Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kości są całe, nie było "rąbanki"

Rozmawiał Bartosz Karcz
Mirosław Szymkowiak w niedzielę zadebiutował w Prądniczance II
Mirosław Szymkowiak w niedzielę zadebiutował w Prądniczance II Anna Kaczmarz
Rozmowa. - Jestem zniesmaczony tym, co się dzieje w młodzieżowej piłce - mówi MIROSŁAW SZYMKOWIAK, były zawodnik Wisły

- Jak to się stało, że postanowił Pan wrócić na boisko i zagrał w drugiej drużynie Prądniczanki w meczu krakowskiej klasy A?

- Chciałem pograć dla przyjemności, poruszać się trochę dla zdrowia. Człowiekowi jeszcze się chce.

- Zagrał Pan w drużynie rezerwowej Prądniczanki. Dlaczego nie w pierwszym zespole?

- Na co dzień zajmuję się szkoleniem młodzieży. Codziennie mam treningi i jeśli mecze mojej drużyny nie będą kolidowały ze spotkaniami rezerw Prądniczanki, to będę przychodził pograć. W pierwszej drużynie grał jednak nie będę, bo musiałbym z nią trenować, a ja nie mam na to czasu.

- Skąd wyszła propozycja, żeby grał Pan w Prądniczance?

- Mieszkam trzysta metrów od stadionu Prądniczanki. Temat zrodził się po moich rozmowach z Jackiem Matyją, który też tutaj gra. Na meczu w oldbojach Wisły rozmawialiśmy i on namówił mnie, żebym pograł w Prądniczance.

- Rywale z Iskry podeszli do Pana z szacunkiem. Nie było polowania na kości Szymkowiaka.

- Obie strony się szanowały, a wiem, że różnie z tym bywa i czasami w niższych ligach jest "rąbanka". Pamiętam, gdy grałem kiedyś w rezerwach Wisły, w IV lidze i Ibrahim Sunday dostał czerwoną kartkę już w 10 minucie. Teraz też była czerwona kartka i przez większość meczu musieliśmy grać w dziesiątkę. Trzeba było trochę pobiegać, ale nie ma co narzekać, bo w naszej drużynie gra jeden pan, który ma 68 lat. I jak tak patrzę na niego, to trudno się czuć staro, jeśli się jest młodszym od niego o 30 lat.

- Pamięta Pan swój ostatni mecz o punkty?

- To było albo na Galatasaray albo na Besiktasie. Siedziałem na ławce i nie wszedłem na boisko. Ostatniego meczu, w którym zagrałem, tak na szybko sobie nie przypomnę.

- Poważną karierę skończył Pan w wieku zaledwie 30 lat. Żałował Pan tego kroku?

- Nie. Miałem bardzo poważne problemy z kolanami. Na tyle duże, że nie było szans kontynuować poważnej kariery. To był świadomy wybór. Chciałem poświęcić się pracy z młodzieżą. Niestety, jestem zniesmaczony tym, co się dzieje w tej piłce w
Krakowie.

Za dużo jest niezdrowej rywalizacji między klubami. Chodzi mi m.in. o podbieranie zawodników. Mam trochę
niedosyt, bo miałem kilku fajnych piłkarzy w drużynie, a później parę osób potrafiło to zepsuć. Namówili tych chłopaków i odeszło mi pół drużyny.

- Co stara się Pan przekazać swoim podopiecznym?

- Opiekuję się teraz rocznikami 1998 i 1999. Staram się uczyć chłopaków grać w piłkę. Jakoś sobie radzimy. Trochę mi ten zespół rozebrali, ale pracujemy od nowa. Myślę, że za dwa lata będą tego efekty.

- Trenuje Pan młodzież, ale zniknął Pan z tego większego futbolu. Nie widać Pana w mediach. Śledzi Pan to, co się dzieje w polskiej piłce?
- Oczywiście, oglądam mecze. Śledzę np., jak radzi sobie Wisła.

- I jakie wnioski?

- Przeplata lepsze mecze z gorszymi, choć ma świetne momenty. Tylko tych przestojów też ma sporo. Myślę, że to się bierze z tego, że trener Smuda nie ma w kadrze osiemnastu równych zawodników i ciężko jest mu mieszać w składzie.

- Utrzymuje Pan kontakt z obecnymi zawodnikami Wisły?

- Paru chłopaków, z którymi grałem, ciągle w Wiśle jest. Arek Głowacki, Paweł Brożek. Trochę tylko kontakt jest trudniejszy, bo drużyna trenuje w Myślenicach. Gdy trenowała przy ul. Reymonta, częściej wpadałem pogadać, zapytać, co słychać.

- Nie myśli Pan, żeby wrócić do większej piłki w jakiejś roli?

- Na razie nie, choć propozycji nie brakuje. Zapraszają mnie do telewizji, proszą o opinię. Teraz jednak pierwszeństwo ma
akademia. Podchodzę do tego bardzo poważnie. Trenujemy codziennie. Jak mecz jest w niedzielę, to nawet w sobotę robimy rozruch. Chcę tym chłopakom przekazać jak najwięcej.

- Kiedy pierwszy wychowanek Mirosława Szymkowiaka zadebiutuje w ekstraklasie?

- Gdyby nie rozwalili mi zespołu, to byłbym pewny, że za dwa-trzy lata byłoby to już możliwe. Mieliśmy drużynę, która była bardzo dobra. Jest mi bardzo przykro, że ktoś mi pozabierał tych zawodników. Nie chcę mówić, kto to zrobił, bo nie ma sensu publicznie tego rozgrzebywać. Takie działania w młodzieżowej piłce to jednak największa zakała polskiego futbolu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski