Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ja mam już to kuszenie za sobą

Paweł Gzyl
Michał Lorenc jest twórcą muzyki do prawie stu filmów i seriali
Michał Lorenc jest twórcą muzyki do prawie stu filmów i seriali Fot. Stanisław Leszczyński
Rozmowa. Z okazji premiery płyty „Przymierze” z symfonią na otwarcie Świątyni Miłosierdzia kompozytor MICHAŁ LORENC opowiada o swej pracy nad tworzeniem tego utworu, komponowaniu muzyki do filmów i braku zainteresowania karierą w Hollywood

- Znany jest Pan oczywiście z muzyki filmowej, ale nigdy nie stworzył Pan symfonii. Jak Pan zareagował na propozycję przygotowania takiej kompozycji na otwarcie Świątyni Miłosierdzia w Warszawie?

- Wrogo. To było bardzo trudne wyzwanie. Zostałem jednak właściwie postawiony w sytuacji bez wyjścia. Przedstawiciele zarządu Świątyni Miłosierdzia poszli najpierw z taką propozycją do Wojciecha Kilara. A on wskazał mnie. Czy mogłem więc odmówić?

- Tworzenie symfonii różni się od tworzenia soundtracku?

- Oczywiście. Dla muzyki filmowej typowa jest pewna intymność. Kompozytor pozostaje w cieniu całego dzieła, dzieląc odpowiedzialność za finalny efekt z innymi jego twórcami, od reżysera po aktorów. Kiedy potem widz doświadcza wrażenia, że film jest dobrze opowiedziany, nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że tajemnica czasem tkwi w odpowiedniej muzyce. A ta przecież nie zawsze sprawdza się samodzielnie, często bez obrazu jest tylko zwykłym hałasowaniem.

- Czym się Pan inspirował tworząc „Przymierze”: długą tradycją polskiej muzyki religijnej czy muzyką współczesną polskich mistyków - Wojciecha Kilara i Mikołaja Góreckiego?

- Trudno tworząc taką kompozycję oderwać się od całego tego dziedzictwa. „Bogurodzica” Kilara była dla mnie wielką inspiracją - ale też „Godzinki”, „Litania jasnogórskie” czy śpiew kantora jerozolimskiego podczas uroczystości wręczania tytułu Doktora Honoris Causa KUL twórcy Drogi Neokatechumenalnej - Kiko Arguello. Najważniejszy był jednak moment, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że tworzenie takiej kompozycji przeze mnie, osobę nie związaną z życiem koncertowym, byłoby pewnym nadużyciem. W efekcie zaprosiłem o pomoc w wykonaniu tego dzieła odpowiednie osoby: Roberta Pożarskiego, Kasię Laskowską i Adama Struga.

- Jak Pan odebrał premierowe wykonanie „Przymierza” w dniu 11 listopada w Świątyni Miłosierdzia?

- To było niezwykłe doświadczenie. Coś zupełnie innego niż wykonanie własnego dzieła w zwykłej sali koncertowej. Byłem w takiej sytuacji pierwszy raz w życiu. Ciągle próbuję ogarnąć to doświadczenie i otrząsnąć się z niego.

- Czy usłyszymy jeszcze „Miłosierdzie” kiedyś na żywo w takim wykonaniu?

- Są takie plany - ale za granicą. Ich realizacja zależy od mojego producenta. Nie wyobrażam sobie jednak wykonania „Przymierza” przez inny aparat wykonawczy niż ten ze Świątyni Miłosierdzia.

- Zanim usłyszeliśmy „Przymierze”, w kinach zabrzmiała Pana muzyka do filmu „Smoleńsk”. Jak trafił Pan do tej produkcji?

- Pracowałem wcześniej z Antonim Krauze przy filmie „Czarny czwartek”. Ponieważ mu się spodobało to, co skomponowałem - zaprosił mnie też do „Smoleńska”. Problemy z powstawaniem tego filmy sprawiły jednak, że napisanie muzyki nie było wcale takie proste.

- Zarówno budowa Świątyni Miłosierdzia, jak i realizacja „Smoleńska” spotkała się w Polsce z dużym sprzeciwem niektórych środowisk. Nie zniechęcało to Pana do uczestnictwa w obu tych przedsięwzięciach?

- Budowa Świątyni Miłosierdzia była przedmiotem sprzeciwu zarówno wrogów, jak i przyjaciół Kościoła. Ze względów estetycznych, jak i personalnych. Zaczęło się od zamieszania związanego z konkursem na projekt architektoniczny. Wygrał pan Marek Budzyński - i zrobił wspaniały projekt. Potem okazało się, że został zrealizowany inny. Nic więc dziwnego, że pojawiły się złe emocje. Odczuwałem więc rodzaj wrogości wobec „Przymierza”. Podobnie było zresztą w przypadku „Smoleńska”. Jestem jednak bardzo zadowolony z obu dzieł i z tego, że zaproszeni przez mnie muzycy wzięli udział w ich stworzeniu.

- Oba przedsięwzięcia ustawiły Pana w głównym nurcie polityki kulturalnej obecnego rządu, wobec której protestuje pewne grono rodzimych artystów. Nie obawia się Pan, że przez to będzie Pan miał mniej zamówień ze strony kina?

- Strach to uczucie, które towarzyszy człowiekowi przy każdej poważniejszej decyzji, ale nie jest on jednak najlepszym doradcą. Patrząc dzisiaj na efekty mojego działania można powiedzieć, że były to wybory koniunkturalne. Chciałbym jednak przypomnieć, że decyzje realizacji obu zamówień, zostały przeze mnie podjęte za miłościwie nam panującej Platformy Obywatelskiej. Kumulacja tych zdarzeń w tej chwili jest wynikiem radykalnych zmian w naszej rzeczywistości.

- O Pana muzyce często mówi się, że jest „piękna”. Jak udaje się Panu osiągnąć taki wymiar, unikając kiczu czy sentymentalizmu?

- Ponieważ przeczytałem wspaniałą książkę „Istota kiczu”, przyswoiłem sobie co robić, aby tego kiczu unikać. (śmiech) Tak naprawdę to nie mam wcale jakiegoś krytycznego stosunku do kiczu. Też uważam podobnie jak autorka książki, że pogarda dla cudzych emocji jest dowodem pychy. Stąd z równym szacunkiem traktuję moich przyjaciół, którzy słuchają Stockhausena, jak i tych, którzy rozanielają się na dźwięk słów „Violetta Villas”. Przy tym nie mam rozeznania jak dużo kiczu jest w mojej muzyce.

- Czyli największą wartością w Pana muzyce są głębokie emocje?

- Tak mi się wydaje. Muzyka filmowa jest dla mnie pewnym kamuflażem do nie opowiadania o własnych emocjach, lecz do wywoływania ich u innych.

- Aż pięć Pana soundtracków zdobyły Złote Lwy na festiwalu filmowym w Gdyni - do „Psów”, „Prowokatora”, „Bandyty”, „Przedwiośnia” i „Wszystko będzie dobrze”. Sam Pan też uważa je za najbardziej udane w swojej karierze?

- Nagrody to przyjemna rzecz. Ale właściwie o niczym one nie przesądzają ani nie sprawiają, że pojawia się więcej zamówień. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - mówił klasyk. Dlatego zawsze jestem najbardziej przywiązany do ostatniej pracy. Ciągle jeszcze myśli się o tym, co można było w niej ulepszyć, a co nie zdążyło się zrobić. Teraz jest to wspaniały czesko-słowacko-holenderski fresk historyczny . Niebawem zaczynam jednak już nowy film - „Ach, śpij kochanie” Krzysztofa Langa z Andrzejem Chyrą w roli głównej. I właściwie teraz wszystkie moje myśli zmierzają w jego stronę.

- Mówi się, że Pana podejście do soundtracku zdefiniowała muzyka do pamiętnych „300 mil do nieba”. To prawda?

- Nie wiem. To był na pewno moment zwrotny w mojej karierze. Po tym filmie otrzymałem dużo zamówień. Nie jest jednak tak, że od tamtego czasu sypię muzyką do filmów jak z rękawa. Zawsze pisze mi się długo, trudno i ciężko. Oczywiście są takie obrazy, do których pisze się odruchowo i szybko, ale zazwyczaj jest to naprawdę trudne zmaganie się z dźwiękiem.

- Kiedy podejmuje Pan decyzję czy stworzy muzykę do danego filmu?

- Częściej zapada decyzja, do jakiego filmu nie napiszę muzyki. Na tym u mnie polega podejmowanie kolejnych zadań. Mam kilka takich filmów, przy których nie chciałem pracować lub dla których nie mogłem znaleźć sensu mojej muzyki. Nie podam jednak konkretnych tytułów.

- Wielu polskich kompozytorów muzyki filmowej po pierwszych sukcesach w kraju, próbuje zaistnieć w Hollywood. A Pan?

- Ja mam to kuszenie za sobą. I cieszę się, że pracuję tutaj. Można byłoby powiedzieć, że mi się nie udało zaistnieć na Zachodzie, gdybym się o to starał, ale mnie naprawdę na tym nie zależało. To, że zatrudniono mnie do dwóch hollywoodzkich filmów nie wynikało z tego, że ja o to zabiegałem, ale tylko dlatego, że ich producenci sami zadzwonili do mnie i zaproponowali tę pracę. W momencie, kiedy potem miałem do wyboru „Bandytę” Maćka Dejczera i jakiś film klasy B z USA, wolałem zostać tutaj. Czasem bywa, że tego żałuję, a czasem - nie. Trudno jednak polemizować z własnym życiem. W tej chwili na pewno jednak nie podjął bym się pracy dla Hollywood.

- Niedawno głośno było o Pana nawróceniu na chrześcijaństwo. Czy ma to wpływ na Pana twórczość muzyczną?

- Nawrócenie nie jest pojęciem uniwersalnym i każdy je przeżywa na własny sposób. U mnie to nie ma żadnego związku z pracą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski