MKTG SR - pasek na kartach artykułów

I tak moja twarz stała się symbolem niemocy PKW

Rozmawiał Włodzimierz Knap
fot. Piotr Smoliński
Polityka i wybory. Rozmawiamy z prof. Andrzejem Mączyńskim, prawnikiem z UJ, byłym członkiem Państwowej Komisji Wyborczej

– Dlaczego zrzekł się Pan członkostwa w Państwowej Komisji Wyborczej?

– Ponieważ pojawiły się wobec Komisji poważne zarzuty. W tym te, że sfałszowaliśmy wybory, choć przecież PKW nie zajmuje się liczeniem głosów ani też nie przeprowadza wyborów do organów samorządu terytorialnego. Tym zajmują się obwodowe, gminne, powiatowe i wojewódzkie komisje wyborcze. PKW nie ma wpływu na obsadę komisji obwodowych, a tylko wraz z komisarzami wyborczymi sprawuje nadzór nad przestrzeganiem prawa wyborczego.

– Dlaczego więc dymisja?

– Podobnie jak inni członkowie PKW, uznałem, że wobec zmasowanej nagonki medialnej złożenie rezygnacji po wyborach będzie najlepszym rozwiązaniem, choć zarzuty kierowane pod naszym adresem ocenialiśmy jako niesłuszne i nieuzasadnione.

– Ostra krytyka pod adresem PKW padała nie tylko ze strony opozycji, lecz również rządzącego obozu. Obrońców mieliście niewielu.

– Uporządkujmy sprawę tych zarzutów. Zasadnicze znaczenie miała niesprawność systemu informatycznego, która spowodowała opóźnienie ogłoszenia wyników. Nawet gdyby system informatyczny, który w każdych wyborach ma tylko funkcję wspomagającą, działał bez zarzutu, to wyniki nie mogłyby być ustalone nazajutrz po dniu głosowania. Dodam, że przed każdymi wyborami, także przed tegorocznymi, PKW ustala wytyczne postępowania w razie awarii systemu informatycznego. W tym roku zostały one wydane ponad miesiąc przed wyborami, a po południu w powyborczy poniedziałek PKW zaleciła ich stosowanie.

– To jednak obraz Pana przysypiającego w czasie konferencji prasowej PKW symbolizował w mediach skostnienie Komisji.

– W okresie wyborów członkowie PKW pełnią w jej siedzibie dyżury przez 24 godziny na dobę. Ja i sędzia Janusz Niemcewicz mieszkamy poza Warszawą, kierownictwo PKW uznało więc, iż to właśnie my pełnić będziemy nocne dyżury, bo sędziowie pracujący w Warszawie także w okresie wyborów nie są zwolnieni od swoich codziennych zajęć. W konsekwencji przez trzy doby w zasadzie nie spałem, bo i w ciągu dnia mieliśmy dość pracy.

– I opadły Panu powieki przed kamerami...?

– No tak.

– Prof. Andrzej Zoll zarzucił członkom PKW, że „nie potrafili komunikować się z wyborcami”.

– Ma rację. Już jakiś czas temu zaproponowałem, by zmienić sposób prowadzenia konferencji prasowych PKW. Chciałem, by dane napływające po wyborach z komisji niższego szczebla pokazywać na świetlnych tablicach, a ktoś z członków PKW powinien „ludzkim językiem” relacjonować bieżącą sytuację. Muszę przyznać, że większość członków PKW nie paliła się do kontaktów z telewizją.

– PKW jest krytykowana za wadliwe działanie systemu informatycznego, począwszy od karygodnie przeprowadzonego przetargu na wybór firmy odpowiedzialnej za liczenie głosów.

– Faktycznie, do przetargu można mieć wiele zastrzeżeń, lecz nie organizowała go PKW, ale Krajowe Biuro Wyborcze.

– Chce Pan powiedzieć, że „kowal zawinił, Cygana powiesili”?

– Powtarzam: to nie do członków PKW należało przygotowanie i przeprowadzenie przetargu.

– Kiedy więc były minister cyfryzacji Michał Boni powiedział, że w PKW powinni zasiadać nie sędziowie, ale informatycy, mylił się?

– Tak, bo informatycy, i to dobrej klasy, powinni pracować w Krajowym Biurze Wyborczym, a nie być członkami PKW. Warto jednak pamiętać, że takim informatykom trzeba słono zapłacić, a fundusz Krajowego Biura Wyborczego jest skromny. To brak pieniędzy był kluczową przyczyną nieudanego przetargu. Na cały system informatyczny w wyborach samorządowych przeznaczona była kwota niższa od tej, która wypłacana bywa jako odprawa dla odchodzącego prezesa spółki z udziałem Skarbu Państwa. Tymczasem Krajowe Biuro Wyborcze nie ma pieniędzy na zapłacenie swoim pracownikom za całodobowe dyżury podczas wyborów.

– Przetarg ogłoszono dopiero w sierpniu, czyli o wiele za późno.
– Nie tak było. Po raz pierwszy przetarg rozpisano odpowiednio wcześnie, w ubiegłym roku, lecz został on unieważniony.

– Dlaczego?

– Nie otrzymaliśmy od KBW informacji o przyczynie jego unieważnienia. W następnym udział wzięła tylko jedna firma.

– I znowu: dlaczego?

– Też nie wiem, choć interesującą sprawą wydaje mi się wyjaśnienie, z jakiego powodu w przetargu nie wystartowała firma, która od lat obsługiwała wybory.

– Może jej się nie opłacało?

– Może, choć nie wiem, czy była to jedyna przyczyna. Ponadto Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie sprawdziła tej jedynej firmy, która przystąpiła w sierpniu do przetargu.

– Jako członkowie PKW mogliście zwrócić się o to do ABW?

– Za późno dowiedzieliśmy się o zakończeniu przetargu i o tym, że tylko jedna firma do niego przystąpiła.

– PKW zaspała?

– Zarówno przez informatyków z KBW, jak i szefów owej firmy, a także audytora byliśmy zapewniani, że wszystko jest i będzie w porządku. Można to prześledzić, zapoznając się z protokołami posiedzeń PKW. Mówiąc kolokwialnie: miało działać, a nie zadziałało.

– Czy Pan, jako członek PKW, ma tu sobie coś do zarzucenia?

– Nie, bo przecież nie miałem możliwości zweryfikowania sprawności systemu informatycznego ani skontrolowania przebiegu przetargu. Przypomnę, że system informatyczny stosowany wcześniej, w tym w wyborach samorządowych w 2010 roku, sprawdził się.

– Może PKW, gdy tylko pojawiły się kłopoty z systemem informatycznym, powinna była szybko zdecydować się na tzw. ręczne liczenie głosów?

– Głosy w komisjach obwodowych zawsze liczy się ręcznie, bo inaczej nie można. Przy dalszych obliczeniach, zwłaszcza w wyborach samorządowych, muszą być stosowane odpowiednie urządzenia. Pamiętać należy, że chodzi nie tylko o podliczenie sumy głosów, lecz też np. skomplikowane przeliczenie ich na mandaty. Decyzja o tzw. ręcznym liczeniu została podjęta przez PKW już w poniedziałek po południu.

Wcześniej informatycy zapewniali nas, że wystąpiły tylko drobne kłopoty, które szybko potrafią usunąć. Dopiero koło południa w poniedziałek stało się jasne, że system nie podoła. Dodam, że nie wszędzie zaszwankował. W niektórych miejscach brakowało dobrych informatyków. W Warszawie np. informatycy jednej z komisji zgłosili jakiś problem. Powołana została więc szybko inspekcja wyborcza z udziałem informatyka. Po przybyciu do właściwej komisji stwierdziła, że tamtejsi informatycy popełniali prosty błąd, a po jego wykryciu system zaczął sprawnie funkcjonować.

– Należało więc uczyć informatyków obsługi systemu.

– Z pewnością, lecz wszystko pogmatwało się przez to, że pierwszy przetarg został unieważniony. Kiedy przeprowadzono drugi, czasu zostało bardzo mało.

– Może w takim wypadku PKW powinna była powiedzieć „nie” wyborom 16 listopada?

– Przełożenie wyborów przez PKW nie było prawnie możliwe.

– Czy Komisja mogła wymóc na szefie KBW, by w związku z falstartem przetargu przyjrzał się uważniej przygotowaniom do wyborów?
– Kazimierz Czaplicki, wieloletni szef KBW, to wzór urzędnika. Ma doświadczenie i ogromną wiedzę na temat prawa wyborczego, ale w kwestiach dotyczących informatyki polegał na opinii fachowców zatrudnionych w KBW. Chyba pod ich wpływem zaufał szefowi firmy informatycznej, zapewniającemu, że wszystko jest w porządku.

– PKW ma chyba na sumieniu to, że karta wyborcza z kandydatami do sejmików wojewódzkich miała kształt książeczki. A w instruktażowym filmiku Polacy mogli zobaczyć i usłyszeć: „Na każdej z kart stawiasz X przy nazwisku kandydata”.

– Karty wyborcze w postaci książeczki były już wielokrotnie stosowane w wyborach. Wzór karty został ogłoszony kilka miesięcy przed wyborami i wówczas nikt nie zgłaszał zastrzeżeń. Na każdej stronie „książeczki” umieszczone było krótkie, ale jednoznaczne pouczenie o sposobie głosowania i warunkach ważności głosu. Takie samo pouczenie zostało umieszczone na plakatach znajdujących się w lokalach wyborczych.

W filmiku było wyraźnie powiedziane, że wyborca otrzyma cztery karty wyborcze (tylko cztery, a nie więcej) i na każdej karcie (a nie na każdej stronie karty) może postawić tylko jeden znak „x”. Zgodziłbym się natomiast zarzutem, że pouczenie zamieszczone na kartach wydrukowane było zbyt drobną czcionką. Ale przecież ponad 80 proc. wyborców oddało w wyborach do sejmików głos ważny, a jeszcze wyższy był procent głosów ważnych w wyborach do rad powiatów i rad miasta, w których także zastosowano karty zbroszurowane.

– W demokracji trzeba tak postępować, by reguły głosowania był w stanie zrozumieć każdy.

– Zgadzam się, ale z badań socjologicznych wynika, że tylko kilka procent wyborców wie, czym zajmują się sejmiki wojewódzkie. Winy za taką sytuację z pewnością nie ponosi PKW. A ponadto zapewne znaczna część nieważnych głosów to głosy tych wyborców, którzy nie chcieli głosować na żadnego z kandydatów.

– Liderzy PiS twierdzą, że wybory zostały sfałszowane...

– Ktoś, kto stawia takie zarzuty, powinien przedstawić dowody, bo fałszerstwo wyborcze jest przestępstwem, podobnie zresztą jak pomówienie. Dodam, że nie wyobrażam sobie, jak mogłoby dojść do fałszerstw, kto tak mógł robić, bo przecież w komisjach zasiadają przedstawiciele poszczególnych komitetów wyborczych, a więc głównie partii, a ich pracę obserwują wyznaczeni przez te komitety mężowie zaufania.

Profesor prawa i sędzia Trybunału

* Prof. Andrzej Mączyński, ur. w 1945 r. w Nowym Sączu, przez ostatnich 16 lat był członkiem Państwowej Komisji Wyborczej. Dziewięć lat natomiast orzekał w Trybunale Konstytucyjnym, w tym przez pięć był jego wiceprezesem. Awans na oba publiczne urzędy zawdzięcza renomie świetnego znawcy prawa prywatnego międzynarodowego oraz cywilnego. Od lat kieruje Katedrą Prawa Prywatnego Międzynarodowego UJ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski