- Być w gotowości do gry - to jesienią zadanie dla Pana...
- Cóż, taka jest rola zawodnika. Nie wiadomo, kiedy przyjdzie zagrać mecz. Teraz Marcin (Staniszewski - przyp.) pojechał na zgrupowanie kadry (do lat 20), więc spodziewałem się, że wystąpię. Starałem się do tego spotkania przygotować jak najlepiej. A najważniejsze jest to, żeby być w systematycznym cyklu treningowym.
- Więc jak się Pan w tej gotowości utrzymuje? Puszcza nie ma drużyny rezerw, zatem nie ma Pan możliwości regularnej gry, bycia w rytmie meczowym.
- Dużo trenuję. W zespole jest kilku chłopaków będących w podobnej sytuacji do mnie - którzy także nie grają w ogóle albo mało. Wpajam im, że powinni trenować, bo tylko w ten sposób zwiększą swoje szanse na występy, a chyba każdemu na tym zależy. No i często spotykamy się dodatkowo. W zasadzie mamy stałą trzyosobową grupę.
- Kto w niej jest?
- Ja, Damian Lepiarz i Kuba Zagórski. Czasami jeszcze ktoś się pojawia, na przykład Daniel Barbus. Ale ta trójka jest stała i systematyczna. Często trenujemy dwa razy dziennie, bo mamy też przecież zajęcia z zespołem. Mamy świadomość, na czym każdy z nas musi się skupić. Jestem bramkarzem, są też obrońca i środkowy pomocnik. Możemy stworzyć wspólnie dużo ćwiczeń, dopasować je pod poszczególne pozycje. I nieźle to wychodzi. Kuba zaczął grać, dobrze się spisuje.
- Pan w meczu z Legionovią nie miał Pan wiele pracy. Paradoksalnie, w tym zimnie, przy prószącym śniegu, było to chyba mało komfortowe. I niosące ryzyko, bo trudno było się Panu rozgrzać.
- To prawda. Najgorszy jest początek gry, kiedy chodzi o to, żeby z powrotem złapać tę temperaturę meczową, którą uzyskuje się na rozgrzewce. Po niej jednak, kiedy jesteśmy przez 15 minut w szatni, przebieramy się, trochę stygniemy. Później w trakcie spotkania z Legionovią coś się jednak działo, jakieś sytuacje rywale sobie stwarzali. Parę razy strzelali niecelnie, ale koncentracja musiała być stała, czy też wzrastać wtedy, gdy byli blisko mojej bramki.
- Za najtrudniejszą interwencję dnia uważa Pan wybieg z bramki na początku drugiej połowy, żeby powstrzymać Marcina Wodeckiego? A może strzał Patryka Koziary, obroniony w 17 minucie?
- Przy tym uderzeniu piłka chyba nie leciała w bramkę, jednak dzięki niemu mogłem się rozgrzać, zapoznałem się z tym błotem, z panującymi warunkami. A sytuacja z Wodeckim? Przyznaję, że jestem zadowolony. Zauważyłem, że otworzył mu się korytarz i piłka po prostopadłym podaniu do niego trafi. Więc to, że zrobiłem na początku - krok czy dwa wprzód - spowodowało, iż zaraz po przyjęciu piłki musiałem go „skasować”. Ważniejsza była decyzja, bo już samo wykonanie nie było zbyt trudne. Ale początkowe „wysokie” ustawienie, potem dobra decyzja - z tego się cieszę. Takie rzeczy właśnie trenuję.
- Generalnie może Pan być zadowolony z tego występu. Raz - że bez straty gola, dwa - że bez większych kłopotów, nerwowych momentów.
- Tak, cały zespół stanął na wysokości zadania. W moim przypadku to pierwsze „zero” w tym sezonie w meczach ligowych, też się z tego cieszę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?