MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Emocji w tej kampanii nie było

Grzegorz Skowron
Infografika Wiktor Łężniak
Wybory. Jackowi Majchrowskiemu promocję zapewnił Urząd Miasta, Marek Lasota nie wykorzystał szansy, a Marta Patena zupełnie zniknęła

Wojna plakatowa? Agresywne ataki na konkurentów? Wyciąganie kompromitujących dla nich informacji? Gorące spory o przyszłość Krakowa? Tego wszystkiego zabrakło w kończącej się kampanii wyborczej. - Gdyby nie incydent madrycki, moglibyśmy jej nawet nie zauważyć - ocenia dr Artur Wołek z Instytutu Nauk Politycznych Polskiej Akademii Nauk.

- Cztery lata temu przynajmniej były jakieś emocje - dodaje dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według niego hasła wyborcze z poprzednich wyborów samorządowych - "Sprawdzony prezydent" (Jacka Majchrowskiego) i "Kraków stać na więcej" (Stanisława Kracika z PO) stawały w opozycji do siebie. - A teraz prezydent mógłby się posłużyć hasłem "Łączy nas władza" (oficjalny slogan to "Łączy nas Kraków" - przyp. GS), a Platforma powinna dodać "Na nic więcej nas nie stać" - mówi Jarosław Flis.

Komitet wyborczy Jacka Majchrowskiego nie wysilał się specjalnie w tej kampanii. W ostatnich tygodniach obecny prezydent pojawiał się na spotkaniach, czasem na kilku dziennie, ale obsługę zapewniał mu Urząd Miasta. W polemikę z innymi konkurentami też się nie wdawał. Robiło to za niego biuro prasowe i jego rzeczniczka. - Najwidoczniej prezydent Majchrowski uznał, że konkurenci podali mu zwycięstwo na tacy i nie musi się nawet po nie schylać - komentuje socjolog z UJ.

Kandydatka Platformy Marta Patena była kompletnie niewidoczna. Jej macierzysta partia dała już wyborcom do zrozumienia, że nie chce jej nadmiernie promować. Po co, skoro wszystkie sondaże nie dają jej szans nawet na przejście do drugiej tury.

Początkowo wydawało się, że urzędującemu prezydentowi może zagrozić rekomendowany przez PiS i jednoczącą się prawicę Marek Lasota. Ale w trakcie kampanii jego sztab nie potrafił go wypromować jako osoby ze spójnym pomysłem na Kraków.

Jarosław Flis twierdzi, że niewidoczna kampania jest efektem przespania przez PO i PiS ostatnich czterech lat. - Może główne partie uwierzyły w deklaracje prezydenta Majchrowskiego, że już nie będzie kandydował, więc nie wyszukiwały i nie wypromowały kandydatów, którzy mogli powalczyć o przejęcie władzy. A teraz zadowoliły się planem minimum - dla PO jest ważne, że to nie PiS będzie rządzić w Krakowie, dla PiS, że władzy nie przejmie PO - tłumaczy socjolog z UJ.

Zdaniem Artura Wołka niewidoczna kampania na szczeblu lokalnym to efekt scentralizowania promocji dwóch największych partii. - Od 2006 roku w kampaniach samorządowych zaczyna dominować wizerunkowy przekaz z Warszawy, a teraz mamy już tego apogeum. Lokalni działacze nie mają gdzie przekonywać do siebie wyborców, bo coraz mniej osób czyta gazety, a użytkownicy internetu rzadko chodzą na wybory - mówi dr Wołek.

Według niego główne partie odpuściły sobie wybory samorządowe, bo nie są one dla nich tak ważne jak parlamentarne. A w tej sytuacji nie ma czasu ani miejsca na debatę programową, zaś kampania ogranicza się do krótkich haseł i pokazywania twarzy na plakatach. W tej ostatniej kategorii najbardziej widoczny jest również Jacek Majchrowski.

Debaty programowej chcieli niezależni kandydaci na prezydenta - Łukasz Gibała, Tomasz Leśniak oraz Sławomir Ptaszkiewicz.

- Osobno nie mieli żadnych szans na przebicie się do powszechnej świadomości. Gdyby zjednoczyli siły, może udałoby się wspólnemu kandydatowi dołączyć do trójki Majchrowski, Lasota, Patena - ocenia Jarosław Flis.

Ale według niego ożywienia kampanii można spodziewać się w drugiej turze. - Duża przewaga z pierwszej tury może uśpić czujność Jacka Majchrowskiego. Kiedyś w Płocku w pierwszej turze urzędujący prezydent zdobył 41 procent głosów, jego rywal tylko 16, ale to on wygrał drugą turę, bo prezydent Płocka odpuścił sobie kampanię, uznając się już za zwycięzcę - przestrzega socjolog.

Jego zdaniem do niespodzianki w Krakowie może jednak dojść tylko wtedy, gdy elektorat Platformy uzna Marka Lasotę za lepszego od Jacka Majchrowskiego.

Na razie na niespodziankę się nie zanosi. Obecny prezydent we wszystkich przedwyborczych sondażach może liczyć na ok. 40 proc. głosów, w naszym - nawet na 44 proc. Jego rywale są daleko z tyłu. Do drugiej tury przejdzie najprawdopodobniej Marek Lasota, ale poparcie dla niego jest dwukrotnie niższe niż dla Jacka Majchrowskiego.

- Marek Lasota mógł wygrać w Krakowie, ale potrzebne było zaangażowanie polityczne ze strony PiS, a ograniczenie się do jednej wizyty Jarosława Kaczyńskiego to za mało - twierdzi Artur Wołek. Jego zdaniem nie ma co liczyć na ostrą kampanię w drugiej turze. - PiS wystarczy, że Marek Lasota pokona kandydatkę PO - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski