MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jadwiga Barańska: Czuję się spełniona i wciąż kochana

Jolanta Ciosek
Nad oceanem nigdy nie miałam poczucia rozdarcia. Przyjeżdżam tutaj, to jakbym w ogóle nie wyjeżdżała - mówi Jadwiga Barańska.
Nad oceanem nigdy nie miałam poczucia rozdarcia. Przyjeżdżam tutaj, to jakbym w ogóle nie wyjeżdżała - mówi Jadwiga Barańska. fot. Tomasz Bołt
Znani seniorzy. Aktorka wraz z mężem reżyserem Jerzym Antczakiem od 59 lat tworzą nierozerwalny duet.

Na ostatnim 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni odebrała nagrodę publiczności - najmilszą, jaka może spotkać artystę. Za najlepszy polski film 40-lecia widzowie uznali „Noce i dnie” w reżyserii Jerzego Antczaka, a za najlepszą aktorkę czterdziestolecia Jadwigę Barańską, żonę reżysera, która w ekranizacji powieści Marii Dąbrowskiej zagrała rolę Barbary Niechcic. I za tę właśnie rolę otrzymała Diamentowe Lwy.

W głosowaniu widzów „Noce i dnie” pokonały „Potop” i „Ziemię obiecaną”, a Barańska w kategorii najlepsza aktorka - Krystynę Jandę i Danutę Szaflarską.

Ona i On

Jadwiga Barańska ma w dorobku wiele znakomitych ról w Teatrze Telewizji, jak Lavinia w „Żałoba przystoi Elektrze” Eugenie O’Neilla w reżyserii Jerzego Antczaka, Joanna w „Skowronku” czy Mademoiselle w „Asmodeuszu” Francois Mauriaca w reżyserii Jana Bratkowskiego.

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie przed kilkoma laty w Warszawie, a potem w Krakowie przy okazji przedpremierowego pokazu filmu „Chopin. Pragnienie miłości”. Byłam gościem państwa Antczaków, twórców tegoż filmu. Oboje uroczy, serdeczni. On - rozemocjonowany, o wołyńskiej zapalczywości, nieuporządkowany, gorączkowo opowiadający o swojej pracy, o filmie, o amerykańskim życiu. Ona - spokojniejsza, choć nie wyzbyta emocji, uśmiechnięta, łagodna, ale z charakterem. Nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. I dziś, jak wtedy, wygląda rewelacyjnie: elegancka, świetny makijaż, żywioł, aktywność.

Przed dwoma laty państwo Antczakowie zaszczycili swą obecnością warszawską promocję mojej książki o Ignacym Gogolewskim, bohaterze wielu spektakli Teatru Telewizji Antczaka, którego reżyser przez wiele lat był dyrektorem. A ja, patrząc na panią Jadwigę, wciąż nie mogłam się nadziwić, że czas ją omija, że jest wręcz jej przyjacielem. A przecież 21 października skończy 80 lat, w co nikt absolutnie jej nie wierzy.

Niezapomniana Barbara

Urodziła się w Łodzi, studiowała w tamtejszej PWST, którą ukończyła w 1958 roku. W tym samym roku zaliczyła debiut filmowy w ekranizacji znanego wodewilu „Żołnierz królowej Madagaskaru”.

Na początku lat sześćdziesiątych była gwiazdą Teatru Telewizji, gdzie występowała przez całą dekadę, głównie w spektaklach Antczaka, takich jak: „Dwa teatry” Szaniawskiego, „Ojciec Goriot” Balzaka, „Wilki w nocy” Rittnera, „Szklana menażeria” Williamsa, „Trzy siostry”, „Oświadczyny” i „Jubileusz” Czechowa czy głośny „Epilog norymberski”.

Swoje najsłynniejsze kreacje filmowe Jadwiga Barańska stworzyła w filmach męża: w „Hrabinie Cosel”, gdzie zagrała tytułową bohaterkę, oraz w nominowanych do Oscara „Nocach i dniach” u boku Jerzego Bińczyckiego, który wcielił się w Bogumiła Niechcica.

Za rolę Barbary Niechcic Barańska otrzymała Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszej aktorki na festiwalu w Berlinie. Podbiła na całe lata serca polskiej publiczności.

Emigracja za ocean

A jakie były początki „Nocy i dni”? Na początku lat siedemdziesiątych Barańska, zachwycona powieścią Marii Dąbrowskiej, czytaną w radiu przez Gustawa Holoubka, zaczęła namawiać męża, by i on dał się porwać lekturze. Mąż uległ jej prośbie, potem sam się zachwycił i usiadł za biurkiem, próbując przerobić „Noce i dnie” na interesujący scenariusz.

Jego obawy, jakoby prozy polskiej pisarki nie dało się przełożyć na język filmowy, okazały się bezpodstawne. Sam skromnie twierdził, że sukces zawdzięcza aktorom, przede wszystkim zaś Barańskiej, która od samego początku wiedziała, że rola Barbary jest wręcz dla niej stworzona i Jerzemu Bińczyckiemu, czyli Bogumiłowi.

Sukcesy jednak nie przekładały się na propozycje artystyczne dla państwa Antczaków. W 1979 roku aktorka wraz z mężem i goryczą w sercu wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Mieszkają w Los Angeles, gdzie Antczak wykładał w prestiżowej Szkole Filmowej UCLA. - A ja zajmowałam się domem, potem pracowałam w studiu. Robiliśmy dokrętki, byłam kimś w rodzaju montażystki.

Trzymanie drabiny

- Nie znam drugiej aktorki, która by z taką pokorą jak Jadwiga zrezygnowała z kariery, będąc w jej samym rozkwicie - mówi Jerzy Antczak. - Dobiegałem pięćdziesiątki, wsiadając do samolotu lecącego do Los Angeles, czułem paniczny strach przed emigracją i miałem potworny wyrzut sumienia. Od niej nie usłyszałem cienia takiego wyrzutu. Jestem przeciwieństwem mojej żony: ja, „kartofel z Wołynia”, ona, z ,,kurlandzkimi genami”.

A Jadwiga Barańska dodała w jednym z wywiadów: „Kiedy byłam młoda, myślałam: trzeba grać jak najwięcej. Ale w którymś momencie, pewnie dlatego, że Bóg zesłał mi ogromną rolę i wielkie spełnienie, to się zmieniło. Minęłam właśnie czterdziestkę i poczułam, że mam dług do spłacenia wobec bliskich. Zrozumiałam, że to nie granie jest najważniejsze, ale rodzina, dorastający Mikołaj, mama, mąż. Nad oceanem nigdy nie miałam poczucia rozdarcia. Przyjeżdżam tutaj, to jakbym w ogóle nie wyjeżdżała. Nie jestem wyobcowana. Dopóki żyją moi przyjaciele, ludzie, z którymi spędziłam życie, będę tu wracać. Tam z kolei jest syn, środowisko, w które też już wrosłam”.

Jerzy Antczak mówi z dumą: „Barańska zawsze miała w sobie tyle pokory. Potrafi godzić się z biegiem rzeczy na ziemi. Po naszej przymusowej emigracji grała już niewiele.” W jednym z wywiadów powiedział: „Wiele małżeństw artystycznych nie potrafi pracować razem. Można obsadzić kochankę, jakąś panienkę, ale jak się obsadza żonę, to musi być pięć razy lepsza. A Barańska wielokrotnie swoją pracą uratowała moją głowę”. Aktorka dodaje z uśmiechem: - Jak chcesz się wspinać, to ktoś ci tę drabinę musi trzymać. Najpierw drabinę trzymała nam moja matka, która poświęciła nam życie. Potem ja trzymałam jego drabinę, a on moją.

Brzydka, chuda, niezdolna

Państwo Antczakowie będą obchodzić w przyszłym roku 60-lecie małżeństwa. Jak sami mówią, taka miłość zdarza się tylko raz. I kto by pomyślał, że przed sześćdziesięcioma laty Jerzy Antczak, asystent w łódzkiej „filmówce” tak ocenił jedną z egzaminowanych dziewcząt: „Brzydka, chuda i niezdolna”. Była nią siedemnastoletnia Jadwiga Barańska. Dołożył wszelkich starań, by nieładną i nieutalentowaną chudzinę odprawiono z kwitkiem, ale jeśli sądził, że więcej jej już nie zobaczy, był w wielkim błędzie.

Dwanaście miesięcy później ambitna nastolatka podeszła do egzaminu raz jeszcze i - jakby na przekór Antczakowi - zdała z wyróżnieniem. Zaś w następnym roku została żoną mężczyzny, który z takim zaangażowaniem próbował przekreślić jej szansę na aktorską karierę. I choć była to wprawdzie miłość od drugiego dopiero wejrzenia, od tego momentu nie potrafili już bez siebie żyć.

Jak dwójka inwalidów

- Barańska jest jak zwierzę - mówi Antczak. - Ma instynkt, który ją prowadzi. Ja lubię ostre granie, a ona wie, kiedy złagodnieć i coś wyciszyć. Nie jest spotykane, by aktorka sama powiedziała, by wyrzucić z nią jakąś scenę. Może brzmi to jak komplement, ale my nie jesteśmy w tym wieku, by prawić sobie komplementy. Te jej cechy to tajemnica sukcesu naszego małżeństwa. My się uzupełniamy. Można powiedzieć, że jesteśmy jak dwójka inwalidów, którzy o szczudłach idą przez życie, podpierając się.

Kiedy spytałam panią Jadwigę, czy żałuje wyjazdu z Polski, odrzekła z namysłem: - Nie, nie żałuję. Nie mam uczucia tęsknoty, choć wciąż tu wracam, bo to jest nasza ojczyzna. Tam jest moje życie. A poza tym czuję się spełniona i wciąż kochana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski