MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Klątwa Świerczewskiego

Redakcja
Pieniądze przepadły i nikt nie chce uderzyć się w piersi

WIESŁAW ZIOBRO

WIESŁAW ZIOBRO

Pieniądze przepadły i nikt nie chce uderzyć się w piersi

   Dzieje budowy Pomnika Żołnierza Polskiego ktoś mógłby śmiało nazwać historią szczególnej niefrasobliwości, lecz Alicja Strojny, architekt miejski w Przemyślu, nie godzi się z tą opinią.
   -Pomysł rodził się zaraz po 1989 roku, w wyjątkowym czasie, na fali wyjątkowych społecznych nastrojów - twierdzi. - Pomysł jak najbardziej słuszny, gdyż Przemyśl ma piękne tradycje wojskowe. To była ogólna radość, społeczny impuls wynikający z przekonania, że pomnik Żołnierza Polskiego będzie symbolem nowych czasów. W wielkich przełomach historycznych bywa, że nie mierzy się sił na zamiary. To było bardzo romantyczne uniesienie.Ile miasto zapłaciło za romantyczne uniesienia? W różnych przekazach mówi się o kwocie ok. 300 tys. zł. Alicja Strojny informuje, że zrealizowanie całego projektu miało kosztować 330 tys. zł. Ile wydano z tej kwoty? Miejski architekt nie umie odpowiedzieć na to pytanie. - Jest bardzo dużo aneksów do umów, trudno to wszystko zliczyć.
   Na pewno w ciągu lat koszty rosły, o czym zaświadczają m.in. liczne aneksy do umów, o których wspomina pani architekt.
   Przed Alicją Strojny leży rozłożony na stole wielobarwny plan zagospodarowania placu Niepodległości, z wyróżniającym się układem szachownicowym. Projekt ten również pochodzi ze zorganizowanego konkursu i został, jak można się tylko domyślać, sowicie opłacony. Pożytków z projektu też nie będzie.

Model do pocięcia

   Historia pomysłu budowy pomnika Żołnierza Polskiego w Przemyślu liczy 13 lat. Odżyła znowu, gdy Robert Choma, prezydent Przemyśla, zakomunikował w czerwcu tego roku, że nie ma i nie będzie pieniędzy na realizację projektu. Jeżeli ktoś jeszcze miał jakieś złudzenia, w tym momencie przestał je mieć.
   Pamiątką po projekcie jest 107 pociętych elementów gipsowych przyszłego pomnika, które przechowywane są w magazynie firmy komunalnej "Zenit" w Przemyślu. Wszystko wskazuje na to, że nie przydadzą się na nic.
   Na pomnik miały się składać m.in. trzymetrowych rozmiarów orzeł i 10 pięciometrowych tarcz. Autorami koncepcji są Elżbieta i Piotr Zbrożkowie, absolwenci Wydziału Rzeźby krakowskiej ASP, którzy mają pracownię w Szyku k. Limanowej. To oni kilka lat temu wygrali ogólnopolski konkurs na projekt PŻP w Przemyślu, ogłoszony przez tamtejszy samorząd. - Niezbyt miło wspominamy późniejszą współpracę z władzami miasta - mówi Elżbieta Brożek. - Odnoszę wrażenie, że o sprawie decydowała wówczas mało poważna grupa ludzi, a najlepszym dowodem na to jest sam efekt czy raczej jego brak.
   Alicja Strojny ma swój pogląd. Uważa, że jedną z głównych przyczyn była utrata dawnej rangi przez pl. Niepodległości, na którym miał stanąć PŻP. Kiedyś odbywały się tu wszelkie uroczystości - państwowe, patriotyczne itp. - teraz plac opustoszał. Zgromadzenia i defilady odeszły w przeszłość.
   - Dziś największe uroczystości przeniosły się na Zasanie, pod nie tak dawno odsłonięty pomnik Orląt Przemyskich. Plac Niepodległości przestał być potrzebny w dawnej formie. W tej sytuacji planowany aż na trzy czwarte placu pomnik również przestał wzbudzać w społeczeństwie większe zainteresowanie. W ciągu lat ginęło poparcie dla inicjatywy. Przypuszczam, że gdyby plac był miejscem pamięci narodowej, mielibyśmy inną sytuację. Obecnie poszukujemy dla placu nowej formuły, w zamierzeniu będzie miał on funkcję przede wszystkim rekreacyjną.
   Zdaniem architekta miejskiego zaważył także splot niesprzyjających końcem lat 90. okoliczności: utrata przez Przemyśl statusu miasta wojewódzkiego, odejście z miasta wielu instytucji, które mogłyby ewentualnie wspomóc budowę, wyprowadzka z miejscowych koszar jednostek Wojska Polskiego. - Nie bez znaczenia była też postawa społecznego komitetu budowy pomnika, w naszej ocenie dość pasywna, nastawiona względem miasta roszczeniowo - dodaje pani architekt. - Nie ogłosił on nawet społecznej zbiórki pieniędzy na swój cel. Gdyby zawiązało się jakieś stowarzyszenie mogące mieć osobowość prawną, możliwe, że realizacja projektu poszłaby sprawniej. Tymczasem cała sprawa spoczęła na barkach samorządu miejskiego, który dofinansowywał w latach 90. inne pomniki: pomnik Orląt Przemyskich i milenijny Krzyż Zawierzenia.

Na cudzej działce

   W dokumencie dostrzeżonym przez reportera "Dziennika" podczas rozmowy w Wydziale Budownictwa i Gospodarki Przestrzennej UM, przygotowanym dwa lata temu jako "Informacja dla Prezydenta Przemyśla", napisano, że działania dotyczące budowy pomnika Żołnierza Polskiego zostały uruchomione bez oceny: przewidywanych kosztów takiego przedsięwzięcia, faktycznej możliwości pozyskania niezbędnego terenu oraz zapewnienia w odpowiednim trybie niezbędnych środków finansowych. Mowa jest ponadto o trudnościach w uzyskaniu przez miasto prawa do dysponowania terenem będącym własnością kurii greckokatolickiej. Okazało się bowiem - już w trakcie prac związanych z realizacją projektu PŻP - iż tylko cokół po pomniku gen. Świerczewskiego, który zdemontowano przed laty stoi na gruncie miejskim, natomiast część działki, którą zająć ma nowy ogromny monument, już do miasta nie należy.
   - Chcę zaprzeczyć jakimkolwiek pogłoskom, iż sprawa działki była punktem zapalnym na linii: samorząd - kuria greckokatolicka - podkreśla Alicja Strojny. - Analiza dokumentów z minionego dziesięciolecia nie wskazuje, by tak się działo. Nie znajdziemy tam ani jednego znaku zapytania w tej kwestii. Moim zdaniem z tego powodu plac Niepodległości śmiało można by nazwać placem Zgody.
   Wspomniany dokument anonimowego autora lapidarnie, bez komentarzy, odnosi się do wielu kłopotów przy ucieleśnianiu projektu. Pod datą 12.02.2000 r. wymienia się ponaglenia ze strony adwokata twórców pomnika w sprawie wykonywania przez Zarząd Miasta zobowiązań wynikających z umowy z 7 lipca 1997 r., tj. przystąpienia do realizacji pomnika i odebrania modeli. 12 czerwca 2000 r. Zarząd Miasta podejmuje decyzję o polubownym zakończeniu sprawy umowy o dzieło zawartej z WSK-PZL w Rzeszowie i wpłaca na jej rzecz 74 tys. zł. Ma być to rekompensata za poniesione przez WSK-PZL koszty dotyczące planowanego, lecz nie sfinalizowanego odlewu z brązu przemyskiego pomnika.
   15 czerwca 2000 r., jak wynika z dokumentu, autorzy projektu PŻP grożą Zarządowi Miasta sądem, a miesiąc później Sąd Rejonowy w Przemyślu wzywa gminę miejską do ugody. W podsumowaniu można przeczytać: Po perturbacjach związanych z regulowaniem należności z tytułu: wykonania przez rzeźbiarzy modelu gipsowego pomnika, przechowywania jego elementów oraz rozwiązania umowy o wykonanie odlewu pomnika przez WSK-PZL Rzeszów - w dniu 8 grudnia 2000 r. nastąpiło przejęcie całości modelu gipsowego i przewiezienie go do Przemyśla.
   Z innych źródeł wiadomo, że miasto zapłaciło duże kwoty za przechowywanie gipsowego modelu PŻP w podlimanowskim Jodłowniku, ponieważ właściciel magazynu zażądał opłaty zależnej nie od rozmiarów modelu, ale od jego wartości. Miasto zapłaciło też odszkodowanie państwu Zbrożkom, którzy walcząc o prawa autorskie domagali się, by ich dzieło, zgodnie z umową, zostało udostępnione publiczności, a nie zamieniało się w kupę zbędnego złomu.
   Przez jakiś czas toczyły się także rozmowy między rzeźbiarzami a przemyskim samorządem na temat bardziej oszczędnej wersji pomnika z zachowaniem jego głównej idei. Nie przyniosły rezultatu.

Winni zawsze poprzednicy

   Miejski architekt nie zgadza się, by reporter "Dziennika" mógł skopiować dokument, o którym mowa wyżej. - Nie wiemy, kto go opracował, nie jest podpisany, nie wiadomo, czemu miał służyć. Musiałby pan w tej sprawie zwrócić się z pisemną prośbą do prezydenta miasta...
   Dziennikarz zamiast pisać prośbę do prezydenta, nie wypuszczając dokumentu z ręki, pospiesznie wykonuje notatki.
   Pewien przemyślanin, chcący zachować anonimowość, uważa, że władze nie są zainteresowane nagłaśnianiem kompromitującej historii planów wznoszenia PŻP, gdyż wielu jej obecnych przedstawicieli stanowiło władzę samorządową - w radzie i zarządzie - również w poprzednich kadencjach. Na przykład Robert Choma, obecny prezydent miasta, w latach 90. był wiceprezydentem. Z racji choćby obowiązków miał styczność z realizacją projektu pomnika. Jego pieczątka i podpis widnieją pod niektórymi dokumentami. W ubiegłym miesiącu oznajmił prasie: - Moim poprzednikom zabrakło wyobraźni. Miasta nie stać na taki pomnik. Nikt nie zgromadzi takich środków.
   Niektórzy zastanawiają się teraz, których poprzedników miał na myśli dawny wiceprezydent. Zarówno w dniu pobytu reportera "Dziennika" w Przemyślu, jak i później, gdy chciał on porozmawiać z prezydentem Chomą przez telefon, prezydent był ciągle zajęty. Sekretarka odsyłała do jego zastępcy, ale zastępcy z przyczyn formalnych nie można zaliczyć do poprzedników.
   Było ich zresztą wielu. W ciągu dziesięciolecia skład społecznego komitetu budowy PŻP często się zmieniał. Niektórzy rozpierzchli się po świecie, inni zmarli. Przez ponad siedem lat przewodniczącym społeczników był Andrzej Matusiewicz, wtedy przewodniczący Rady Miasta, obecnie właściciel kancelarii adwokackiej w centrum Przemyśla. Wyjaśnia, że ustalono, iż każdy przewodniczący RM z zasady stawał na czele społecznego komitetu budowy PŻP.
   - Sprawa pomnika była, według mnie, do załatwienia, ale za to, że się tak nie stało, nie można winić społecznego komitetu. Trudno wymagać od takich ciał pełnego profesjonalizmu w działaniu, spełniają one inne funkcje: podtrzymują ducha idei, sprawują honorowy patronat. Od wznoszenia pomników jest samorząd, o czym wyraźnie mówi Ustawa o samorządzie gminnym z 8 marca 1990 r. Przełomem w sprawie była zmiana uchwały Rady Miasta z 1991 r., aprobującej budowę pomnika, poza tym, jak sądzę, Zarządowi Miasta z okresu kadencji 1998-2000 zabrakło woli w realizacji projektu. Pieniądze były, lecz zostały wydatkowane na inne cele.
   Uchwałą z 17 października 2000 r. Rada Miasta Przemyśla wprawdzie nadal wyrażała aprobatę dla idei budowy pomnika, lecz postanowiła przekazać gipsowy model Społecznemu Komitetowi Budowy PŻP lub innemu podmiotowi. W praktyce oznaczało to, iż miasto powoli wycofuje się z przedsięwzięcia planowanego na pl. Niepodległości.
   Zdzisław Cichoński, przewodniczący przemyskiego oddziału Światowego Związku Żołnierzy AK, był jednym z tych, który otrzymywał od prezydenta zaproszenia na rozmowy w sprawie pomnika. Sam twierdzi, że do społecznego komitetu budowy nie należał. - Należę teraz, bo założono nowy. Koniecznie chcemy wykorzystać cokół po pomniku Świerczewskiego, postawić tam coś, ale dużo skromniejszego. Słyszałem, że kilka lat temu wybrano projekt, który kosztował 200 tys. zł, za drogi jak na możliwości Przemyśla. Społeczny komitet nie mógł wiele zdziałać, jeśli nie miał pieniędzy. Inicjatywa budowy pomnika Żołnierza Polskiego w Przemyślu zrodziła się już za czasów pierwszej "Solidarności" i uważam, że warto ją kontynuować.
   W mieście można się dowiedzieć, iż na pewnym etapie prac nad projektem PŻP w środowiskach kombatanckich nastąpiło poruszenie, gdyż jednocześnie zaczął powstawać pomnik Orląt Przemyskich, jakkolwiek nieporównywalnie mniejszy i tańszy. POP ukończono w 1994 r., na wzór dawnego, odsłoniętego w 1938 r., w latach okupacji zniszczonego przypuszczalnie przez nacjonalistów ukraińskich.

Dużo złej krwi

   Stanisław Żółkiewicz, prezes Stowarzyszenia Obrońców Pamięci Orląt Przemyskich, przyznaje, że w początkowej fazie prac wokół Pomnika Żołnierza Polskiego delikatnie sugerował pomysłodawcom, by zrezygnować z przygotowywanej ze zbyt wielkim rozmachem budowy tego monumentu, mimo że był członkiem społecznego komitetu. - Uważałem, że pomnik Orląt Przemyskich także będzie wystarczającym historycznym odzwierciedleniem walk naszego żołnierza, w pełni odda należny hołd, lecz moje sugestie były źle przyjmowane. Odbierano je jako próbę forsowania konkurencyjnej koncepcji pomnika Orląt Przemyskich.
   Obecnie pan Żółkiewicz nie byłby skłonny negować potrzeby wzniesienia w Przemyślu PŻP, gdyż, jak się wyraża, sprawy zaszły już za daleko i jego uwagi mogłyby narobić wiele złej krwi.
   Pan Stanisław krytykuje formułę społecznego komitetu budowy PŻP, jaka w swoim czasie obowiązywała. - To był zlepek różnych, zasłużonych organizacji, ale ich członkom niekiedy brakowało pewnych predyspozycji, co się wydaje nawet zrozumiałe. Błędem było również wyznaczanie na przewodniczącego komitetu kolejnych przewodniczących rady miasta, z urzędu, automatycznie. Zabrakło człowieka, których chciałby i potrafił doprowadzić całą rzecz do końca.
   Z nie potwierdzonych informacji wynika, że Przemyśl, zabierając się za budowę pomnika Żołnierza Polskiego, zmarnotrawił ok. 300 tys. publicznych złotówek. Stało się to w mieście o bardzo starej infrastrukturze, cierpiącym od dziesiątków lat na duże niedoinwestowanie. Jak się dowiaduje reporter "Dziennika", sprawa realizacji projektu budowy PŻP nigdy nie była przedmiotem postępowania prokuratorskiego. Pieniądze przepadły, pomnik - w zamierzonym kształcie - też.
   Dzisiaj nie znajdzie się w Przemyślu nikogo, kto z tego powodu odważyłby się uderzyć w swoją pierś. Poczucie winy zastygło wraz z pomnikowym gipsem, prawdopodobnie na zawsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego Polacy kupują ubrania z Chin?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski