Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom niespokojnej starości

Włodzimierz Jurasz
Maryla Szymiczkowa, „Tajemnica domu Helclów” Znak – Litera Nova, Kraków 2015
Maryla Szymiczkowa, „Tajemnica domu Helclów” Znak – Litera Nova, Kraków 2015
Czytnik. Czy przyszłoby Ci kiedykolwiek na myśl, Drogi Czytelniku, aby z pl. Szczepańskiego (oczywiście w Krakowie) udać się na ul. św. Jana dorożką albo – współcześnie – taksówką?

Pomysł, nieprawdaż, dość chory, zwłaszcza zważywszy na zbędne koszty (w końcu jesteśmy w Krakowie!). A jednak były takie czasy i żyli ludzie, dla których taka koncepcja była jak najbardziej naturalna, wręcz w dobrym tonie. Na przykład Zofia Szczupaczyńska, bohaterka powieści „Tajemnica domu Helclów”, dzieła Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego, występujących pod pseudonimem Maryli Szymiczkowej.

Rozgrywająca się w roku 1893, roku śmierci Jana Matejki, „Tajemnica…” to powieść utrzymana w modnej konwencji kryminału retro. W słynnym domu opieki, powstałym dzięki fundacji rodziny Helclów, dochodzi do tajemniczych śmierci. Rozwikłaniem zagadki zajmuje się wspomniana, znudzona swym życiem pani domu, profesorowa Szczupaczyńska. W kryminalistyce amatorka, wszak działająca niczym Hercules Poirot.

Jednak, w każdym razie dla mnie, nie owa, choć nader interesująca, intryga kryminalna jest największą wartością powieści. Bo „Tajemnica domu Helclów” to wspaniały portret Krakowa i jego mieszkańców końca XIX wieku, nieodparcie kojarzący się z serialem Andrzeja Wajdy „Z biegiem lat, z biegiem dni”. Ba, pojawia się w niej nawet sportretowany przez Wajdę pan Fikalski (w tej roli wystąpił Jerzy Stuhr), oryginalnie wywodzący się z komedii Michała Bałuckiego „Dom otwarty”.

Ów portret Krakowa i krakusów opiera się co prawda na stereotypach, ale może właśnie dzięki nim jest tak sympatyczny i zabawny. Oraz aktualny. „To był Kraków. Wszędzie rządzili urzędnicy i każdy miał jakąś żonę, matkę albo córkę, która z kolei miała przyjaciółkę, kuzynkę, słowem, od każdej z nich wychodziła cienka niteczka, dowiązana do kolejnej osoby. I tak po nitce do kłębka, bliżej lub dalej, dało się znaleźć możliwość jakiejś protekcji” – piszą autorzy. Albo taki obrazek doskonale oddający krakowską (naszą) oszczędność. „Przeszło jej przez głowę, żeby poprosić o kieliszeczek czegoś mocniejszego, ale ogrzała się myślą, że nie wydała ani centa”. Wreszcie to, co najzabawniejsze, ale i wstrząsające: powstania z lat 1830, 1846 i 1863 krakusi nazywają „awanturami”.

Czytając tę książkę, z dużą przyjemnością śledziłem też topografię ówczesnego Krakowa. Zwłaszcza różnorakie opinie, jakimi naówczas cieszyły się poszczególne dzielnice, stanowiące dziś niemal centrum miasta. „Na Długiej Zofia przestała się rozglądać, bo wiedziała, że nie napotka tu nikogo z towarzystwa, a jedynie piekarzowe, murarzy i przekupki”. Bo przecież dom Helclów mieścił się w okolicy, „gdzie szanująca się kobieta właściwie bywać nie powinna”. No i jeszcze ten język, te dawno zapomniane pojęcia z dawno zapomnianej epoki. Czy wiecie, Państwo, że w Krakowie jeździła kolej cyrkumwalacyjna? Ja już wiem. Wiem nawet, co to było.

Bo sprawdziłem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski