18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dużo we mnie byczycy. Lubię mieć twardy grunt pod nogami

Rozmawia Jolanta Ciosek
– Mam nadzieję, że będę zapraszać ludzi do teatru, a nie na otwarcie salonu samochodowego ­– mówi Magdalena Walach
– Mam nadzieję, że będę zapraszać ludzi do teatru, a nie na otwarcie salonu samochodowego ­– mówi Magdalena Walach Fot. Archiwum
Ruda, spełniona i całkiem normalna. Woda sodowa nie uderzyła MAGDALENIE WALACH do głowy. Choć złośnicą być potrafi. Jest pracoholiczką, której trudno uciec od rzeczywistości: –Mówiąc krótko: muszę więcej namachać się skrzydłami, żeby na chwilę się oderwać.

– Czy jeździ Pani nadal czerwoną corvettą wygraną w „Tańcu z gwiazdami”?

–Jest już miłym wspomnieniem wspaniałej przygody. Czas pędzi do przodu.

– A pracy wciąż przybywa – ponoć jest Pani pracoholiczką?

– Aktor podobno narzeka dwa razy: wtedy, kiedy gra i kiedy nie gra. Nie narzekam i cieszę się, że pracuję. Cieszę się również, że udaje mi się zachowywać równowagę między obowiązkami zawodowymi a życiem rodzinnym.

– Zwariowana, spontaniczna romantyczka, potrafi być złośnicą – takie opowieści krążą o Pani. Czy to są cechy zodiakalnego Byka, jakim Pani jest?

– Chyba nie.

– Ale to jest jakaś prawda o Pani?

– Pewnie tak… To wszystko przecież w nas tkwi. Kwestia tylko w tym, na ile każdej z tych cech pozwolimy się wydostać. Na ile sięgamy po dobre, na ile potrafimy zapanować nad złymi. Pewnie potrafię być złośnicą… Byk jest raczej zrównoważony, mocno stąpający po ziemi, trzeźwo myślący. To są raczej moje cechy. Czasami wydaje mi się, że jestem aż nadto „byczycą”, że te cechy nieco przeszkadzają w swobodnym poruszaniu się w moim zawodzie. Dobrze się czuję, kiedy mam pod stopami stały ląd, a to nieco koliduje z koniecznością odrywania się od ziemi, czasami niezbędną dla aktora. Mówiąc krótko: muszę więcej namachać się skrzydłami, żeby na chwilę się oderwać.

– Skąd u młodej raciborzanki wziął się pomysł na aktorstwo, skoro uczyła się Pani w liceum ekonomicznym i z teatrem rzadko miała do czynienia?

– Byłam osobą dość zagubioną, jeśli chodzi o planowanie przyszłości. Szukałam własnej drogi, a interesowało mnie wiele rzeczy, czasem myślę, że zbyt wiele. Trafiłam do liceum ekonomicznego. Uczyłam się języków, a to była szkoła z dwoma językami, bardzo mnie to wówczas interesowało. Myślałam o anglistyce. Miałam tysiące pomysłów: chciałam malować, rysować, interesował mnie taniec, śpiew. Tylko o aktorstwie nie myślałam jako o sposobie na życie. Jednak w pewnym sensie przypadek o tym zdecydował.

– Ponoć marzy Pani o tym, żeby wrócić do Raciborza, kupić tam kawałek ziemi i wybudować dom. Prawda?

– Czego ludzie nie wymyślą. Prawda, że często odwiedzam tamte strony, jestem bardzo związana z rodziną, ale co będzie dalej? Zawód aktora, jak zresztą, wiele innych, jest niepewny. Dziś praca jest, jutro może być różnie. Staram się spokojnie podchodzić do życia, zbyt wiele nie planować, cieszyć się z tego, co mam i dbać, by tego nie utracić.

– Skoro jesteśmy przy Pani rodzinnym domu, to odwiedźmy kąty z Pani dzieciństwa: raciborskie klimaty, zapach – to co było drogowskazem na dalsze życie.

– Dom. Była i jest w nim rodzina: rodzice, rodzeństwo. Ten dom był i jest. Z siostrą i bratem jesteśmy szczęściarzami, bo nasze dzieciństwo można uznać za wymarzone. Mieliśmy szansę i możliwość spokojnego, nieprzyspieszonego dorastania. Nauczyliśmy się podejmować decyzje samodzielnie, choć zawsze mogliśmy liczyć na wsparcie i pomoc rodziców. Nigdy niczego nam z góry nie narzucano. Nie byliśmy też „obarczani” koniecznością spełniania niespełnionych marzeń rodziców.

– Ponoć długo nie podejrzewała Pani siebie o aktorskie zdolności?

– W naszej rodzinie to raczej brat wykazywał szczególne predyspozycje. Ja nie lubiłam i nadal nie lubię publicznych występów. Każde wyjście na scenę powoduje przyspieszone bicie serca. Ale w momencie, gdy już na niej jestem, ulegam magii sceny.

– Jak obliczyłam, te „łomoty serca” trwają już piętnaście lat.

– Tak, można powiedzieć, że jestem jubilatką.

– Czy z perspektywy „jubilatki” sądzi Pani, że zawód aktora ma się dobrze w dzisiejszych czasach: powierzchownych, niesięgających w głąb człowieka, a raczej eksponujący jego zewnętrzność niczym u celebryty?

– Co komu bliższe, co komu się podoba – wybór jest duży. Jeśli ktoś chce mądrej rozrywki – postawi na dobry film czy teatr. Jeśli interesuje go blichtr życia– zabiega o kolorowe okładki, bycie na otwarciu stacji benzynowej czy salonu samochodowego. Ale trzeba też pamiętać o jednym: zawód aktora wymaga w dzisiejszych czasach promocji. Czasami te okładki są potrzebne.

– Pani jednak nie wzięła sobie tego zbyt mocno do serca: wywiadów praktycznie Pani nie udziela, nie bywa Pani…

– Chyba nie potrafię zabiegać. Robię tyle, ile jest niezbędne w tym zawodzie. Nie potrafiłabym się odnaleźć w celebryckim świecie. Teatr to jest miejsce dla mnie najważniejsze. I mam nadzieję, że do teatru będę zapraszać widzów, a nie do kupna pięknego samochodu.

– Tyle lat w zawodzie to wystarczająco dużo, by spojrzeć wstecz i zobaczyć te najważniejsze momenty w karierze. Na które Pani by wskazała?

– Na pewno na debiut w „Tajemniczym ogrodzie” w reżyserii Janusza Szydłowskiego w teatrze Bagatela, w którym jestem do dziś. Fakt otrzymania etatu po szkole teatralnej dawał mi poczucie gwarancji dalszego rozwoju. Ten start był dla mnie bardzo ważny. Pewnie w innym wypadku nie wystarczyłoby mi sił, by pukać do drzwi kolejnych teatrów i przekonywać do moich możliwości. A potem zaczęły się twórcze poszukiwania i spotkania.

Było ich wiele, nie jestem w stanie wymienić wszystkich, więc wspomnę choćby „Trzy siostry”, „Otello”, „Tramwaj zwany pożądaniem” czy najnowszą produkcję „Prawdę” w reżyserii Jacka Schoena i przewrotną komedię „Romancę” Jacka Chmielnika, którą również można zobaczyć w teatrze Bagatela.

– Jest Pani laureatką Przeglądu Piosenki Aktorskiej, na macierzystej scenie słuchaliśmy Pani w „Wystarczy noc”, w „Nienasyconych”, w „Skrzypku na dachu”, miała Pani przygodę z Operą Krakowską. Śpiew jest dla Pani ważny?

– Jest radością, doskonaleniem warsztatu i jeszcze jednym sposobem na wyrażanie siebie.

– Seriale są innym doświadczeniem ?

– Różnorodność repertuaru, w jakim przychodzi mi grać, to moje zawodowe szczęście.

– Porażki też się zdarzały?

– Nie zawsze dostawałam role, na których mi zależało. I na castingach zdarzało się, że po obejrzeniu obu moich profili dziękowano mi.

– Czy budowanie scenicznej postaci ma wpływ na kształtowanie przez Panią własnej osobowości?

– Nasze doświadczenia życiowe i doświadczenia związane z budowaniem naszych bohaterów odciskują na nas jakieś piętno. Wierzę, że nas wzbogacają.

– Skutecznie – w teatrze jest Pani uwielbiana.

– To mi bardzo pochlebia.

– A lubi Pani, jak mówią o niej „ruda piękność”?

– Ruda jestem bezsprzecznie, a co do reszty – zależy co się komu podoba.

***

Absolwentka krakowskiej PWST, od początku związana z teatrem Bagatela, gdzie obecnie można ją oglądać m.in. w takich spektaklach, jak „Ławeczka”, „Prawda” czy „Wieczór kawalerski”. Telewidzowie polubili aktorkę za jej role w takich serialach, jak „Twarzą w twarz”, „M jak miłość” czy „Komisarz Alex”. Prywatnie jest żoną Pawła Okraski, aktora i mamą syna Piotra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski