Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Kraków w ciszy ponownie chował króla Kazimierza Wielkiego

Paweł Stachnik
Obraz Jana Matejki „Wnętrze grobu Kazimierza Wielkiego” w 1869 r.
Obraz Jana Matejki „Wnętrze grobu Kazimierza Wielkiego” w 1869 r. Fot. ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie
HISTORIA. 147 lat temu - 8 lipca 1869 roku - odbył się powtórny pogrzeb szczątków króla Kazimierza Wielkiego. Ta podniosła uroczystość była ważnym wydarzeniem dla Polaków we wszystkich zaborach. Stała się też wzorem dla wielu następnych tego typu krakowskich pochówków.

W latach 50. XIX w. w środowisku krakowskich uczonych i miłośników zabytków pojawiła się idea odnowienia nagrobka Kazimierza Wielkiego w katedrze wawelskiej. Według obserwatorów marmurowo-piaskowcowy nagrobek już w latach 40. XIX w. był w złym stanie. Tumba przekrzywiła się, między marmurowymi płytami pojawiły się szpary, płyta wierzchnia pękła w kilku miejscach, a kolumny podtrzymujące baldachim poprze-suwały się i pokrzywiły.

Po 18 latach

Wprawdzie myśl o odnowieniu królewskiego nagrobka po raz pierwszy rzucona została przez Zygmunta Helcla w 1850 r., ale w Krakowie sprawy idą niespiesznie i restaurację rozpoczęto dopiero 18 lat później - 13 maja 1868 r. Planowano, by z jej ukończeniem zdążyć na przypadającą rok później 500-letnią rocznicę Statutów Wiślickich. Prace finansowane były ze składek społecznych, a kierowała nimi komisja z wiceprezesem Oddziału Archeologii i Sztuk Pięknych Towarzystwa Naukowego Krakowskiego Józefem Łepkowskim na czele. Opracowała ona projekt restauracji i kosztorys, zaprosiła też do współpracy krakowskich artystów-rzeźbiarzy.

13 maja 1869 r. przystąpiono do rozbierania nagrobka. Po zdjęciu bocznych marmurowych płyt ukazała się podstawa wykonana z płyt piaskowca. Badając jej wytrzymałość, „konserwator budowli pomnikowych” Paweł Popiel i kamieniarz Fabian Hochstim 14 czerwca wykuli w niej otwór i dostrzegli ze zdziwieniem, że w środku znajdują się szczątki władcy oraz trumny, w której został pochowany.

Otwór został następnie zamurowany, a nazajutrz dokonano komisyjnego otwarcia grobowca w obecności kustosza katedralnego ks. Sylwestra Grzybowskiego członków komisji restauratorskiej: Pawła Popiela, Teofila Żebrowskiego, Jana Matejki, Józefa Łepkowskiego i zatrudnionych przy odnawianiu kamieniarzy. Bo ponownym wybiciu dziury i oświetleniu wnętrza, oczom obecnych ukazał się taki obraz: w sarkofagu widać było resztki drewnianej trumny, która spoczywała niegdyś na czterech żelaznych prętach przymocowanych nad posadzką. Z czasem drewno zbutwiało i trumna zapadła się, a jej zawartość spadła na dno. Leżały tam szczątki króla oraz resztki jego wyposażenia i ubrania. Na czaszce władcy nadal tkwiła korona.

Malarz pod wrażeniem

Obecny przy otwarciu Jan Matejko wykonał rysunkową dokumentację wnętrza grobowca, dzięki której możemy sobie wyobrazić, jak wyglądała ta scena. Później będący pod wrażeniem odkrycia artysta namalował wymowny olejny obraz przedstawiający moment otwarcia grobowca. Ukazał go z nietypowej perspektywy - z wnętrza sarkofagu. U góry widnieje otwór w ścianie, przez który zagląda ciekawy młodzieniec. Podobno Matejko nadał mu własne rysy.

Malarz odrysował też wiernie czaszkę, insygnia królewskie i ostrogi wyjęte z grobu. Korona i ostrogi były miedziane, berło i jabłko srebrne. Wszystkie przedmioty zostały pozłocone. Z grobowca wydobyto też kości króla, które następnie zbadali profesorowie UJ: archeolog Józef Łepkowski, fizjolog Józef Majer i anatom Antoni Kozubowski. Sporządzono protokół, w którym możemy przeczytać m.in., że zachowała się głowa króla wraz ze szczęką górną i dolną oraz wszystkimi zębami. Brakowało jednego żebra, trzech kręgów i niektórych kości śródręcza i palców. Na lewej kości goleniowej dostrzeżono ślady złamania, co potwierdzało przekaz o wypadku na polowaniu, który doprowadził do śmierci króla.

Wiadomość o odnalezieniu szczątków szybko stała się sensacją. Po pierwsze, badacze powszechnie uważali, że grobowiec Kazimierza jest tylko jego pomnikiem, natomiast ciało władcy zostało pochowane w innym miejscu katedry, zapewne gdzieś pod posadzką. Po drugie zaś objawienie się kości wielkiego władcy uznano za znak z niebios, który ma podnieść pogrążony w żałobie po upadku powstania styczniowego naród.

„Wrażenie, jakie wiadomość ta w całym kraju wywołała opisać, wypowiedzieć się nie daje... (…) To zjawienie się wśród żywych wielkiego króla prawodawcy, reformatora, na grobie Polski rozszarpanej, rozsypanego w proch, z ostatnią polską koroną i jedynym berłem naszym... miało w sobie coś mistycznie działającego, jakby wywołującego wspomnieniem przeszłości wiarę w przyszłość. Poruszyło ono serca wszystkich, jednogłośnie zrodziła się myśl nowego pogrzebu i złożenia relikwii tych w odpowiedniej im, królewskiej trumnie” - pisał Józef Ignacy Kraszewski.

Nie do końca było tak jednomyślnie, jak twierdził pisarz, bo uroczystego pogrzebu domagała się liberalna i demokratyczna część galicyjskiego społeczeństwa, którą zagrzewał do walki wychodzący wtedy w Krakowie dziennik „Kraj”. Przeciwni patriotycznym demonstracjom byli natomiast konserwatyści i ich organ prasowy „Czas”. Presja społeczna była jednak zbyt duża i oponenci ustąpili.

Na posiedzeniu 19 czerwca 1869 r. kapituła krakowska podjęła decyzję, by urządzić Kazimierzowi Wielkiemu pogrzeb. Szczątki króla włożono do nowej miedzianej trumny wykonanej przez Aleksandra Ziębowskiego, zdobionej krzyżem i łacińskim napisem zaczynającym się od słów: „Casimiri Magni ossa, insignia regna…” Obok kości ułożono insygnia. Pierścień, guziki i blaszki zdobiące niegdyś szatę króla włożono do metalowego pudełka, zaś w osobnej skrzynce umieszczono spróchniałe fragmenty pierwotnej trumny, kawałki żelaznych prętów, na których stała oraz gwoździe z niej. Nową trumnę złożono w kaplicy Wazów.

Tylko bicie dzwonów

Pogrzeb odbył się 8 czerwca 1869 roku. Przybyły na niego do Krakowa delegacje z całej Galicji. Byli wśród nich przedstawiciele miast, gmin i powiatów, grupy chłopskie i żydowskie, członkowie cechów, stowarzyszeń, instytucji, profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego i Lwowskiego, przedstawiciele towarzystw naukowych i rolniczych, posłowie. Z zaboru pruskiego przybyli posłowie wielkopolscy. Nie było natomiast nikogo z zaboru rosyjskiego, bo udział w pogrzebie groził tam represjami. Wszyscy idący w orszaku pogrzebowym mieli stroje polskie lub żałobne.

Uroczystość rozpoczęła się o godz. 8 nabożeństwem w kościele Mariackim. Po mszy, przy dźwiękach dzwonu Zygmunta z Rynku wyruszył - przy pięknej, słonecznej pogodzie - żałobny, pozbawiony trumny kondukt. Sklepy w całym mieście były zamknięte, a z wielu okien zwisały czarne i biało-czerwone flagi. Okna, balkony, bramy i dachy budynków stojących przy trasie przemarszu (a zatem w Rynku Głównym, na ul. Grodzkiej, Podzamcze i Bernardyńskiej) obsadzone były przez tłumy publiczności, chcącej dostrzec jak najwięcej szczegółów.

Ocenia się, że przejście konduktu obserwowało kilka tysięcy widzów. Mimo takich tłumów na trasie panowała cisza. Nie śpiewano, nie grała żadna orkiestra. Jedynym dźwiękiem, jaki roznosił się po mieście, było bicie kościelnych dzwonów. W taki oto sposób, powoli, majestatycznie i w nabożnym skupieniu, pochód dotarł na Wawel.

W prezbiterium katedry ustawiono wielki katafalk wykonany według Matejki, sięgający prawie połowy wysokości świątyni. Przed nim stało duże popiersie Kazimierza, a przy jego narożnikach ustawiono cztery sztandary z Orłem i Pogonią oraz symbole zbroi rycerskich, a boki zdobiły malowane tarcze, po dwie z każdej strony, wyobrażające herby: Krakowa, Lwowa, Uniwersytetu Krakowskiego i kapituły krakowskiej.

Gdy już wszystkie liczne delegacje weszły do katedry, duchowni pod przewodnictwem kanonika hr. Scipio del Campo rozpoczęli obrzędy. Żałobny orszak wyszedł bocznymi drzwiami, okrążył katedrę i powrócił do niej głównymi drzwiami. Następnie zaś obszedł całe wnętrze nawami bocznymi i ambitem i udał się środkiem nawy głównej do prezbiterium ku katafalkowi.

Spektakl narodowy

Na czele konduktu szło duchowieństwo zakonne ze wszystkich klasztorów krakowskich, duchowieństwo świeckie z całego kraju oraz członkowie kapituły krakowskiej. Trumnę królewską nieśli dwaj chłopi z Łobzowa (który był wsią królewską, a Kazimierz Wielki przebywał tam często w swoim zamku), dwaj studenci oraz wiceprezydent miasta Feliks Szlachtowski. Postępujący za trumną marszałek krajowy Leon Sapieha niósł na aksamitnej poduszce kopie insygniów królewskich znalezionych w grobie. Dalej szli delegaci powiatów, reprezentanci różnych stowarzyszeń, władze UJ i grono obywateli w żałobnych strojach polskich.

Po uroczystej sumie celebrowanej przez administratora diecezji krakowskiej biskupa Antoniego Gałeckiego i odśpiewaniu egzekwii, królewską trumnę zdjęto z katafalku, a orszak pogrzebowy wyszedł z głównej nawy i zatrzymał się przed rozebranym nagrobkiem króla. Kondukt w asyście ponad stu księży prowadzili bp Gałecki, biskup tarnowski Józef Pukalski i infułat tarnowski Franciszek Szlosarczyk. Po odśpiewaniu Salve Regina trumnę złożono w starym sarkofagu, który następnie zamurowano.

Jak napisał krakowski historyk prof. Józef Buszko, uroczystości kazimierzowskie, majestatyczne i będące ze strony prezydenta miasta Józefa Dietla przedmiotem starannej reżyserii, stały się wielkim spektaklem narodowym, godnym pióra Wyspiańskiego. Stały się też zachętą i wzorem dla wielu następnych tego typu uroczystych pogrzebów.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski