Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drugie życie emeryta

Redakcja
Marian Dziędziel i Ewa Wiśniewska Fot. Kino Świat
Marian Dziędziel i Ewa Wiśniewska Fot. Kino Świat
ROZMOWA. Z JERZYM DOMARADZKIM, reżyserem nowego filmu "Piąta pora roku" z Marianem Dziędzielem i Ewą Wiśniewską, o kręceniu filmów w Polsce i Australii oraz o tym, co przyciąga do kina starszą widownię

Marian Dziędziel i Ewa Wiśniewska Fot. Kino Świat

- Aż 25 lat zajął Panu powrót na ekrany polskich kin!

- W Australii, gdzie pracowałem, zrobiłem osiem filmów, w tym filmy dokumentalne dla TVP. W Australii znalazłem się trochę przypadkowo. Po udziale w festiwalu filmowym w Sydney zaproponowano mi wykłady w szkole filmowej założonej w latach siedemdziesiątych przez profesora Jerzego Toeplitza. Przygoda wykładowcy w moim zamierzaniu miała trwać co najwyżej parę miesięcy, zamieniła się w wieloletni pobyt. Przeniesienie się całej rodziny, dwóch dorastających synów, ograniczyło moją łatwość przemieszczania się między kontynentami. Z krajem nie straciłem kontaktu, nie tylko realizując filmy dla telewizji publicznej, ale także przez działalność społeczną jako prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich.

- Bardzo cieszy mnie Pański powrót i jednocześnie dziwi, że w Gdyni zabrakło miejsca dla "Piątej pory roku" w konkursie głównym.

- Nie zabiegałem, żeby film dostał się do konkursu, a ponadto wiedziałem, że Ewa Wiśniewska, aktorka z mojego filmu, będzie jednym z jurorów.Nie będę ukrywał, że nie zgadzam się z nową formułą festiwalu. Organizatorzy zaproponowali Gdynia Festiwal, w którym pokazuje się wybrane filmy, a nie przegląd polskiego kina z ostatniego roku. Dokłada się do tego nie najszczęśliwszy termin majowy. Niektóre polskie filmy zrealizowane w ostatnim roku nie były pokazywane w Gdyni, gdyż wtedy traciłyby szanse na pokazy konkursowe w najważniejszych światowych festiwalach. Dopiero w bieżącym roku wrócą do Gdyni. Film "W ciemności" był gotowy rok wcześniej i był pokazany na zamkniętym pokazie w Gdyni, a dopiero rok później został pokazany w konkursie. Film był już na ekranach, odniósł sukces międzynarodowy i krajowy - frekwencyjny - i zasłużona główna nagroda naprawdę nie była mu potrzebna jako forma promocji, a taką funkcję powinien pełnić dla polskich filmów festiwal w Gdyni. Nie było na tegorocznym festiwalu filmów Jakimowskiego, Borcucha i innych, które były gotowe i swoje premiery miały poza krajem. Pewniedopiero w przyszłym roku pojawią się na festiwalu. W moim przekonaniu taka formuła festiwalu w Gdyni zmniejszy jego rolę jako promotora polskich filmów, bo przecież to widz jest najważniejszy.

- Panu taka promocja nie jest potrzebna?

- Mnie zależy na tym, żeby sprawdzić, czy jest w naszym kraju dojrzała widownia, czy dlatego nie chodzi do kina, że nie dostaje obrazu, który mogłaby obejrzeć. "Piąta..." jest dla nich. Nawet myśleliśmy, żeby przekornie promować film hasłem skierowanym do młodych widzów: "Nie idźcie na ten film, gdyż jest nie dla was". Może poczuliby się urażeni i na przekór poszli [śmiech]. Zgodnie z powszechną opinią dystrybutorów tylko młodsza widownia gwarantuje bowiem sukces frekwencyjny.

- Dziwi się Pan, skoro bilety kosztują nieraz 30 zł?

- Polska grupa ludzi powyżej 55. roku życia to często ludzie niezamożni. Bywają zbyt biedni, żeby tyle płacić za bilet. W Australii jest inaczej, emeryci płacą połowę ceny biletu i są znaczącą widownią w kinach. Młodzi coraz częściej oglądają filmy w internecie. A w Polsce...
- Starszej widowni spodoba się "Piąta pora roku"?

- Mój film starałem się realizować bez scen brutalnych, przekleństw, nagości czy erotyki, choć jest to film o emocjach i miłości. Jest element komediowy, żeby pozwolić ludziom dać się wciągnąć w opowieść, przybliżyć do głównych postaci, poczuć dla nich sympatię i zrozumienie.

- Główni bohaterowie jadą w podróż życia...

- Życie nie kończy się na emeryturze! To naturalne, że ludzie szukają jakiejś aktywności. Tak jak chór, który znalazłem na Śląsku i wykorzystałem w filmie - oni nie śpiewają Verdiego na potrzeby filmu, oni mają Verdiego w swoim repertuarze. Tym filmem walczę z nieprawdziwymi wizerunkami. Chciałem, żeby Marian Dziędziel przestał grać tylko postaci, które intensywnie piją, choć potrafi to zagrać genialnie, by Ewa Wiśniewska - wspaniała aktorka, tak rzadko wykorzystana w polskim filmie, mogła pokazać swój kunszt aktorski, także komediowy. Jest tu jeszcze Andrzej Grabowski, którego trzeba odkleić od postaci telewizyjnego Kiepskiego, bo to fantastyczny aktor.

- Obraz Śląska też jest jakiś inny niż zwykle.

- Dla mnie Śląsk był dużym zaskoczeniem. Pamiętałem go sprzed 30 lat, las kominów, wież kopalnianych, a zobaczyłem Śląsk zielony, ale zachowujący swoją wyraźną odmienność. Dzisiaj kiedyś zaniedbane dzielnice familoków stają się miejscami, w których warto zamieszkać. Ulice, place Nikiszowca, gdzie ludzie bali się kiedyś wchodzić, dziś wyglądają jak eleganckie europejskie dzielnice.

- Gwara też mniej skomplikowana niż kiedyś.

- Prosiłem Ślązaka Mariana Dziędziela: ty mi mów gwarą, ale tak, żebym nie musiał napisów wprowadzać! No i z jego pomocą jest gwara śląska, ale zrozumiała dla wszystkich widzów.

- Na następny Pański film też będziemy czekać 25 lat?

- Mam nadzieję, że nie. Mam dwa scenariusze - jeden związany jest z Australią. Do polskiego emigranta zamieszkałego w Sydney przyjeżdża z niezapowiedzianą wizytą jego ojciec, związany ze środowiskiem Radia Maryja. Następuje zderzenie dwóch światów. Drugi scenariusz jest już w bardzo zaawansowanej formie, został oparty na powieści Wojciecha Kuczoka "Spiski. Opowieści tatrzańskie". Akcja filmu rozgrywa się w ciągu ponad 20 lat. Nad finalną wersją scenariusza pracuję razem z autorem. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować ten film, w którym będzie poważnie i dowcipnie o dojrzewaniu, o miłości, o wyborach pokolenia rodziców wyrosłych w PRL-u, o nowej sytuacji politycznej i ekonomicznej Polski. Jestem ciekaw, jaki to będzie film, na pewno inny niż wszystkie, jakie dotychczas zrealizowałem.

Rozmawiał Artur Zaborski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski