Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kara więzienia za „stan umysłu”. Wyrok z tajemnicą w tle

Bogumiła Rzeczkowska
Późny wieczór, a właściwie już piątkowa noc, 5 sierpnia 2022 roku, na zawsze wpisały się w pamięć słupskiej palestry i dzielnicy, która jest „stanem umysłu”. Ulica Lelewela - kwadrat od Iraku do Czeczenii. Pijaństwo, narkotyki, ciemne sprawki i „ta z willi” w sąsiedztwie.

Pierwsze informacje brzmiały: adwokat ze Słupska zatrzymana. Zraniła nożem dwóch mężczyzn, pijana uciekała samochodem, wjechała w ogrodzenie, biła, kopała i wyzywała policjantów.

Co było powodem tych dramatycznych zdarzeń, nie rozstrzygnęły ani śledztwo, ani proces. 41-letnia obecnie Katarzyny R. za ten jeden wieczór zapłaciła bardzo wysoką cenę: 10 i pół roku pozbawienia wolności. To na razie nieprawomocny wyrok.

Oskarżona prawniczka

Prokuratura Okręgowa w Toruniu oskarżyła Katarzynę R. o to, że 5 sierpnia 2022 roku w Słupsku na ulicy Lelewela zaatakowała nożem dwóch mężczyzn. Mariusz K. został ranny w szyję i brzuch, Marcin K. - w pośladek.

W przypadku Marcina K. spowodowała obrażenia i rozstrój zdrowia na czas poniżej siedmiu dni. Jednak Mariusza K. - zdaniem prokuratora -chciała zabić. Miał uszkodzoną tchawicę z odmą śródpiersia i przecięte mięśnie brzucha. Przeżył dzięki szybkiej pomocy medycznej.

Po zajściu pijana Katarzyna R. próbowała odjechać samochodem, ale uderzyła w ogrodzenie. A gdy została zatrzymana przez policję, znieważała funkcjonariuszy i naruszyła ich nietykalność. „Wy mnie tutaj, kur..., zaje.., a on biedny pokrzywdzony, bo niby, k…, kosą dostał. A ty myślisz, że on, k..., nie umie się bronić” - krzyczała Katarzyna R. w czasie zatrzymania, co zarejestrowały kamery osobiste policjantów. - „I tak swoje zrobię, wy nie będziecie wiedzieli. Mariana (to o Mariuszu K.), tej kur…, szkoda by nie było”.

Późniejsze badanie wykazało we krwi Katarzyny zawartość 1,79 promila alkoholu oraz leków. W aucie policjanci znaleźli dokument zaświadczający, że kilka tygodni wcześniej kobieta spędziła noc w izbie wytrzeźwień. Zabezpieczyli też nóż i siekierę. Potem biegli z Instytutu Genetyki Sądowej stwierdzili, że na ostrzu noża znajduje się materiał genetyczny Mariusza K. i Marcina K. Na siekierze nie znaleziono śladów.

Relacje pijanych świadków

Świadek Natalia K., żona pokrzywdzonego Marcina K., była w czasie zdarzenia pijana. To ona zadzwoniła na numer 112, a w czasie śledztwa obciążyła Katarzynę R., która miała zranić Mariusza K., a po tym rzucić się na jej męża. Przed sądem twierdziła, że powiedziała tak, bo bała się Mariusza K., który kazał jej tak zeznawać. Jednak nie wiadomo, kiedy trzymający się za gardło pokrzywdzony z przeciętą tchawicą miał ją zastraszać. Do sądu przyszła też pijana - 2,62 promila. Na kolejnym terminie była już trzeźwa.

- Tamtego dnia byłam w ciągu alkoholowym. Piłam pół dnia. Z litr wódki wypiłam - mówiła przed sądem. - Zobaczyłam szarpaninę z tą panią R. Mariusz K. ciosy zadawał, wyzywał: „Ty kur…”, takie o, różne… Uderzał ją po głowie, szarpał. Wszystko szybko się działo. Na pewno się broniła. Odpychała Mariusza K. On chwycił się za szyję, ale ja nie wiem, czemu.

Jej 18-letnia obecnie córka - Wiktoria K. - twierdziła że nie było jej przy „tym wszystkim, bo cały czas gadała przez telefon z dobrą koleżanką”, ale już nie pamięta, z kim. Było ciemno, a ona wcześniej wypiła dwa, trzy piwa. Widziała jednak, że „pani Kasia” kłóciła się ze Sławomirem K., nieżyjącym już bratem Mariusza K., a później z Mariuszem K.

- Pani Kasia ręką coś zrobiła. Widziałam tylko rękę. Odjechała, zjechała z górki, uderzyła w śmietnik, gdy chciała zakręcić. Nagrałam telefonem samochód, żeby było rejestrację widać. Nie widziałam żadnych niebezpiecznych narzędzi. U nas na Lelewela dużo się dzieje - stwierdziła Wiktoria K. zapytana o to, kto jeszcze z kim się kłócił. - Dużo osób się kłóciło. Krzyki. Głośno było.

Wykup mieszkań w tle

Arkadiusz B., w przeszłości znajomy z sąsiedztwa Katarzyny R., przed sądem:

- Tego feralnego dnia byłem u mamy na Lelewela. Przybyłem, kiedy Kasia była już zatrzymana w radiowozie. Wzywała pomocy, była w opłakanym stanie. Nigdy jej takiej nie widziałem. Wyrywała się policjantom. Chciała się od nich uwolnić.

Świadek dodał, że ulica Lelewela to „stan umysłu”: - Dzielnica okropna, dużo elementu, a w niektóre miejsca bałbym się wieczorem wyjść - zaznaczył. Jednak wtedy wyszedł z ciekawości, bo zobaczył niebieskie światła policyjnych kogutów. - Znam Kasię i nie uważam, żeby ona mogła popełnić taki czyn. To dla tych ludzi chwycić za nóż nie jest problemem przy alkoholu. Takie jest tam towarzystwo - podkreślił. - Byłem w szoku, dlaczego się tam znalazła? Kasia była przerażona jak zranione zwierzątko. Uderzała głową w radiowóz. Krzyczała, że jest chora, żeby zawieźć ją do lekarza. Nie wiem, czy mnie poznała. Mówiła od rzeczy. Bez ładu i składu. Jakby nie ona. Nieobecna. Ludzie mówili, że została napadnięta, że była awantura ze Sławkiem, jego bratem Mariuszem i „Czekoladą” (Marcinem K.), że cegłówką dostała. Plotki. Różne wersje. Widziałem jej samochód - rozwalony, poobijany, powybijane szyby.

Sędzia Agnieszka Niklas-Bibik dopytywała Arkadiusza B., jak oskarżona zachowywała się wobec niego. Na to pytanie trudno było świadkowi odpowiedzieć.

- A słyszał pan takie słowa z jej strony: „U mnie jesteś, szmato, skończona! Jesteś szmatą, kur.., zobaczysz, kur… Masz u mnie przeje… na maksa za to, co zrobiłeś, bo od ciebie się zaczęło, ty kur...” - cytowała sędzia słowa Katarzyny R., zarejestrowane przez osobiste kamery policjantów.

- No właśnie mówiła od rzeczy - odpowiedział świadek. - Nic się ode mnie nie zaczęło.

- „Co mi zrobiliście, za co? Jak ja nic nie zrobiłam nikomu” - cytowała dalej sędzia słowa Katarzyny R.

- Nic nie zrobiłem. Nasze stosunki były bardzo dobre. Nigdy nie byliśmy w zwadzie - twierdził świadek.

- Czy ma pan jakikolwiek związek z narkotykami? - dociekała sędzia.

- Nie - odparł Arkadiusz B.

- A z obrotem nieruchomościami? - padło kolejne pytanie do świadka.

- Moja siostra biuro nieruchomości miała - odpowiedział.

- A może wie pan coś na temat wykupowania lokali komunalnych w Słupsku między innymi przez Mariusza K. albo osoby z nim związane? Wykupowanie mieszkań, przejmowanie ich na dożywcie? Wyrzucanie ludzi z mieszkania. Czy coś to panu mówi?

Świadek twierdził, że nie słyszał o takim procederze.

Pokrzywdzeni nie czują się pokrzywdzonymi

- Byłem pijany. Stałem na klatce. Widziałem Katarzynę R. Zacząłem się jej czepiać - mówił pokrzywdzony Mariusz K. - Zaczęliśmy się szarpać. Coś koło nas przeleciało. Nie wiem, czy Kasia dostała i upadła. Ja odbiegłem. Nie wiem, kto czymś rzucił. Kasia wstała i podbiegła do samochodu.

To pierwsza część jego zeznań, bo okazało się, że do sądu także przyszedł „wypity”, a w oczekiwaniu na policjantów z alkomatem uciekł, bo był poszukiwany do odbycia kary więzienia za kradzież z włamaniem. Tego samego dnia został zatrzymany przez policję, która znalazła u niego w mieszkaniu 5 gramów metamfetaminy, a na strychu 200 gramów marihuany. Mariusz K. trafił za kratki.

- Nie jestem i nie czuję się pokrzywdzony - powiedział na następnej rozprawie, choć w śledztwie zeznał, że widział nóż, chciał go wyrwać i został ugodzony. - Przyszedłem przed blok. Usłyszałem kłótnię, krzyki. Byłem pijany. Też zacząłem krzyczeć, wyzywać, bluźnić. Rozpoznałem, że to Kasia krzyczy. Parę kroków zrobiłem w jej stronę. Nie wiem, dlaczego się przyczepiłem. Zaczęliśmy się szarpać. Kopnąłem ją raz czy dwa. Ktoś czymś rzucił, kamieniem czy coś, w głowę, bo ona upadła. Kasia kazała mi wypier… Ktoś rozwalał jej auto. Szarpaliśmy się. Było ciemno. Zostałem uderzony, ale tego nie pamiętam. Zobaczyłem krew i uciekłem. W pierwszej chwili myślałem, że to Kasi krew. Nie chciałem policji, bo byłem poszukiwany. Byłem u rodziców. Oni chcieli dzwonić po karetkę, to uciekłem do siostry. Karetka zabrała mnie od niej. W szpitalu się obudziłem. W gazetach czytałem, w telewizji i powiedzieli mi, że zostałem ugodzony nożem. W brzuch i szyję. Opuściłem szpital na własne żądanie, bo bałem się, że przyjedzie policja. Ja naprawdę nie wiem, co się stało. Sam siebie obwiniam. Może gdybym nie zaczepił Kasi, odjechałaby. Niepotrzebnie się przyczepiłem, uderzyłem...

Pokrzywdzony twierdził, że nikogo innego nie widział na miejscu zdarzenia, ale wtedy dużo pił - dziennie pół litra, litr i jakieś piwa. Słowem: nie pamięta, jak się szarpanina z Katarzyną R. skończyła, bo urwał mu się film. A policji zeznał, że R. miała nóż, bo wiedział to z gazet i telewizji.

Mariusz K. przyznał też, że wtedy zażywał także inne środki i palił marihuanę, ale nikomu ich nie udostępniał.

- Czy obracał pan nieruchomościami? - pytała sędzia.

- Ja? - zdziwił się Mariusz K. - Ja butelki sprzedaję. To chyba w Warszawie.

- Właśnie o to chodzi - podpowiadała sędzia. - A słyszał pan o wyrzucaniu na bruk jakichś znajomych?

- Nie.

Marcin K., ranny w pośladek, przyznał, że tamtego dnia miał cztery promile.

- Krzyki na klatce usłyszałem. Myślałem, że to dzieci. Ktoś się szarpał. Próbowałem rozdzielić. Nic nie czułem. Od żony się dowiedziałem, że krwawię. W szpitalu zostałem zszyty i wypuścili mnie tej samej nocy. Pieszo wróciłem. Nie widziałem Katarzyny R. tego dnia - opowiadał, choć w śledztwie zeznał: „Kobieta dość wysoka, włosy blond. Ugodziła mnie ostrym przedmiotem w lewy pośladek. Nie znam jej”.

- Nie widziałem noża w rękach kobiety. Nie pamiętam ugodzenia. Nie wiem, czy to była ta pani. Pierwszy raz tę panią widzę na oczy - powiedział przed sądem, wskazując oskarżoną. - Tam była grupka ludzi. Nie chcę, by skazano kogoś, kto jest niewinny. Nie wiem, kto to zrobił.

Szczegółów nie pamiętali też policjanci. Piotr S. i Dariusz S. domagali się zadośćuczynienia po 10 tysięcy złotych. Ogólnie zeznali, że zatrzymali kobietę wskazaną przez mieszkańców. Katarzyna R. cały czas ubliżała im, znieważała ich słowami, których w sądzie nie chcą powtarzać, szarpała się, odgrażała się, że ich załatwi, bo jest prawnikiem. Śmiała się prosto w twarz. Uderzała głową i nogami w drzwi i ściany radiowozu. Nie dała się przebadać alkomatem. Funkcjonariusze zawieźli ją do szpitala na pobranie krwi. Kopnęła w udo Dariusza S., a Piotra S. uderzyła głową w okolicę jego prawego oka. Chciała ich zmusić do zaniechania czynności służbowych.

Nikt nie słyszał o zatargach

Rodzina pokrzywdzonego Mariusza K. od lat zna Katarzynę R. Wszyscy są z jednej dzielnicy, ale oskarżona mieszkała „w willi”. Iwona K., jego była żona, około roku sprzątała u niej w mieszkaniu. Nikt jednak nie słyszał o żadnych interesach, nieruchomościach czy narkotykach. Ani tym bardziej o zatargach oskarżonej z pokrzywdzonym.

Ewa K., matka pokrzywdzonego, do której mieszkania najpierw wbiegł z ręcznikiem na szyi Mariusz K., zeznała:

- Nie wiem, jak to się stało, że Kasia rzuciła się na syna. Byłam zaskoczona. Lubiła sobie wypić - mówiła Ewa K. - Nie wnikam, z czego utrzymuje się syn. Miał związek z narkotykami. Nie wtrącam się w jego życie. Już go nie zmienię.

Jagoda K., siostra Mariusza K., nie utrzymuje bliskich kontaktów z bratem, ale tamtego dnia to do jej mieszkania przy ulicy Raszyńskiej przyszedł zakrwawiony, trzymając się za szyję, łapiąc oddech, z chrapliwym głosem, raną brzucha.

- Powiedział tylko, żebym zadzwoniła po Iwonę i Mateusza, jego syna. Chciał się z nimi pożegnać. Walczył o życie. Nie wiem, co się wydarzyło.

Niewiele powiedział 33-letni Kamil Sz., który został doprowadzony na rozprawę w kajdankach i w łańcuchach u nóg.

- Nie wiem, czemu zostałem świadkiem - dziwił się. - Nie znam oskarżonej. Znam parę osób z Lelewela. Mieszkałem tam, ale zabrali mieszkanie i się przeprowadziłem. Mariusza K. znam z więzienia.

Łzy, żal, przeprosiny i wstyd. Wersja oskarżonej

Katarzyna R. trafiła na obserwację na oddziale psychiatrii sądowej Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim. Zdaniem biegłych jest uzależniona od alkoholu i narkotyków, występują u niej zaburzenia osobowości. Mimo ponadprzeciętnych możliwości intelektualnych, ma nieprawidłową osobowość. Jest niestabilna emocjonalnie. Już w przeszłości wykazywała agresję. Jednak zdiagnozowana kiedyś u niej lekka depresja i obecność leku w organizmie oskarżonej nie wpłynęły na poczytalność.

- Nie przyznaję się. Nie będę składać wyjaśnień. Nie będę odpowiadać na żadne pytania - powiedziała na początku procesu Katarzyna R. po odczytaniu aktu oskarżenia przez prokuratora Arkadiusza Wolskiego. Milczała aż do ostatniej rozprawy. Na początku kwietnia złożyła wyjaśnienia.

Zaczęła od tego, że przyjechała na ul. Lelewela ze Sławomirem K., którego wcześniej zawiozła do Jezierzyc.

- Wtedy byłam trzeźwa. Chciałam wyrzucić Sławka przy bloku 53 D i jechać sto metrów w górę, do domu moich rodziców. Sławek był pijany. Niestety, dałam się namówić na picie alkoholu. Piliśmy wódkę i piwo w samochodzie i obok. Później chciałam wrócić na piechotę do rodziców - mówiła Katarzyna R. - Na murku siedzieli Mariusz K., Marcin K., Kamil Sz. (który zeznał, że go tam w ogóle nie było) i inni. Też pili. Zaczęłam się kłócić ze Sławkiem. Nie pamiętam o co. Uderzył mnie z otwartej ręki w twarz. Tamci podeszli do nas. Zaczęli się czepiać. Wyzywali mnie od ...szonów, kur…, lachocią…. Mariusz uderzył mnie tak, że upadłam. Pytałam, co zrobiłam? On, że to jego dzielnica, a ja jestem zwykłą frajerką i mam wypierd… do swoich wykształciuchów. Gdy się przewróciłam, Mariusz K., Kamil Sz. i ktoś jeszcze mnie kopali. Śmiali się i drwili. Wstałam, ale ktoś z tyłu uderzył mnie czymś twardym. Zaczęło mi się kręcić w głowie i na chwilę straciłam przytomność. Gdy obraz wrócił, zobaczyłam kilka osób. Jedną w kapturze - z siekierą. Według mnie to był Kamil Sz. Wsiadłam do samochodu, ale on zaczął uderzać siekierą w auto. Uruchomiłam silnik, ale uderzyłam w wiatę. Ten z siekierą szedł w stronę kierowcy. Byłam przerażona. Wzięłam nóż ze schowka. Otworzyłam drzwi, żeby go odepchnąć. Wyskoczyłam z samochodu i zaczęłam machać nożem na ślepo, żeby ich odstraszyć. W którymś momencie Mariusz K. do mnie doskoczył. Doszło do szarpaniny. Został ugodzony w brzuch. Chciał mi wyrwać nóż. Wykręcił mi rękę i wtedy mógł zostać ugodzony w szyję. Ja nie celowałam - zapewniała oskarżona.

Wyjaśniała, że była szarpana i popychana. Widziała tylko, że Mariusz K. upadł. Wstał i charczał. Gdy uciekł, Kamil Sz. zamachnął się siekierą. Uchyliła się i wtedy Marcin K. chciał ich rozdzielić. Stąd jego rana pośladka. Chciała odjechać samochodem, zapomniała, że jest niesprawny, ale Kamil Sz. wybijał siekierą szyby. Później Katarzynie R. urwał się film. Nie pamięta zatrzymania. Jak wyglądało, dowiedziała się z nagrania z kamer policjantów.

- Jest mi wstyd. Przepraszam cały skład sędziowski, że naraziłam dobre imię wymiaru sprawiedliwości, adwokaturę i policjantów. Przepraszam syna, rodziców. Jestem wściekła na siebie, że sięgnęłam po alkohol. Nie mogę sobie wybaczyć, że naraziłam mojego syna, który wychowywał się bez ojca i bardzo za mną tęskni, na rozłąkę i wstyd wśród jego kolegów. Mam ogromne poczucie winy. Mam nadzieję, że będę miała szansę to zadośćuczynić - płakała Katarzyna R.

Zapewniała, że nie jest takim potworem, jakim uczyniły z niej biegłe, że wiele razy podejmowała leczenie, by walczyć z nałogiem. A jej liczne terapie są teraz użyte przeciwko niej. Pierwszy raz urwał jej się film, gdy jako pływaczka była w kadrze Polski. Wtedy alkoholem poczęstowali nastolatki trenerzy. Zdarzały jej się myśli i próby samobójcze.

- Tak to u mnie w życiu bywało. Nie byłam agresorem. Ale na Lelewela w tym kwadracie od Iraku do Czeczenii tak jest. Zawsze jeden drugiego będzie chronił. Nikt nic nie powie przeciw drugiemu. Z zawiści, że ktoś coś osiągnie, chcą go zniszczyć. Przeszkadza im, że z tej dzielnicy się wybiłam. Nie raz próbowali mnie pociągnąć na dno.

Mowy końcowe i wyrok

Wersja oskarżonej nie sprawiła, by prokurator Arkadiusz Wolski zmienił zdanie. Za kluczowego świadka uznał Natalię K.

- Jest między nimi jakaś tajemnica, o której nie wiemy - mówił o relacji Katarzyny R. z Mariuszem K. - Zadała mu dwa ciosy w narządy newralgiczne dla życia, z dość znaczną siłą. To ostrze pozwoliłoby przebić szyję na wylot! Musiała się godzić z tym, że może zabić.

Za próbę zabójstwa Mariusza K. prokurator zażądał 12 lat, łącznie z innymi czynami - 12 lat i 7 miesięcy więzienia.

Obrońcy domagali się uniewinnienia od zarzutu próby zabójstwa. Adwokat Marcin Malinowski wskazywał na rozbieżności w zeznaniach pijanych świadków, zwłaszcza Natalii K., która pomyliła przyjazd Katarzyny R. z odjazdem z miejsca zdarzenia. Także na postawę pokrzywdzonych, którzy sami obawiali się odpowiedzialności karnej, a przede wszystkim na fakt, że policja nie przesłuchała nieżyjącego już Sławomira K., który stał się przyczyną wizyty oskarżonej na ul. Lelewela.

Obrońca radca prawny Piotr Chrzczonowicz zwrócił uwagę na brak motywu: - Jest tu jakaś tajemnica, jak mówi prokurator, która utrudnia poznanie motywu. Jeśli nie można poznać motywu, to trudno mówić o zamiarze.

- Ważna kwesta to nie jest to, jak się skończyło, ale jak się zaczęło - mówił adwokat Andrzej Sut. - Jaką rolę pełni Mariusz K. w dzielnicy? Pokrzywdzeni nie mówią, jak było naprawdę, ale zastanawiają się, czy to może komuś z nich zaszkodzić.

- Oskarżona postanowiła się bronić. Na tej ulicy tak trzeba. Albo uciekać, albo się bronić. Tam nie ma zgłoszeń na policję - mówił mecenas Andrzej Sut. - To były przypadkowe ciosy w obronie koniecznej bez przekroczenia jej granic.

Wyrok zapadł po myśli prokuratora. Sąd nie uwierzył w wersję oskarżonej. Skazał Katarzynę R. na 10 lat pozbawienia wolności za usiłowanie zabójstwa Mariusza K., na cztery miesiące za spowodowanie obrażeń u Marcina K., pół roku za jazdę po spożyciu alkoholu oraz na osiem miesięcy za napaść na policjantów. Łącznie na 10 i pół roku więzienia.

Oskarżona ma zapłacić 5 tys. zł na fundusz pomocy pokrzywdzonym i pomocy postpenitencjarnej oraz po 5 tys. zł pokrzywdzonym policjantom. Prawo jazdy straci na cztery lata. Karę ma odbywać w systemie terapeutycznym, a dodatkowo środkiem zabezpieczającym będzie terapia uzależnieniowa. Wyrok nie jest prawomocny.

Uchwałą Okręgowej Rady Adwokackiej w Koszalinie z 20 stycznia 2022 roku, Katarzyna R. przeniesiona została na listę adwokatów niewykonujących zawodu, ponieważ przestała prowadzić działalność gospodarczą. Po zdarzeniu została zawieszona w czynnościach zawodowych.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza