Ta dziwaczna zbitka imienia papieża Franciszka i pseudonimu Che Guevary nie bierze się tylko z faktu odprawienia przez papieża mszy w Hawanie pod gigantycznym portretem komunistycznego bojowca. Dalej posuwa się amerykański tygodnik „Newsweek”, który wita Franciszka przybywającego do USA czarną okładką z pytaniem: „IS THE POPE CATHOLIC?”
Po czym na wszelki wypadek dodaje wyjaśnienie: „Oczywiście jest. Ale nie dowiesz się tego z jego cytatów prasowych”. Czołówki gazet dobrze oddają atmosferę, która towarzyszyła kubańskiej wizycie. Obnoszenie się przez Franciszka z wielką przyjaźnią dla liderów komunistycznej Kuby - braćmi Castro. Obojętność papieża na walczących o wolność kubańskich dysydentów.
I potępienie dla „imperialistycznego kapitalizmu”, tym razem wypowiadane przez głowę Kościoła wprost (świadomie bądź nie) za pomocą terminologii stworzonej wiek temu przez Lenina. W ankiecie wspomnianego wyżej „Il Libero”, przeszło 2/3 czytelników uznaje, że „papież jest bardziej komunistą niż katolikiem”, a tylko mniejszość, że „jest katolikiem i komunistą zarazem”. Skądinąd w Italii bycie komunistą nie uchodzi za nic nagannego.
Tym razem - co warto podkreślić - nie idzie o wewnątrzkościelne spory doktrynalne między postępowcami i konserwatystami. Sposób, w jaki przebiegła wizyta Franciszka na Kubie, stawia raczej problem politycznej roli, jaką nieuchronnie odgrywa w świecie głowa Kościoła. Kiedyś taką rolę o trudnym do przecenienia znaczeniu odegrał także papież Jan Paweł II. Była to rola otwartego sojusznika ludzi walczących o swoją wolność. Polityczny back-ground Franciszka jest radykalnie odmienny. Ukształtowany mentalnie w Ameryce Łacińskiej papież najwyraźniej nie odczuwa jako istotnej dystynkcji pomiędzy ustrojami wolności i dyktaturami.
Można pewnie bronić hipotezy, iż bierze się to z odmiennej niż w Polsce roli Kościoła w Argentynie, który w czasach młodości księdza Bergoglio otwarcie kolaborował z tamtejszą zbrodniczą juntą. Ale pewnie ważniejszą przyczyną jest to, że dla Franciszka jedynym liczącym się przesłaniem politycznym jest żądanie awansu społecznego dla najuboższych i wykluczonych, czyli retoryka, której z zamiłowaniem używa do dziś rewolucyjny reżim kubański. Franciszek najwyraźniej lubi tę retorykę i sam się nią posługuje. Jej perswazyjna oraz ideologiczna przydatność jest pewnie dla papieża ważniejsza, niźli realny fakt nędzy panującej pół wieku po zwycięstwie komunizmu na Kubie.
O takim punkcie widzenia Franciszka na politykę świadczą wyraźnie jego niezwykłe odpowiedzi na pytania dziennikarzy w samolocie, po opuszczeniu Hawany. Pytany, dlaczego nie przyjął dysydentów, odrzekł, iż: „w katedrze pozdrowił wszystkich, zwłaszcza chorych, ale nikogo nie zidentyfikowano jako dysydenta”. Po czym refleksyjnie dodał: „Teraz myślę, że nawet gdybym ich spotkał, to nie wiedziałbym, co im powiedzieć”.
A proszony o odniesienie się do faktu policyjnych zatrzymań matek i żon więźniów politycznych, które chciały dostać się do nuncjatury w Hawanie, dwukrotnie podkreślał, że „nie ma żadnych wiadomości na ten temat”, same pytania o to nazywając (nie wiedzieć czemu) „przyszłościowymi” („futuribili”). Z widoczną szczerością papież relacjonował także swoją nadzwyczajną i nieprzewidzianą programem wizytę „u Fidela” (jak określał przywódcę kubańskich komunistów), z którym „wspominał znajomych jezuitów i rozmawiał o ekologii, gdyż Fidel „jest bardzo zaniepokojony stanem środowiska”. Nie było natomiast mowy ani o przestrzeganiu praw człowieka, ani o niegdysiejszych prześladowaniach religii. „O przeszłości nie rozmawialiśmy” - puentował papież.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?