela, dwa miliony złotych.
   Po milionie złotych domagać się będzie od dwóch lokalnych redakcji Arkadiusz Sputowski, były naczelnik Wydziału Finansowego UM w Przemyślu. Poczuł się on urażony niektórymi artykułami. Okrągłe dwa miliony eksnaczelnik zamierza przeznaczyć na działalność charytatywną.
   To fakt, naczelnik przeszedł swoje, gdy w sprawie Alfika rozpętała się medialna burza. Właścicielka czarnego, sprytnego kota, Lidia Olszewska-Małysz, mówi, że w ogóle nie byłoby sprawy, gdyby nie nadzwyczajny upór przemyskich urzędników. I to już w sytuacji, gdy od dawna było wiadomo, że Alfik jest kotem, a nie, uchowaj Boże, psem.
   Alf trafił do pani Lidii, mieszkanki starego centrum Przemyśla, przypadkowo. Pięć lat temu. W czasie pobytu ze znajomymi w okolicach Lubaczowa kolega pani Lidii spostrzegł go w zaroślach. Był słaby, bezpański, porzucony przez kocicę, która prawdopodobnie wśród licznego potomstwa dokonała naturalnej selekcji. Pani Lidia zabrała kotka do siebie, do Przemyśla.
   I zapewne nigdy świat nie dowiedziałby się o Alfie, gdyby w 2000 roku nie trafiło na adres jego właścicielki wezwanie do zapłacenia podatku od posiadania psa. Domagał się tego Urząd Miasta w Przemyślu.
   - Byłam niezwykle zaskoczona. W tym domu, owszem, był kiedyś pies, lecz wiele lat temu. Teraz miałam tylko Alfa, który z całą pewnością jest stuprocentowym kotem! Pomyślałam wtedy: zwykła pomyłka, zdarza się. Zgłosiłam ją w mojej administracji domów, pytając na wszelki wypadek administratorkę, czy odnotowała sobie moje sprostowanie. Odpowiedziała: - Odnotowałam.
   W Przemyślu wywiad środowiskowy wśród posiadaczy psów organizują regularnie administracje domów mieszkalnych. Miastu zależy na tym, by kontrolą objąć jak największą liczbę czworonogów - ze względu na podatki i obowiązkowe szczepienia. Ponieważ łączy się to z wydatkami (50 zł podatku i ok. 20 zł szczepienie), wielu właścicieli nie zgłasza posiadania zwierzęcia. Zawsze jednak można jeszcze liczyć na czujność dozorców i życzliwych sąsiadów, którzy poinformują, kogo trzeba. W ub. roku samorząd Przemyśla miał nadzieję uzyskać 83 tys. zł dochodu z tytułu psich podatków, wpłynęło 31,4 tys.
   Lidia Olszewska-Małysz dziś podejrzewa, że to któryś z niechętnych jej sąsiadów musiał donieść administracji, iż ma ona psa, mimo że go nie miała... Myślała jednak, że szybko będzie po sprawie. Nie było.
   Po roku listonosz przyniósł drugie wezwanie, podobne do ubiegłorocznego. Znowu chodziło o psa. Później były upomnienia. - Za którymś razem ze złości podarłam urzędowy druk.
   Zemsta urzędowego druku była niemal natychmiastowa.
   Któregoś ranka do drzwi Olszewskiej zapukał nieznany mężczyzna. Przedstawił się jako komornik z przemyskiego Urzędu Skarbowego. Poinformował, że Urząd Miasta wystąpił do "skarbówki" z wnioskiem o przymusowe ściągnięcie zaległego podatku od posiadania psa w drodze egzekucji administracyjnej.
   W tej sytuacji komornikowi został przedstawiony Alf. Komornik nie miał żadnych wątpliwości: Alf jest kotem. Od posiadania kotów podatku się nie płaci. W protokole zapisano, że w mieszkaniu Lidii Olszewskiej-Małysz jest kot, psa nie ma.
   Komornik sobie poszedł, trochę rozbawiony sytuacją.
   Po tej niespodziewanej wizycie pani Lidia ponownie poprosiła ADM o odnotowanie poprawki.
   Później komornicy skarbowi przychodzili jeszcze kilka razy. - Zawsze to było w godzinach między 8 i 9.30, tak jakby codziennie o tej samej porze przechodzili tędy do pracy i postanowili na początek zajść do mnie - opowiada pani Lidia. - Scenariusz zdarzeń powtarzał się aż do znudzenia. Za każdym razem w protokole pisano, że chodzi o kota, a nie o psa. Ostatnim razem odwiedził mnie pan, któremu nie było do śmiechu; jego koledzy po fachu traktowali rzecz jako dosyć ucieszną. Odnosiłam wręcz wrażenie, że ten pan, bardzo służbowo się zachowujący, nie dowierza, że nie ma tutaj psa i skłonny byłby w tym celu przeszukać mieszkanie. Akurat miałam kłopoty z kręgosłupem, leżałam w łóżku, nie mogłam się ruszyć. Mówię więc do komornika: - Jeśli uważa pan, że gdzieś ukryłam psa, to niech go pan szuka. Poza tym nie jest pan pierwszy, który w tej sprawie do mnie przychodzi.
   Skończyło się na tym samym, na protokole, w którym uznano, że jedynym zwierzęciem trzymanym przez panią Olszewską jest kot. A kot jest poza wszelkimi podejrzeniami, przynajmniej o charakterze finansowym.
   - Doszły mnie słuchy, że strażnicy rozpytywali sąsiadów, czy mam tego psa, czy nie mam.

Pojechali po rencie

   Za radą komornika koleżanka pani Lidii napisała do Urzędu Miasta właściwej treści pismo.
   - Nawet przez myśl mi nie przeszło, jaki może być finał tego wszystkiego - irytuje się pani Lidia. - Sądziłam, że moje wyjaśnienia, jak i kolejne obietnice komorników, że Urząd Skarbowy ze swej strony zawiadomi magistrat o pomyłce, będą wystarczające. Tymczasem żarty się szybko skończyły! Urząd Skarbowy poinformował mnie, iż mając dwa tytuły wykonawcze, wystąpił do ZUS o wstrzymanie wypłaty części mojej renty. Byłam przerażona. Kilkusetzłotowa renta to moje jedyne źródło utrzymania. Samotnie wychowuję syna, który studiuje w Warszawie.
   Urząd Skarbowy w piśmie z 4 maja 2004 r. wzywa organ rentowy, aby nie wypłacał zajętej części świadczenia zobowiązanemu, lecz przekazał ją organowi egzekucyjnemu aż do pełnego pokrycia zobowiązań pieniężnych. Chodzi o kwotę 802,95 zł, wraz z odsetkami.
   - Zadzwoniłam do Wydziału Finansowego w urzędzie miejskim i tłumaczę pracownicy, co się stało. A ona ciągle to samo: że ja mam psa...
   Dzisiaj Urząd Skarbowy w Przemyślu odżegnuje się od tej sprawy wszelkimi sposobami. Jego pracownicy tłumaczą, że robili tylko to, co do nich należy. Działali na wniosek wierzyciela, którym był prezydent miasta, a organ egzekucyjny nie ma obowiązku badania zasadności tytułu wykonawczego. Ten obowiązek ciąży na wierzycielu.
   W czasie gdy zdeterminowana właścicielka kota zwróciła się o pomoc do miejscowych redakcji, Urząd Miasta wystąpił do Urzędu Skarbowego z wnioskiem o umorzenie postępowania egzekucyjnego z tytułu podatku od psa. US przychylił się do tego wniosku.

Nic nie wiemy

   Niekiedy trudno wyjaśnić w Przemyślu, dlaczego ta, w sumie bardzo banalna sprawa, trwała cztery lata i w końcu stała się niebanalna. Niebanalna choćby tylko dla rencistki, której postanowiono wstrzymać wypłacanie części świadczeń.
   Tomasz Zaleszczyk, kierownik ADM "Miasto" (do której w kwestii pomyłki wielokrotnie zwracała się pani Lidia), informuje dziennikarza, że nie zna sprawy, gdyż jest kierownikiem od dwóch dni. Woła swego pracownika, który być może jest bardziej zorientowany, lecz wychodzi na to, że zorientowany nie jest.
   - Jakieś odpryski tej historii do mnie dotarły, lecz szczegółów nie znam - mówi. - Pracuję tu dopiero od dwóch tygodni. Powinien pan porozmawiać z koleżanką, panią Moniką Kilon, ale jutro. Dziś jej nie ma.
   Monika Kilon twierdzi, że najwięcej na ten temat mogłaby powiedzieć jej poprzedniczka, ale w ADM już nie pracuje.
   W Przemyślu prezydent miasta nie ma rzecznika prasowego. W razie potrzeby medialnie udzielają się prezydent lub jego zastępca. Dziś są nieosiągalni, mają - jak informuje Witold Wołczyk, odpowiadający za kontakty z prasą - ważne spotkania. Proponuje rozmowę ze skarbnikiem miasta, Marią Łańcucką, zastrzegając od razu, że nie ma pewności, czy rozmowa dojdzie do skutku. Okazuje się, że też nie. W zamian Witold Wołczyk przynosi pisemną informację, pod którą złożyła podpis pani skarbnik.
   Maria Łańcucka dokładnie przedstawia magistracką wersję wydarzeń. Informuje, iż UM korzystał z danych Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej, spółki z o.o., z dnia 13 lipca 2000 r., odnoszących się do osób posiadających psy, nie płacących za nie należnego podatku. W wykazie znajdowała się Lidia Olszewska-Małysz zamieszkała przy ul. Mickiewicza. Pani skarbnik wielokrotnie powołuje się fakt, iż pani Olszewska-Małysz osobiście odbierała zawiadomienie o decyzji w sprawie określenia wysokości podatku, jak i wszelkie późniejsze upomnienia związane z nieuregulowanymi zaległościami. Urzędniczka wymienia skrupulatnie daty i numery urzędowych pism i decyzji. Skarbnik miasta wyjaśnia, iż wniosek o umorzenie postępowania egzekucyjnego był rezultatem otrzymanego w dniu 19 marca 2004 pisma od Lidii Olszewskiej-Małysz, w którym informuje, że nie ma psa.
   Suche fakty. Żadnych komentarzy.

Nerwy urzędników

   - Musieliśmy mieć jakąś podstawę do umorzenia postępowania, a tą podstawą było pismo od pani Olszewskiej, które trafiło do nas dopiero w marcu tego roku - oświadcza Witold Wołczyk.
   Wersja urzędnicza różni się od wersji podawanej przez samą zainteresowaną, która od początku była głęboko przekonana, iż w ciągu czterech lat zrobiła dostatecznie dużo, by UM dowiedział się, iż jej kot omyłkowo brany jest za psa.
   Historia z psem, którego nie miała, dla pani Lidii jeszcze się nie kończy. Jest zdania, że z powodu wrzawy, jaka wyniknęła wokół historii, jest teraz dyskryminowana przez magistrackich urzędników. Niedawno zwróciła się o zasiłek rodzinny na syna Marcina, studenta, ale prezydent miasta uznał, iż nie spełnia ona przesłanek określonych w odpowiedniej ustawie. Powodem odmowy ma być przepis, który mówi, że zasiłek przysługuje do 21. roku życia, jeżeli dziecko uczy się w szkole.
   - Pod pojęciem szkoły nasi urzędnicy rozumieją tylko szkoły średnie, wyższe już nie - oburza się pani Lidia i prawdopodobnie wniesie odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego.
   Interesująco zapowiada się proces z powództwa cywilnego, w którym były naczelnik Arkadiusz Sputowski oskarżać będzie dziennikarzy. To za niego działa się historia z psem, czy raczej z kotem. Obecnie pan naczelnik nie jest już naczelnikiem. W Urzędzie Miejskim piastuje stanowisko "audytora wewnętrznego", stanowisko, którego wcześniej nie było. Zajmuje się między innymi analizą decyzji władz samorządowych oraz ich możliwych skutków.
   Arkadiusz Sputowski narzeka na nierzetelność dziennikarzy. - Pan jest pierwszym, który rozmawia ze mną w tej sprawie. Nikt nie przejrzał dokumentów, które mogły być udostępnione. Nie wiem, dlaczego tak się stało.
   Były naczelnik oświadcza, że z punktu widzenia Wydziału Finansowego UM historia trwała nie cztery, lecz dwa lata, gdyż decyzje wydziału były tylko dwie, za lata 1999 i 2000. Według b. naczelnika, jedynie w tym czasie administracja wykazywała, że pani Olszewska-Małysz ma psa, później już nie. - Moje prywatne śledztwo, jak i informacje Straży Miejskiej wskazywały, iż u pani Olszewskiej był w przeszłości nie jeden, ale nawet dwa psy.
   Dawny naczelnik podkreśla, iż później sprawą zajmował się tylko organ egzekucyjny, czyli Urząd Skarbowy. - Do nas, do urzędu, w wymienionym okresie dwóch lat, nie trafiły ze strony zainteresowanej jakiekolwiek zażalenia czy odwołania od decyzji.
   Sprawa "psiego" kota nadszarpnęła reputację przemyskich urzędników, którzy stali się wdzięcznym obiektem drwin. Lokalna gazeta specjalnie dla nich opublikowała poradnik, jak odróżniać psa od kota: Kot miauczy, pies szczeka. Kot zjada myszy, pies zjada koty. Kot chodzi w butach ("Kot w butach"), pies jeździ koleją ("O psie, który jeździł koleją").
   Nie wszyscy wytrzymali to nerwowo. Proces w przemyskim sądzie przypomni jednak sprawę, o której wielu chciałoby już zapomnieć. Na Alfa znów skapnie trochę sławy.
WiesŁaw Ziobro

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski