Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Halka wyprana w wybielaczu

Redakcja
Przygotowania w garderobie podgląda Grzegorz Ziemiański/ www.fotohuta.pl
Przygotowania w garderobie podgląda Grzegorz Ziemiański/ www.fotohuta.pl
Halka to jedna z najtrudniejszych partii sopranowych nie tylko w literaturze polskiej.

Przygotowania w garderobie podgląda Grzegorz Ziemiański/ www.fotohuta.pl

Moniuszko pisze "gęsto" niemal bez oddechu. Specyfika języka polskiego dodatkowo utrudnia zadanie. Poza tym w krakowskiej realizacji przywrócone zostały wszystkie zawsze skracane fragmenty; zabrzmi więc także ta muzyka, której publiczność nie zna - mówi Ewa Biegas, odtwórczyni tytułowej roli w "Halce", premierze przygotowywanej w Operze Krakowskiej.

Choć "Halka" nie jest łatwa do śpiewania, jest jednak dziełem światowego formatu, które mówi o problemach uniwersalnych, a swoją formą zbliża się do dramatu muzycznego; jest zapowiedzią rewolucji w gatunku opery. Moniuszko "potrafił w swej twórczości wznieść się na wyżyny dostępne w okresie romantycznym tylko wielkim talentom i był twórcą miary europejskiej" - mówił po wielu latach o twórcy "Halki" Bogusław Schaeffer, kompozytor.

W czym tkwi sukces tego dzieła? W nośnym temacie, nowoczesnej formie, wirtuozowsko napisanej partyturze, a także w narodowości tego utworu. Nie ujmując nic operowej twórczości Elsnera, Kurpińskiego, Mireckiego i wielu innych twórców, dopiero "Halka" Moniuszki stała się pierwszym polskim dziełem narodowym na dużą skalę. Nie chodzi tu bynajmniej o temat utworu - choć i on nie jest bez znaczenia - ale przede wszystkim o muzykę, o melodykę opartą na rytmach polskich tańców, wspartych doskonałą instrumentacją.

Moniuszko okazał się też znakomitym lirykiem, czego najlepszym przykładem są przepiękne arie z "Halki", m.in. "Gdybym rannym słonkiem" lub "Szumią jodły", dziś uważane za największe hity muzyki operowej.

***

Scena Opery Krakowskiej jest pusta. Z balkonu widać, że na jej krańcach rozłożona została wykładzina przypominająca trawę. W głębi, na podłodze, przestrzeń wyznaczają przyklejone białe taśmy. Na środku wisi duży krzyż. Za nim wielki ekran, za którym widać stojący powóz.

- Proszę Państwa, jeszcze raz, powtarzamy - mówi Waldemar Zawodziński, reżyser "Halki", premiery przygotowywanej w Operze Krakowskiej. Na scenę wchodzi kilkadziesiąt osób. Jeszcze nie w kostiumach, jeszcze prywatnie, ale już każdy z chórzystów i solistów zajmuje swoją pozycję. Łukasz Borowicz, dyrygent, kierownik muzyczny produkcji, podnosi batutę do góry. Z kanału, gdzie zazwyczaj siedzi orkiestra, rozlegają się dźwięki tylko fortepianu. Jeszcze nie czas na orkiestrę. Jeszcze artyści będą ćwiczyć do akompaniamentu fortepianowego.

Rozpoczyna się scena wjazdu orszaku weselnego. Halka widzi, że jej ukochany Janusz żeni się z inną. Nie wierzy, walczy o swoją miłość. Całe zajście obserwuje Jontek, zakochany w Halce góral, który nie może znieść cierpienia ukochanej.

- Krzyś nie pchaj się tam, tylko zapędzaj ich do kościoła. Przepuść te trzy panie i za nimi, zapędzaj - krzyczy do mikrofonu reżyser. - Zapędzaj, szybciej, szybciej, niech idą do kościoła - dodaje.

***

Opowieść o nieszczęśliwej miłości góralki Halki do Janusza, zubożałego szlachcica, zafascynowała Stanisława Moniuszkę. Tragiczna historia, w której Janusz porzuca Halkę po to, by wziąć ślub z Zofią, córką bogatego stolnika, stała się materiałem na operę. Fakt, że historia dotyczy górali i szlachty, dawał kompozytorowi wiele możliwości korzystania nie tylko z folkloru góralskiego, ale także z tradycyjnych tańców polskich.
Temat znany był z poematu powstałego w 1845 roku Włodzimierza Wolskiego, postępowego literata, który do swojej historii zdecydował się obok szlachty, wprowadzić także parę chłopską. Było to wówczas bardzo śmiałym posunięciem, zaś oparcie akcji na krzywdzie chłopskiej, miało po upadku powstania chłopskiego w Galicji znaczącą wymowę. Moniuszko zachwycił się tematem i Wolski na kanwie własnego utworu napisał dla niego libretto opery.

Stanisław Moniuszko uważał, że opera, pod względem formy i treści, musi się zbliżać do dramatu. Nie cierpiał sztampowej opery włoskiej, która masowo zalewała teatry europejskie w XIX wieku. Denerwowały go błahe i głupie libretta; krytykował Donizettiego, wczesnego Verdiego i Meyerbeera. Szybko zrozumiał, że poemat Wolskiego umożliwia mu napisanie opery zbliżającej się w formie do muzycznego dramatu. Poza tym temat dawał szansę kompozytorowi pokazania, pod pozorem tragicznej miłości, nie tylko stosunków panujących między warstwami społecznymi w Polsce, ale także, a może przede wszystkim, polskiej tradycji narodowej.

"Halka" powstała w Wilnie. Tam właśnie w 1848 roku odbyło się jej pierwsze estradowe wykonanie. Nie był to jednak ten utwór, który znamy dziś. Pierwotna "Halka" miała wówczas tylko dwa akty, a Jontek śpiewał barytonem, a nie tenorem. Kompozytor zadedykował utwór swojemu przyjacielowi, śpiewakowi Achillesowi Bonoldiemu, barytonowi i on też był wykonawcą premiery estradowej. Prezentacji nie udało się powtórzyć. Kompozytor starał się co prawda pokazać operę w Warszawie, ale utwór oparty na poemacie zawierającym polityczne akcenty i niedopuszczony do druku przez cenzurę, trafił jedynie do archiwum Opery Warszawskiej.

***

Na scenę wszedł Mariusz Kwiecień, gwiazda Metropolitan Opera w Nowym Jorku, który wystąpi w roli Janusza. Jak zwykle wcieli się w drania. Tym razem rozkocha w sobie Halkę, by ją później porzucić dla Zofii, córki stolnika. - Mimo że czuję coś do Halki, to jednak ją zostawiam, nie mogę z nią być, bo zwyciężają konwenanse. Taki mezalians nie mógłby mieć miejsca, lecz na scenie przez chwilę pokazuję Halce, że to właśnie ona jest najbliższa memu sercu - tłumaczy Mariusz Kwiecień.

Cztery próby przed premierą w teatrze panuje napięcie. - Pracujemy w wielkich emocjach - powie później Mariusz Kwiecień w kulisach. - Halkę śpiewałem po raz pierwszy 17 lat temu w Toronto. Byłem wtedy studentem, występowałem tam z grupą polskich śpiewaków z Józefem Homikiem, jako Jontkiem, i doskonałą Marią Knapik jako Halką. Teraz musiałem sobie wszystko na nowo przypomnieć. Reżyseria i cały projekt krakowskiej inscenizacji wygląda na niezwykle ciekawy. Ujęcie opowieści jest tradycyjne, ale w "Halce" należy oddać ładnie wszystko, co zostało napisane. Dobrze, że nowa "Halka" powstaje w Krakowie. To najpiękniejsza z Moniuszkowskich oper. Nie zaśpiewam "Halki" ani w MET , ani w Paryżu, ani w Londynie. Polska to jedyne miejsce, gdzie mogę to zrobić. Jestem wdzięczny dyrekcji Opery Krakowskiej, że mi pozwoliła na taki mały kaprys.
Łukasz Borowicz dyryguje chórem. - Pamiętajcie o akcencie - przypomina. Śpiewacy pamiętają i w polonezowym rytmie wykonują: "Daj Wam Boże stałe szczęście". Dyrygent poprawia wymowę, zwraca uwagę na końcówki słów. Śpiewanie po polsku wcale nie jest łatwe. - Dawniej to była prosta sprawa, bo wszystkie opery były śpiewane w języku ojczystym. Teraz dzieła wykonuje się w językach oryginalnych, a polski repertuar stanowi niewielki ich odsetek. Śpiewacy więc nie mają doświadczenia wykonywania oper po polsku, ten język stał się dla nich egzotyczny, trudno jest im sobie poradzić z niekorzystnymi zbitkami głosek. Moim zadaniem na próbach jest, aby doprowadzić do tego, by widz siedzący w ostatnim rzędzie na balkonie rozumiał każde słowo - tłumaczy.

***

1 stycznia 1858 roku Opera Warszawska. Na widowni tłumy. Nie wszyscy dostali się na przedstawienie "Halki" Moniuszki. Na wiele dni przed premierą zabrakło biletów. Orkiestrę poprowadził Jan Quattrini, ówczesny dyrektor tej placówki, zaś główne partie zaśpiewali Paulina Rivoli, Julian Dobrski i Wilhelm Troszel. Widzowie przyjęli utwór entuzjastycznie. Narrację przerywano brawami, a sceny zbiorowe, pełne polskich tańców, oczarowały.

"Po czwartym akcie baby wszystkie poszalały, bo bili brawo na zabój; w ogóle entuzjazm był nadzwyczajny" - pisano po premierze; zaś kompozytor w liście do żony tak recenzował warszawską premierę: "Więc już po wszystkim. Powodzenie zupełne. Dziś grają "Halkę" drugi raz, jutro trzeci. Czytajcież teraz w prasie, co tam pisać będą. Mnie wybaczcie, że bez sensu piszę. Nie pojmujecie, co się ze mną dzieje. Bardzom rad z siebie, i z artystów, i z publiczności".

W Warszawie Moniuszko pokazał jednak zupełnie inną wersję "Halki", niż tą prezentowaną w Wilnie. Gdy po blisko dziesięciu latach kompozytor otrzymał odpowiedź, że "Halka" zostanie wystawiona w Warszawie, zdecydował się napisać wersję nową, czteroaktową partyturę, z wieloma nowymi partiami muzyki. Dołączył do partytury m.in. arie, duety, słynnego dziś mazura i tańce góralskie; zmienił partię Jontka na tenorową, co o wiele lepiej pozwoliło wydobyć tragizm tej postaci. Dzieło znacznie zyskało. Sukces był ogromny. Od dnia premiery "Halkę" w Warszawie wystawiano niemal bez przerwy. W 1900 roku świętowano pięćsetny spektakl tego dzieła, zaś w czasie I wojny światowej urządzono jej - z powodu tysięcznego wykonania - prawdziwy jubileusz. Opera Moniuszki po warszawskiej premierze została pokazana dość szybko w Krakowie, Lwowie, Pradze, Wiedniu, a w 1903 roku nawet w Nowym Jorku.

***

W pracowni modniarskiej na stole leży kolorowy wianek. - On nie będzie taki barwny - mówią modniarki. - Zostanie wybielony, będzie jakby sprany, spłowiały. Inscenizacja "Halki" nie wymaga zbyt wielu nakryć głowy. Na półkach leżą przygotowane piuski oraz kardynalskie i biskupie birety; na stole rozłożone zostały czepki matron. Wykonane z płótna szarobrązowego, pełne są zaszywek, falbanek, kokard. Fryzjerki pracują nad ostatnimi perukami, z włosów sztucznych, długich, chińskich. Tylko trzeba je jeszcze uczesać w warkocze i już będzie wszystko gotowe. W pracowni krawieckiej panuje pośpiech. Premiera za kilkadziesiąt godzin, a kostiumy jeszcze nie wszystkie gotowe. Te już uszyte i sprawdzone licznymi przymiarkami, są prasowane i wieszane na wieszakach z przypiętą karteczką z nazwiskiem właściciela. - Kostiumy zostały uszyte na bazie starych, prezentowanych siedem lat temu podczas premiery plenerowej "Halki" - mówi Paweł Grabarczyk, kostiumolog. - Kostiumy będą lekko zmienione, przefarbowane, wybielone. Kolor zostanie wyeliminowany. To nowoczesne formy, ale z tradycyjnym akcentem - podkreśla.

Artyści nie próbowali jeszcze na scenie w kostiumach. Na razie ćwiczą w nowych butach. - Buty to ważna sprawa - mówi Ewa Biegas. - Kostium też. Trzeba poczuć jego ciężar, rozmiar - podkreśla.

AGNIESZKA MALATYŃSKA-STANKIEWICZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski