MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy czekasz na grę, musisz więcej trenować

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
Andrzej Sobieszczyk (z lewej) w pucharowym meczu z Pogonią
Andrzej Sobieszczyk (z lewej) w pucharowym meczu z Pogonią Fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa. Bramkarz Puszczy Niepołomice ANDRZEJ SOBIESZCZYK odnosi w tym sezonie sukcesy w Pucharze Polski, w meczach z Koroną Kielce i Lechią Gdańsk obronił rzuty karne. W spotkaniach ligowych z reguły jest jednak rezerwowym. Występ w meczu z Legionovią (1:0) był jego czwartym w II lidze w tym półroczu.

- Być w gotowości do gry - to jesienią zadanie dla Pana...

- Cóż, taka jest rola zawodnika. Nie wiadomo, kiedy przyjdzie zagrać mecz. Teraz Marcin (Staniszewski - przyp.) pojechał na zgrupowanie kadry (do lat 20), więc spodziewałem się, że wystąpię. Starałem się do tego spotkania przygotować jak najlepiej. A najważniejsze jest to, żeby być w systematycznym cyklu treningowym.

- Więc jak się Pan w tej gotowości utrzymuje? Puszcza nie ma drużyny rezerw, zatem nie ma Pan możliwości regularnej gry, bycia w rytmie meczowym.

- Dużo trenuję. W zespole jest kilku chłopaków będących w podobnej sytuacji do mnie - którzy także nie grają w ogóle albo mało. Wpajam im, że powinni trenować, bo tylko w ten sposób zwiększą swoje szanse na występy, a chyba każdemu na tym zależy. No i często spotykamy się dodatkowo. W zasadzie mamy stałą trzyosobową grupę.

- Kto w niej jest?

- Ja, Damian Lepiarz i Kuba Zagórski. Czasami jeszcze ktoś się pojawia, na przykład Daniel Barbus. Ale ta trójka jest stała i systematyczna. Często trenujemy dwa razy dziennie, bo mamy też przecież zajęcia z zespołem. Mamy świadomość, na czym każdy z nas musi się skupić. Jestem bramkarzem, są też obrońca i środkowy pomocnik. Możemy stworzyć wspólnie dużo ćwiczeń, dopasować je pod poszczególne pozycje. I nieźle to wychodzi. Kuba zaczął grać, dobrze się spisuje.

- Pan w meczu z Legionovią nie miał Pan wiele pracy. Paradoksalnie, w tym zimnie, przy prószącym śniegu, było to chyba mało komfortowe. I niosące ryzyko, bo trudno było się Panu rozgrzać.

- To prawda. Najgorszy jest początek gry, kiedy chodzi o to, żeby z powrotem złapać tę temperaturę meczową, którą uzyskuje się na rozgrzewce. Po niej jednak, kiedy jesteśmy przez 15 minut w szatni, przebieramy się, trochę stygniemy. Później w trakcie spotkania z Legionovią coś się jednak działo, jakieś sytuacje rywale sobie stwarzali. Parę razy strzelali niecelnie, ale koncentracja musiała być stała, czy też wzrastać wtedy, gdy byli blisko mojej bramki.

- Za najtrudniejszą interwencję dnia uważa Pan wybieg z bramki na początku drugiej połowy, żeby powstrzymać Marcina Wodeckiego? A może strzał Patryka Koziary, obroniony w 17 minucie?

- Przy tym uderzeniu piłka chyba nie leciała w bramkę, jednak dzięki niemu mogłem się rozgrzać, zapoznałem się z tym błotem, z panującymi warunkami. A sytuacja z Wodeckim? Przyznaję, że jestem zadowolony. Zauważyłem, że otworzył mu się korytarz i piłka po prostopadłym podaniu do niego trafi. Więc to, że zrobiłem na początku - krok czy dwa wprzód - spowodowało, iż zaraz po przyjęciu piłki musiałem go „skasować”. Ważniejsza była decyzja, bo już samo wykonanie nie było zbyt trudne. Ale początkowe „wysokie” ustawienie, potem dobra decyzja - z tego się cieszę. Takie rzeczy właśnie trenuję.

- Generalnie może Pan być zadowolony z tego występu. Raz - że bez straty gola, dwa - że bez większych kłopotów, nerwowych momentów.

- Tak, cały zespół stanął na wysokości zadania. W moim przypadku to pierwsze „zero” w tym sezonie w meczach ligowych, też się z tego cieszę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski