MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kosmiczna modlitwa Indian Nawaho

Włodzimierz Jurasz, (UW)
Siódma część „Gwiezdnych wojen” ostatecznie może zarobić na całym świecie od 1,5 do 2,7 mld dolarów
Siódma część „Gwiezdnych wojen” ostatecznie może zarobić na całym świecie od 1,5 do 2,7 mld dolarów Archiwum
Kino. Słynny Luke Skywalker już jutro podbije kina w całej Polsce. W „Gwiezdnych wojnach 7: Przebudzenie Mocy” zagrał go Mark Hamill. Na czym polega moc dzieła, które zawładnęło wyobraźnią milionów na całym świecie? Okazuje się, że palce maczali w tym Indianie i... Wietkong

Jutro do polskich kin trafią „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy”. To siódma część dzieła, które podbiło cały świat. Mówi się, że ma realną szansę zarobić od 1,5 do 2,7 mld dolarów (na produkcję wyłożono 200 mln dolarów). Jeśli tak się stanie, przebije najbardziej kasowy do tej pory film - „Avatar” Jamesa Camerona. W Krakowie zobaczymy film w takich kinach jak: ARS, Cinema City, IMAX, Kijów, Multikino, Kino Pod Baranami.

Zwróćmy uwagę, że reżyser „Gwiezdnych wojen” J.J. Abrams ma duże szanse na sukces; w czasie gdy jego obraz trafi na wielki ekran, do kin nie wchodzi żadna inna superprodukcja. Abramsowi sprzyja też klimat nadchodzących świąt.

Na czym polega fenomen „Gwiezdnych wojen”?

Orbitując w kosmosie

W listopadzie roku 2012 pewien mieszkaniec stanu Kolorado złożył na stronie internetowej Białego Domu petycję, domagając się, aby rząd USA „zabezpieczył fundusze i zasoby oraz rozpoczął budowę Gwiazdy Śmierci do roku 2016” w ramach „tworzenia miejsc pracy”. W ciągu dwóch tygodni petycję podpisało 25 tysięcy Amerykanów, co - w myśl prawa - zmusza Biały Dom do udzielenia odpowiedzi.

To tylko jedna z fascynujących historii związanych z „Gwiezdnymi wojnami”, najsłynniejszą sagą filmową w dziejach świata. Przytoczył ją Chris Taylor w potężnej niemal jak sam film książce „Gwiezdne wojny. Jak podbiły Wszechświat”, której polski przekład, opublikowany nakładem wydawnictwa Znak Horyzont, ukazał się tuż przed polską premierą siódmej części cyklu.

Dwóch angielskich studentów, Sean Goodwin i Anjan Gupta, postanowiło zastanowić się nad realnością świata „Gwiezdnych wojen”, wybierając na obiekt swych badań wspomnianą Gwiazdę Śmierci (jeśli ktoś nie wie, co to jest, może być dumny - znajduje się w niewielkiej, elitarnej, nieświadomej podstawowych faktów części ludzkości). No i policzyli. Wyszło im, że Gwiazda zawiera jeden kwadrylion ton stali, a w jądrze Ziemi można znaleźć żelazo potrzebne do wybudowania 2 milionów takich obiektów. Budowa trwałaby 833 315 lat, a koszt stali wyniósłby 13 tysięcy procent światowego PKB.

Wyniki wrzucili do sieci („Nie wyobrażam sobie świata, w którym ludzie nie chcieliby tego wiedzieć” - twierdził Sean Goodwin) i tak się zaczęło. Pojawiła się oferta wpłacenia kapitału zalążkowego; ktoś policzył, że Gwiazda powinna mieć 34 tryliony członków załogi. Aż wreszcie sprawa otarła się o Biały Dom.

Obama ze świetlistym mieczem

Prezydent Obama, który sam kiedyś oficjalnie przed Białym Domem bawił się świetlnym mieczem, kazał wystosować odpowiedź na wspomnianą petycję. Trzeba przyznać, że jej autor Paul Shawcross wykazał się feelingiem. „Dlaczego mielibyśmy wydać niezliczoną ilość dolarów podatników na Gwiazdę Śmierci z fundamentalnym słabym punktem, który może wykorzystać jednoosobowy statek kosmiczny?” - odpisał. Pamiętając o finale części „Nowa nadzieja” trudno nie przyznać mu racji…

Gdyby nie Wietnam

Chris Taylor, przytaczając wiele podobnych historii, zastanawia się też oczywiście nad przyczynami popularności „Gwiezdnych wojen”, przekraczającej wszelkie wyobrażenie. Oprócz oczywistych, jak atrakcyjność wizualna czy moralizujące przesłanie o nieuchronnym zwycięstwie Dobra nad Złem, znajduje także inne. Pierwsza część, „Nowa nadzieja” (premiera 1977 r.), odpowiadała na podświadome lęki epoki. „Czarny charakter tej baśni, Imperium, narodził się z inspiracji wojskami amerykańskimi w Wietnamie, Ewokowie powstali dzięki Wietkongowi, Imperator zaś był oparty na osobie prezydenta Nixona. I choć urocza łagodność baśniowej opowieści tuszowała prawdę, każda kultura na planecie, czy osaczona przez wrogów, czy też faktycznie nosząca takie miano, wdziała siebie w Sojuszu Rebeliantów” - pisze Taylor. „Rzecz jasna, nikt nie był tego świadomy” - pisał w wiele lat po premierze twórca „Gwiezdnych wojen” Georg Lucas.

Język Indian w kosmosie

„Gwiezdne wojny” mają też swoje zasługi dla kultur nader odległych od filmowej futurystycznej wizji. 3 lipca roku 2012 w niewielkim miasteczku Window Rock w stanie Arizona, w którym kino od lat już nie istniało, odbył się pokaz „Gwiezdnych wojen” zdubbingowanych (jako pierwszy film w historii) na język Indian Nawaho (wykorzystany podczas II wojny światowej jako podstawa szyfru w trakcie ataku US Army na plaże Iwo Jimy - znało go naówczas niecałe 30 osób).

Choć nie wszystko, zwłaszcza tytuł, było zrozumiałe (- Dlaczego gwiazdy toczą wojnę? - pytano), to publiczność była zachwycona - podkładający głos miejscowi aktorzy amatorzy rozdali setki autografów. Ale główną przyczyną uznania dla filmu było to, że - jak się okazało po seansie - historyczna kwestia „Niech Moc będzie z tobą” jest niemal dosłownym tłumaczeniem modlitwy Nawahów…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski