MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Justyna Kowalczyk: Poczułam wielką ulgę, gdy znowu pokonałam tę diabelską górę

Redakcja
ROZMOWA. JUSTYNA KOWALCZYK przekonuje nas, że za rok nie wystartuje w Tour de Ski, chociaż...

- Co Pani czuła po przekroczeniu linii mety? - zapytaliśmy Justynę Kowalczyk.

- Wielką ulgę, że znowu pokonałam tę diabelską górę. Było naprawdę strasznie ciężko. Moja siostra mówi, że to jest bardzo fajna góra, ale kiedy się z niej zjeżdża.

- Kiedy odskoczyła Pani od Bjoergen na ok. 30 sekund, czuła się już Pani zwyciężczynią?

- Absolutnie nie! Dopiero jak minęłam linię mety, mogłam się cieszyć z wygranej. Ostatnie 500 metrów utrzymałam się na nogach chyba tylko dzięki ambicji i mocnym kijkom. Byłam bardzo zmęczona.

- Przed biegiem Petra Majdić twierdziła, że na Alpe Cermis będzie Pani na pewno pierwsza.

- Dziękuję Petrze za miłe słowa. Moja taktyka była dość prosta, pozwoliłam się dogonić Marit. Potem obie biegłyśmy razem. Miałam podyktować mocne tempo, kiedy zacznie się strome podejście pod Alpe Cermis. Nie chciałam dopuścić, aby doszło do rozgrywki na finiszu, bo w tym Marit jest bardzo mocna.

- Na co liczyła Pani przed zawodami?

- Liczyłam na dobry wynik. W żadnym wypadku nie byłam faworytką, w tym sezonie na trasach dominowała Marit. Ona według fachowców miała wygrać. Ja do tej pory byłam jakby w jej cieniu. Ale wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana do sezonu. Czułam, że forma rośnie, co potwierdziło moje zwycięstwo pod koniec grudnia w Rogli.

- Jaki to był dla Pani tour?

- Inny niż dotychczas i przepiękny. Na trasie nie było już moich dobrych koleżanek Petry Majdić, Marianny Longi czy Arianny Follis. Niemal wszystko w tym tourze układało się po mojej myśli. Byłam parę razy zaskakiwana na plus. Zaczęło się już od zwycięstwa w prologu. O tym, że wygrałam, dowiedziałam się, kiedy po biegu przyszedł do mnie jeden z serwismenów i powiedział, że jestem pierwsza. "Kto, ja? A Bjoergen i Randall już dobiegły?" - zapytałam i szczerze mówiąc nie mogłam w to uwierzyć. Zresztą inne rzeczy w czasie tego touru także wyszły mi tak, że się sama dziwiłam. Bardzo dobrze pobiegłam w sprincie stylem dowolnym (była trzecia - przypis), tylko dwie sekundy straciłam w bardzo nielubianym wyścigu pościgowym na 15 kilometrów "łyżwą". Po tych biegach rosły mi skrzydła. A końcówka imprezy była dla mnie fantastyczna. Świetnie wytrzymałam trudy imprezy. To wielka zasługa mojego trenera pana Aleksandra Wierietielnego. Jego metody treningowe sprawdzają się od lat, od sześciu lat nie wypadam z czołówki światowej.

- Czy wystartuje Pani za rok w tourze?

- Dzisiaj mówię - nie! Taką decyzję podjęłam z moim wspaniałym zespołem. Ale raz już się zarzekałam, że moja noga nie postanie na Alpe Cermis...

- Co teraz?

- Muszę trochę odpocząć. Mam trochę dość startów, do tego mam problemy z kolanem. Na pewno nie pojadę na sprinty do Mediolanu, wystartuję dopiero za dwa tygodnie w Otepaeae. Bardzo lubię biegać w Estonii, tam przecież po raz pierwszy stałam na podium w zawodach PŚ.

- Powalczy Pani z Bjoergen o "Kryształową Kulę"?

- Przed nami jeszcze sporo ścigania. Zobaczymy, która z nas lepiej wytrzyma trudy sezonu. Mogę o jednym zapewnić - będę walczyć ze wszystkich sił.

Rozmawiał Andrzej Stanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski