MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kosmiczny rekord w biegu na 400 m. Usain Bolt po raz trzeci z rzędu wygrał finał olimpijskiej setki

Przemysław Franczak, Rio de Janeiro
Lekkoatletyka. Usain Bolt zrobił swoje. Przy oszałamiającym dopingu publiczności pobiegł po swoje siódme olimpijskie złoto i stał się pierwszym sprinterem w dziejach, któremu udało się na igrzyskach trzy razy z rzędu wygrać bieg na 100 metrów.

Teraz zostało mu jeszcze skompletowanie kolejnego hat-tricka: tak jak w Pekinie i Londynie zamierza siłą rozpędu zgarnąć złote medale na 200 m i w sztafecie 4x100 m. Biegająca legenda.

Rio to jego olimpijski pożegnalny tour. 29-letni Jamajczyk żartuje, że nie robi się coraz młodszy i nie biega coraz szybciej. Przed przyjazdem na igrzyska formą nie olśniewał, ale w niedzielnym finale znów pokazał plecy rywalom. Niespodzianką pachniało tylko do połowy dystansu. Bolt spóźnił trochę start, za to jak szalony wyrwał do przodu Amerykanin Justin Gatlin, niezbyt wylewnie witany przez publiczność - dwie wpadki dopingowe robią swoje. To była więc walka Bolta ze złem. I jak w kinie familijnym - dobry bohater musiał być górą.

Jamajczyk wygrał w czasie 9,81, najlepszym w sezonie, ale mimo wszystko dalekim od jego życiowych występów, nie mówiąc o zbliżeniu się do własnego rekordu świata - 9.58. To był w ogóle najwolniejszy finał od 12 lat. Bolt tłumaczył potem, że lepszy wynik nie był możliwy, bo „program startów był głupi i niedorzeczny”. Chodziło mu o to, że półfinały i finał dzieliła niewiele ponad godzina.

- Starzeję się, sprinter potrzebuje czasu na regenerację. Gdybym miał go więcej, pobiegłbym zdecydowanie szybciej - tłumaczył. - Na starcie miałem wrażenie, że moje nogi są jak z waty. To był mój najsłabszy występ olimpijski. Szczerze? Po prostu chciałem mieć to z głowy.

Gatlin (9,89), przyzwyczajony już, że przy Bolcie o złocie nawet nie powinien marzyć, cieszył się ze srebra. Trzecie miejsce zajął 21-letni Kanadyjczyk Andre De Grasse (9,91).

Na rozpalającym masową wyobraźnię Jamajczyku koncentrowała się uwaga wszystkich, ale wydarzeniem dnia był fenomenalny rekord świata Wayde’a van Niekerka z RPA. 21-latek przebiegł 400 metrów w czasie 43,03 i poprawił niezagrożony od 17 lat wynik Amerykanina Michaela Johnsona o 0,15 sekundy. Kosmos!

- Nigdy nie widziałem, żeby na tym dystansie ktoś biegł tak szybko drugą połowę dystansu. To była masakra - mówił sam Johnson, komentujący zawody w BBC. - Van Niekerk jest taki młody, co on jeszcze może zrobić? Zejść poniżej 43 sekund? To coś, co wydawało mi się możliwe, ale nigdy nie udało mi się tego dokonać. Bolt wkrótce odejdzie, to może być następna wielka gwiazda - prorokował były mistrz olimpijski.

Van Niekerk, trenujący pod okiem… 74-letniej Ans Bothy, zwanej w RPA „wspaniałą babcią”, nie wyskoczył jak królik z kapelusza, bo jest aktualnym mistrzem świata na tym dystansie. Zwraca uwagę jednak fakt, że poprawił swój rekord życiowy aż o 0,45 sek., i to biegnąc na ósmym torze.

Zaskoczone miny jego rywali, Kiraniego Jamesa (Grenada, srebro) i LeShawna Meritta (USA, brąz) mówiły wszystko.

- Muszę się uszczypnąć, żeby sprawdzić, czy to nie sen - śmiał się Van Niekerk. - Patrząc na to, gdzie byłem cztery lata temu, a gdzie jestem dzisiaj, mam dowód, że nie ma rzeczy niemożliwych. Po tym, co dzisiaj osiągnąłem, myślę, że „sky is the limit”.

Van Niekerk. Trzeba zacząć uczyć się poprawnej wymowy tego nazwiska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski