MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Foto-Bielec

Redakcja
Wacław Krupiński

Krakowianie

Wacław Krupiński

Krakowianie

Pewnie po raz pierwszy w murach szacownego, liczącego wszak lat 101, Pałacu Sztuki krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, , odbył się wernisaż artysty, który za moment, bo cóż to jest pięć tygodni, w skali 100 lat życia, będzie obchodzić właśnie tak okrągłe urodziny.

Taki album ze zdjęciami nie istnieje, ale przecież można go sobie wyobrazić. Otwiera go czarno-biała, pożółkła już fotografia, na niej niemowlę płci męskiej. Na odwrocie data: 20 marca 1902 roku. To wtedy, w galicyjskim Dynowie, położonym pomiędzy Rzeszowem a Sanokiem, urodził się kolejny poddany cesarza Franciszka Józefa - Paweł Bielec.
   Kadry o 12 lat późniejsze: Paweł ze świadectwem IV klasy szkoły podstawowej... Właśnie wybuchła I wojna światowa. Na dalszych zdjęciach widzimy już nie ucznia, a chłopaka pasącego konie, krowy, pracującego w polu.
   Jest rok 1918; koniec wojny nie oznacza końca biedy. 16-latek na zdjęciu czas spędza nie w szkole, na którą nie ma pieniędzy, ale na praktyce w kółku rolniczym.
   Rok 1920. Teraz Pawła Bielca oglądamy jako świeżo przyjętego pracownika (miał listy polecające) w firmie portretowej Jana Cupaka we Lwowie. Młody praktykant, przyglądając się portrecistom, poznaje rozmaite techniki malarskie, a także styka się ze sztuką fotografii; te bądź służą jako materiał wyjściowy do tworzenia portretów, bądź same uwieczniają klientów zakładu.
   Z tamtych lat powinniśmy też zobaczyć zdjęcia Pawła Bielca ślęczącego nad książkami. To pozwoliło mu zdać egzaminy z zakresu gimnazjum. Starania o uzyskanie również matury już się nie powiodły.
   I nieodzowna dla tej historii byłaby również fotografia Pawła z dwoma kolegami; wspólnie prowadzą - są już lata 30. - samodzielną firmę; ani wielką, ani dającą pieniądze, ani perspektywy.
   I dlatego tę część albumu powinno zamykać zdjęcie 36-letniego Pawła Bielca, który opuściwszy Lwów, wysiada z pociągu na krakowskim dworcu. Ma trochę oszczędności i zrobione papiery czeladnicze. W sam raz tyle, by myśleć o własnym zakładzie fotograficznym.
   Jest 1938 rok - Kraków... Paweł Bielec, wynająwszy 3-pokojowy lokal na parterze budynku przy ulicy Karmelickiej 50, otwiera swój zakład. I ani pewnie przypuszcza, że spędzi w nim 55 lat, wpisując się w legendę miasta, w jego historię, w życie mieszkańców, którym zrobi setki tysięcy zdjęć.
   Lokal jest elegancki i szybko przyciąga klientów, także dzięki zabiegom reklamowym - w programach teatralnych, w kinach. A na początku jest w nim tylko jeden obiektyw, który w dzień służy do robienia zdjęć, a w nocy do wykonywania powiększeń, oraz jeden amatorski aparat fotograficzny. Niemniej po roku Paweł Bielec już wie, że mu się powiodło. Zresztą już nie miałby kto mu pomagać; ukochana siostra Tekla Pustelnik tuż przed wybuchem wojny wyjedzie do USA.
   Nadchodzi 1 września 1939 roku...
   Zakład znajduje się w dzielnicy niemieckiej, co sprawia, że okupacyjne władze narzucają cenę za zdjęcia - 10 zł za 6 odbitek, czyli 10-krotnie niższą niż w innych częściach miasta. Mimo to zakład działa, spełniając przy tym i funkcję wcale nie artystyczną. Rosną szeregi zatrudnianych jedynie po to, by mogli otrzymać kenkartę. Są wśród nich dwie Żydówki na aryjskich papierach, jest przedwojenny oficer "dwójki", czyli wojskowego wywiadu... "Foto-Bielec" już nie tylko pomaga jednostkom, ale i ma kontakt z podziemiem, na zlecenie którego dokumentuje egzekucje wykonywane przez okupantów. Raz nawet o mało nie doszło do wpadki. Gestapo i esesmani, prawdopodobnie nasłani przez konkurencyjny zakład zżerany zazdrością, że klienci tak licznie przychodzą na Karmelicką, wpadli akurat w dniu, kiedy znajdowały się tam zdjęcia dla Armii Krajowej. Nie zostały znalezione, co i tak nie uchroniło właściciela od przewiezienia do więzienia św. Michała. Na szczęście nie na długo.
   W tym czasie Paweł Bielec nie był już sam.
   Ta część albumu rodzinnego istnieje już naprawdę. We wrześniu minionego roku dopełniły ją fotografie z Urzędu Stanu Cywilnego, gdzie państwo Maria i Paweł Bielcowie obchodzili diamentowe gody.
   Pani Maria do Krakowa dotarła tuż po wybuchu wojny, z ojcem, hallerczykiem, musieli uciekać z Bydgoszczy. Szukając pracy dała głoszenie do gazety. Odpowiedział na nie właściciel zakładu z ul. Karmelickiej. I tak córka fotografa; ojciec pani Marii Wincenty Michnowski był prezesem Cechu Fotografów w Toruniu, znająca się świetnie na retuszowaniu zdjęć, została zatrudniona w zakładzie Pawła Bielca.
   W 1941 roku została jego żoną. Prowadziła z mężem zakład kilkadziesiąt lat, zastąpiła ją córka Barbara, architekt.
   Bo ten najstarszy zakład fotograficzny w Krakowie działa do dziś. Od 1993 roku (wskutek wypowiedzenia po 55 latach najmu przez nową właścicielkę kamienicy) mieści się przy pl. Inwalidów.
   Taki album ze zdjęciami nie istnieje, ale przecież można go sobie wyobrazić. 1902 rok - Dynów... 1938 rok - Kraków... 2002 rok, 12 lutego - Kraków; Paweł Bielec na wernisażu swej wystawy w Pałacu Sztuki, 2002 rok - Kraków, Paweł Bielec odbiera Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski...
   Na razie jest tylko wniosek, z jakim prezes Towarzystwa Przyjaciól Sztuk Pięknych Kazimierz Zbigniew Witek wystąpił do prezydenta Rzeczpospolitej. Miejmy nadzieję, że Krzyż ten dołączy wkrótce do Złotej Odznaki ZPAP - z 1996 roku, do tytułu Honorowego Obywatela Dzielnicy V - z 1999 roku, do honorowego medalu Izby Rzemieślniczej - z tegoż roku. Jakże mało tych dowodów uznania, jak na tak bogate życie, taki dorobek.
   A zarazem te skromne dotychczas odznaczenia harmonizują z tym ujmująco skromnym człowiekiem.
   - Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim, którzy przyszli na tę moją skromną wystawę, czegoś takiego się nie spodziewałem, tyle publiczności... - mówił na otwarciu swej najnowszej wystawy. I kontynuując myśl dodawał: - Cokolwiek robiłem, gdziekolwiek byłem, nigdy się nie afiszowałem z sobą. Zawsze uważałem, że taki malutki człowieczek to jakość tam "przelizie" przez to życie.
   A potem jeszcze rozbawił jakże licznie zebraną publiczność, opowieścią, jak to był dzieckiem ("no, nie bardzo dzieckiem, bo miałem 16-17 lat") i zastał swoją zapłakaną mamę, która usłyszała od lekarza, "że ja to pożyję miesiąc - dwa najwyżej". Powodem miały być tak wówczas modne galopujące suchoty. - No i tak galopują, że aż dobiegły do stu lat - wyznał Paweł Bielec wzbudzając ogólną wesołość. - Z lekarza ani śladu, a mnie jakoś to życie przeszło...
   I pewnie po raz pierwszy w murach szacownego, liczącego wszak lat 101, Pałacu Sztuki krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych odbył się wernisaż artysty, który za moment, bo cóż to jest pięć tygodni, w skali 100 lat życia, będzie obchodzić właśnie tak okrągłe urodziny.
\*
   Taki album ze zdjęciami nie istnieje, ale przecież łatwo go sobie wyobrazić, a nawet stworzyć. Kilku fotografii by brakowało, ale przecież można by go rozpocząć pochodzącymi z lat 20. zdjęciami, które Paweł Bielec zrobił w Dynowie swoim rodzicom, a także tymi upamiętniającymi ówczesny Lwów. I tymi, które robił potem już regularnie...
   I pewnie znalazłoby się w takim albumie i zdjęcie z profilu młodego człowieka, z zaczesanymi do tyłu włosami, w koszuli z dużym kołnierzem wyłożonym na klapy marynarki, bo to wszak jedno z tych, którymi Paweł Bielec może się szczycić - 19-letniego Karola Wojtyły. Parę lat temu zdjęcie to, powiększone i oprawione, prezydent Krakowa Józef Lassota zawiózł do Watykanu. Jan Paweł II uradowany odpowiedział osobistym listem z podziękowaniami.
   I jeszcze wiele innych zdjęć. Tylko które wybrać, skoro przez 64 lata w zakładzie tym wykonano ich ponad milion, przeszło 700 tysięcy zdjęć jest precyzyjnie skatalogowanych. Tak związanych z wydarzeniami historycznymi, jak i postaciami świata polityki, nauki, kultury, i z anonimowymi mieszkańcami. Ileż par podążyło do atelier "Foto-Bielec" sprzed ołtarza albo tylko Urzędu Stanu Cywilnego, ileż osób robiło tu zdjęcia do dowodu osobistego, ile klas maturalnych zamawiało tu swoje tableau! Wyimki z tych potężnych zbiorów rok temu pokazywała wystawa w Muzeum Fotografii, teraz niektóre można oglądać w Pałacu Sztuki. A zarazem mimo tak gigantycznych zbiorów klisz bynajmniej nie anegdotyczna jest opowieść, jaką przywołał Jerzy Skrobot (w książce "Światłocienie mistrzów"): "Do zakładu fotograficznego wchodzi starsza pani i prosi o odbitkę ze zdjęcia ślubnego z... 1947 roku! Bagatela, sprzed pół wieku. Pan Paweł pyta o nazwisko, przybliżoną datę, znika w czeluściach swojego archiwum i po kilku minutach wychodzi rozpromieniony. - Mam. - Co? - Oczywiście negatywy. Za dzień, dwa będą gotowe odbitki".
   "Myślę, że pół Krakowa się u mnie fotografowało. Ja już się nie zmienię. Jestem tradycjonalistą, a za to się płaci frycowe. Kto dziś fotografuje w technice czarno-białej? Kto się bawi w robienie reprodukcji. Mówią wszyscy, że to nieopłacalne. Ja to robiłem zawsze i będę to robić nadal, bo dla mnie - to malowanie światłem. Trzeba mieć nieco talentu i ogromne doświadczenie, by zrobić na kliszy dobry portret, wydobyć z postaci jej ducha, ukazać cechy najważniejsze i najpiękniejsze. Wszystko, co jest we wnętrzu człowieka, można odczytać w oczach, na twarzy" - _ta wypowiedź Pawła Bielca najlepiej oddaje jego podejście do tego, co robił przez całe niemal życie.
   I dlatego w tym zakładzie czas zatrzymany został nie tylko na tych tysiącach klisz, ale i w jego wnętrzu, w wystroju, w używanym sprzęcie. W tym atelier wciąż króluje stary przedwojenny aparat, jak i dawne receptury sporządzania odczynników, i powiększalnik, który pozwala robić odbitki z klisz 50 na 60 cm, i - co pewnie najważniejsze - staromodny sposób obsługi klientów.
   Ale wróćmy do przeglądania albumu rodzinnego. A zostały nam jeszcze dalsze karty z lat wojny, np. jak to w 1944 roku Paweł Bielec poświęcił złotą papierośnicę, by za uzyskane pieniądze opłacić ochotników, którzy pojadą na roboty do Niemiec, w zamian za pracujących w jego zakładzie, a musiało to być aż sześć osób. I jeszcze dopełniać powinien tę sekwencję kadr utrwalający radość na twarzy pana Pawła, gdy już po wojnie ktoś z tej szóstki przyszedł z informacją, że wszyscy przeżyli, bo... uciekli jeszcze z transportu.
   Oczywiście - jak na album rodzinny przystało - zobaczymy w nim również zdjęcia trojga dzieci pp. Bielców, a także, pochodzące z tego samego czasu - pana Pawła z indeksem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, do której, zrobiwszy uprzednio maturę, zdał egzaminy mając 45 lat. Studia te to było marzenie od 1919 roku, kiedy odwiedził Kraków. Studiował pod okiem profesorów: Czesława Rzepińskiego, Fryderyka Pautscha, Wacława Taranczewskiego i Zbigniewa Pronaszki, w którego pracowni uzyskał dyplom.
   Paweł Bielec zawsze podkreśla, że fotografował, żeby przeżyć, uprawiał malarstwo, żeby żyć - to ono nadawało sens życiu.
   Niegdysiejszy prezes TPSP Ignacy Trybowski o malarstwie Pawła Bielca napisze: "_Z całą świadomością wybrał dla siebie miejsce w nurcie tradycji - wybrał realizm. (...). P. Bielec - malarz wyszedł ze szkoły, w której wartości kolorystyczne i ekspresję formy wysuwano na naczelne miejsce. Widać to w jego obrazach (...). Obrazy te, oparte o realistyczne założenia, cechuje logika kompozycji i będąca jej konsekwencją ekspresja plam barwnych, kładzionych szerokimi, dynamicznymi pociągnięciami pędzla. Jednolite, ale żywe w gamie kolorystycznej krajobrazy, portrety, martwe natury, a zwłaszcza kwiaty Pawła Bielca są charakterystyczne dla jego twórczości. Proste, codzienne tematy przestają być w obrazach P. Bielca banalnymi dzięki szczerości i bezpośredniości ich przedstawienia, własnemu spojrzeniu na malowany przedmiot".

   
   Zatem kolejne kadry z prywatnej fototeki Pawła Bielca malarza pokazywałyby go przy sztalugach, na wystawach w kraju i za granicą, głównie w Niemczech, ale i na statku "Batory", którym płynął na spotkanie z siostrą. Zamykać mogłyby tę sekwencję zdjęcia zrobione przez prezesa Witka (bo on też się z aparatem nie rozstaje) podczas wspomnianego już wernisażu, 12 lutego.
   Kadr: Paweł Bielec razem z żoną posadowieni na podwyższeniu w fotelach przyjmują kwiaty i gratulacje. Kadr: przemawia Leszek Dudka, 80-latek, szef Klubu Malarzy Związku Polskich Artystów Plastyków i życzy starszemu o 20 lat koledze - panowie tego dnia przeszli na ty - "dalszych dokonań w sztuce". Kadr: na sali pojawia się wielki tort w kształcie palety malarskiej.
   Właściwie czemu nie ma takiego albumu? Czyż nie czas wydać album ukazujący postać i działo tego artysty?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski