Był krakowianinem, temu miastu pozostał wierny, tu miał od 1992 r,. swój klub, w którym grał z młodymi, dzięki czemu wychował w swym kwartecie jakże wielu uznanych dziś muzyków, w tym pianistów. Był wybitnym muzykiem, walczącym o godność jazzu, któremu oddał całe życie. W młodości mama chciała uczynić go skrzypkiem (sama grała na tym instrumencie), ale już jako 15-latek, o czym opowiadał mi przed 30 laty, zainteresował się klarnetem, a następnie saksofonem; wuj, który prowadził orkiestrę w krakowskiej elektrowni, pożyczył mu saksofon tenorowy.
I ten instrument sprawił, że Janusz Muniak stał się szybko jednym z czołowych jazzmanów w Polsce – został muzykiem formacji Andrzeja Trzaskowskiego, Tomasza Stańki, z którym współpracował przez 10 lat (nagrał m.in. słynną płytę „Music for K.”), Studia Jazzowego Polskiego Radia Jan „Ptaszyna” Wróblewskiego.
Grał ze Zbigniewem Namysłowskim, Andrzejem Kurylewiczem, w big-bandach Edwarda Czernego i Bogusława Klimczuka. Osobliwą karierę zrobił jako muzyk Stowarzyszenia Popierania Prawdziwej Twórczości „Chałturnik” „Ptaszyna” Wróblewskiego, gdzie także śpiewał, a owe wokalne żarty dały mu czołowe lokaty w ankiecie „Jazz Forum” w kategorii wokalistów.
Grał w swej karierze muzykę free, i jazz-rocka (pojawił się na płycie Dżambli), ale w sumie najbliższy był mu akustyczny mainstream, standardy, klasyka. I jazzowe ballady, których był mistrzem. Jako wykonawca i kompozytor, I takiej muzyce poświęcał się od 40 lat prowadząc swój kwartet.
Nie nagrywał wiele. Poprzednią autorską płytę („Annie”) wydał w 2002 r. – Anna, żona muzyka zmarła latem ubiegłego roku. Ostatnią - w listopadzie; to album „Contemplation”, nagrany w kwartecie m.in. z Joachimem Menclem. „Może gdybym mieszkał w Warszawie, o wiele rzeczy byłoby łatwiej...” – mówił mi przed laty. Ale wrócił pod Wawel, bo to było jego miasto, Tu miał swoje kluby, swoje miejsca, z kawiarnią Rio na czele, w której bywał regularnie. Tu uchodził za guru środowiska, które ongiś powierzyło Muniakowi godność prezesa oddziału Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego.
Dowodem uznania dla krakowskiego saksofonisty jest m.in. płyta „Heart” tria Włodzimierza Nahornego (z roku 1967) z utworem lidera „Serce Muniaka”. I oto właśnie serce sprawiło, że polski jazz stracił jednego z największych. Tego, który w „Chałturniku” zabawnie śpiewał: „Kto tak pięknie gra, kto tak pięknie gra? To ja, to ja...”.
Że tak grał naprawdę, dowodzą płyty i potwierdza pamięć tych, którzy Janusza Muniaka słuchali na żywo. Na wielkich estradach i w „Jaszczurach”, których był ongiś stałym gościem, co zaowocowało pucharem publiczności dla najpopularniejszego jazzmana 25-lecia tego klubu. To w nim grał kiedyś przypadkowo z Patem Methenym, który od razu dostrzegł talent Muniaka. Docenili go i inni muzycy że świata, z którymi grał: Don Cherry, Charlie Ventura... Teraz już mają Muniaka po Tamtej Stronie...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?