MKTG SR - pasek na kartach artykułów

I straszno, i śmieszno…

Ryszard Niemiec
Powraca na publiczny przestwór, zapomniany w półświatku futbolowym kelner, właściciel restauracji i handlarz złotem, Stanisław Kmita. Lektura wywiadu, jakiego udzielił „Przeglądowi Sportowemu” (magazyn „Tempo”), budzi wesołość, ale powoduje też irytację z tego, co lekko zidiociały Staszek opowiada. Kreuje się bowiem na demiurga, ustawiającego klocki w polskiej piłce pierwszej połowy lat 90.

Głęboko przekonany o bezwzględnej sile pieniądza wkroczył z przytupem w środowisko beniaminka ekstraklasy - Hutnika N. Huta. Klub, któremu właśnie wiatr historii wymiatał fundamenty egzystencji, otwierał uniżenie podwoje przed każdym, kto deklarował materialne wsparcie. Kmita zaczynał sponsorską posługę w swoim, kelnerskim stylu. Polewał na prasowej loży gorzałkę z domowej rozlewni, serwując zakąskę z wiejskiej kiełbasy. Został działaczem Hutnika, a w kadencji 1991-95 - członkiem zarządu PZPN.

Z rozbrajającą szczerością wyznaje, że podstawową metodą jego posługi w tych rolach było kupowanie przychylności sędziów, obserwatorów, urządzanie dla nich popijaw w intencji „żeby coś się działo i było wesoło”. Kmita z lubością podkreśla swą szczodrobliwość, polegającą na premiowaniu piłkarzy za zdobywane bramki. Szczodry szynkarz opowiada dziś, jak to lekką ręką wspomagał zawodników, łożąc na koszty ich wesel, remontów mieszkań, fundując darmowe wyżywienie w swej spelunce na Oświecenia, robiąc dla nich kanapki, przekładane kaszanką i banknotami NBP. Prezesowi Górskiemu kupił obraz w „Desie” i woził „lisiecką”, z Wójcikiem toczył negocjacje o odsprzedaniu Legii punktu w owym roku 1993, co pozwoliłoby jej uniknąć zakupu 6:0 u wiślaków.

Mamy do czynienia ze strumieniem świadomości jednego z wielu zdeprawowanych troglodytów, wnoszących do sportu korupcję bez cienia obciachu. Przywlokła ich dzika fala kapitalizmu i rzuciła na futbol, z myślą o robieniu łatwego biznesu. Korzystając z faktu, że sankcje kodeksu karnego nie obejmują przekrętów w piłce z lat 90., Kmita infantylnie wspomina swój heroiczny czas, fałszywie motywując swą ówczesną aktywność. Kłamie, prężąc muskuły swego altruizmu! Owszem, podkarmiał zawodników, ale nie do końca za bezdurno. Wszak są tacy, którzy pamiętają drukowane przezeń banknoty dolaropodobne, na których zamiast Waszyngtona widniał jego konterfekt. Owe „środki płatnicze” przyjmowane były jedynie w knajpie Kmity. Nimi honorował zawodników, którzy za nie mogli się tam żywić, zwiększając obroty gastronomii. Tam też odbywały się wszystkie klubowe imprezy, za które wystawiane były rachunki.

Kiedy promocja medialna Kmity osiągnęła szczyty, wziął się za obrót zawodnikami. Kupił Hutnikowi bramkarza - Rosjanina Szypowskiego. Ten przeszedł do historii klubu jako ten, który zawodził w meczach „o wszystko”, a do historii Polski jako ojciec, który wychował… szpiega na usługach służb Federacji Rosyjskiej. Ot, dobrodziej, godny wywiadu-rzeki, pełnej infantylnego samochwalstwa…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski