Zbigniew Bartuś: KWADRATURA KULI
Tak to coraz częściej wygląda. Przestaliśmy marzyć o sukcesach w popularnych dyscyplinach, w których efekty osiąga się pracą u podstaw w ramach logicznego systemu wyławiania(!) talentów i ich szkolenia. Pozostaje nam liczyć na łut szczęścia w konkurencjach, których zasady znają jedynie ci, którzy je uprawiają. I na wiktorie maniaków rzucających w dal starymi tapczanami pod mostem (na lepsze warunki "treningowe” liczyć nie mogą), by nas potem reprezentować w rzucie młotem lub dyskiem.
Owszem, polski podatnik sfinansował olimpijskie przygotowania elity, której wcześniej talentem i nadludzkim wysiłkiem udało się wyjść spod mostu i zdobyć medale na mistrzostwach świata czy Europy. Ale czy poza siatkówką i szczypiorniakiem mamy jakikolwiek system pracy u podstaw? Widzę codziennie, jak zdolne chłopaki przeskakują płot szkolnego boiska, by pograć. Boisko, jak inne, jest latem zamknięte, bo nauczyciele, w tym wuefiści, mają labę. 73 dni! A na trenerów, którzy mogliby podszlifować talenty, nie ma kasy.
Do kościoła w Londynie wchodzi prezes węgierskiego związku olimpijskiego. Pyta, kiedy jego zawodnicy zdobędą 10 złotych medali. – Za cztery lata – mówi Bóg. – O, to nie za mojej kadencji! – narzeka działacz. Obok niego o to samo pyta prezes PKOl. – Nie za mojej kadencji – rzecze Bóg. Chyba że... uda się przekonać MKOl do nowych konkurencji. Tenis rekreacyjny, skok pod tyczką, boks grupowy. W tym ostatnim naszym idzie nieźle. Po meczu z Rosją na moście Poniatowskiego zdobyli 10 złotych i 4 srebrne! A do tego trzydzieści trzy trzonowe i pięć mlecznych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?