Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Debata prezydencka. Wiceprezydent Andrzej Kulig mówi o Krakowie swoich marzeń i traumie, dzięki której uodpornił się na hejt

Maciej Kwaśniewski, Marcin Banasik
Andrzej Banaś
- Czas wielkich inwestycji skończył się. Przyszła pora na niwelowanie różnic, tak aby każdy mieszkaniec Krakowa mógł poczuć, że żyje w nowoczesnej metropolii - mówi Andrzej Kulig, wiceprezydent Krakowa ds. Polityki Społecznej i Komunalnej. Od dziś w każdy piątek będziemy rozmawiać z kandydatami na prezydenta Krakowa. Za tydzień rozmowa z Aleksandrem Miszalskim.

Nie bylibyśmy z „Dziennika Polskiego”, gdybyśmy nie zadali fundamentalnego pytania, co pan myśli o budowie metra w Krakowie?
Jestem jak najbardziej „za”. Jest kilka istotnych argumentów, które za tym stoją. Po pierwsze i najważniejsze – szybkość przemieszczania się, ponieważ nie ma żadnych kolizji, ani z pieszymi, ani z ruchem samochodowym. Po drugie – cena. W przypadku metra odpada potrzeba wywłaszczeń czy wykupu gruntów. Zresztą, nie mówimy teraz o konkretnych rozwiązaniach technologicznych, ale o pewnym kierunku w rozwoju komunikacji w Krakowie. Jeśli chodzi o rozwiązania tunelowe, to powinny one być przewidziane np. do połączenia dzielnic południowych przez Wisłę z północą miasta. Jeśli chodzi o premetro i rozwiązania naziemne, to powinny być stosowane w miejscach, które są bardziej oddalone od centrum i nie ma tam dostatecznie rozwiniętej infrastruktury np. osiedle Złocień.

Jest szansa na korzystną konstrukcję finansową przy takiej inwestycji?

Myślę, że tak i mam nadzieję na duży poziom dopłaty zewnętrznej. Metro jest ekologiczne. W związku z czym wierzymy, że będzie je można finansować w ramach europejskiego Zielonego Ładu. Będziemy bardzo zabiegali o te środki, tym bardziej że już wkrótce możemy mieć decyzję środowiskową. Projekt nie jest pozbawiony punktów spornych, ale musimy to szybko rozwiązać. Poprzedni konserwatorzy zabytków wskazywali lokalizację głównej stacji przesiadkowej w okolicach ulicy Rajskiej i parku Wisławy Szymborskiej. Moim zdaniem najlepszym miejscem są podziemia domu towarowego Elefant. Nie tylko dałoby to temu miejscu nowe życie, ale to także idealna lokalizacja, w miejscu przecięcia linii tramwajowych. Przy tym to trzy minuty marszu od Rynku Głównego. To rozwiązanie, do którego będziemy przekonywać nową panią konserwator zabytków. Dotychczasowe rozmowy były trudne, ponieważ poprzedni konserwator i jego doradcy przeciwstawiali się wizji bezpośredniej bliskości przystanku metra ze starym miastem. My uważamy, że właśnie ta lokalizacja jest właściwym podejściem. Nie mówimy przecież o przystanku metra pod Sukiennicami.

Przejdźmy do psychologii władzy. Czy wyobrażał pan sobie wcześniej, że może startować w wyborach prezydenckich?
Nie.

Czym przekonał pana prezydent Majchrowski, namawiając do startu?
Mój start w wyborach nie sprowadza się do przekonania mnie przez prezydenta Majchrowskiego. To zupełnie inna sprawa. Wskazanie przez prezydenta jest dla mnie istotne, ale nie rozstrzygające. Znam swoje kompetencje. Nieskromnie powiem, że w wieku 60 lat trochę się znam na zarządzaniu. Zarządzałem jednostkami małymi i dużymi. Znam problemy z tym związane, problemy ludzkie, uwarunkowania prawne i tryby administracyjne. Uważam, że pośród obecnych kandydatów nie ma osoby, która zna funkcjonowanie miasta tak dogłębnie jak ja. I nie dlatego, że jestem wiceprezydentem, tylko dlatego, że żyję w Krakowie od bardzo wielu lat. I to w różnych relacjach – jako dyrektor gabinetu wojewody, jako przedstawiciel przedsiębiorców, którzy byli zrzeszeni w Izbie Rzemieślniczej czy jako dyrektor szpitala. Mamy jedno miasto, ale różne perspektywy i problemy. Znam Kraków od podszewki. I wbrew temu, co może się wydawać, nie patrzę na miasto jednostronnie, z pozycji urzędu. Zarówno, jako dyrektor magistratu, jako zastępca prezydenta bardzo często wykorzystywałem i wykorzystuję refleksje płynące z zewnątrz. Nie mam syndromu oblężonej twierdzy, której gospodarz uważa, że wszystkie uwagi z zewnątrz, które płyną pod adresem miasta, są wyssane z palca.

Wiemy już, jak pan przekonał sam siebie, sam pan mówił, że musiał pan też przekonać żonę. Jak?
Nie przekonywałem żony. Musiałem uzyskać jej opinię i stanowisko. Gdyby była przeciwna, nie podjąłbym tego wyzwania, bo mam świadomość, że może to być dla niej obciążeniem z wielu różnych powodów. Musieliśmy przeprowadzić na ten temat długą rozmowę. Na koniec żona przyznała, że jestem takim człowiekiem, który musi pracować na dwa etaty, w związku z tym akceptuje moją decyzję. Moje dzieci też musiały na ten temat się wypowiedzieć. Na szczęście tylko jedna córka mieszka w Krakowie i funkcjonuje zawodowo poza strukturami miejskimi. Pozostałe dzieci żyją i pracują poza Krakowem, więc tutaj konfliktu nie ma. W związku z tym nie chciałem, żeby moja decyzja w jakikolwiek sposób wpłynęła negatywnie na ich życie. Uzyskałem od nich zapewnienie, że nie obawiają się tego.

Czy w ogóle zamierza pan i jak chce pan przekonać do siebie tak zwanych aktywistów miejskich? Jak pan ocenia ich rolę w dyskursie o sprawach miasta?
Odpowiem trochę nie wprost. Miasto to trochę taka duża rodzina. W każdej rodzinie zawsze jest potrzebny ktoś, kto zamiesza, zada niewygodne pytanie, żeby nie było za ciepło i za miło. Tak na to patrząc, uważam, że aktywiści miejscy są pożądanym elementem. Podnoszą pewne problemy, niekiedy bardzo ważne, które udaje się potem rozwiązać. Przykładem jest dobra współpraca aktywistów z redaktorami „Dziennika Polskiego” i „Gazety Krakowskiej”. Zaproponowali oni bardzo fajną rzecz, czyli zagospodarowanie brzydkiego parkingu przy ul. Karmelickiej, który wyglądał jak kupa nieszczęść. Dziś mamy tam park Wisławy Szymborskiej, bardzo sympatyczny obszar zieleni. I dlatego podkreślam, że wcale nie jestem przeciwnikiem aktywistów. Oni rzucają w przestrzeń dyskusji o mieście myśli, które warto brać pod uwagę. Generalnie jestem człowiekiem, którego nie oburzają systemowo czyjeś poglądy. Nie podzielam oburzenia na wywiad Moniki Jaruzelskiej z Grzegorzem Braunem po incydencie chanukowym. Ciekawy byłem, co miał do powiedzenia, mimo mojej jednoznacznie negatywnej oceny sytuacji, która miała miejsce w kuluarach sejmowych. Jestem jednak zdania, że w przestrzeni publicznej powinno być jak najwięcej różnych głosów, bo na tym polega prawdziwy pluralizm. Każdy ma prawo do manifestowania swojego poglądu na temat funkcjonowania miasta. Nie ma nic gorszego, jak tylko utwierdzenie się w przekonaniu, że istnieje jakiś salon, który ma nadawać jedynie obowiązujące poglądy, a jak ktoś ich nie akceptuje, to przykleja mu się łatkę „oszołoma”. Nie akceptuję takich łatek.

Nie uciekniemy od dziedzictwa prezydenta Majchrowskiego, który rządzi Krakowem 21 lat. To jest całe pokolenie i młodzi wyborcy, którzy będą głosowali, nie znają innego prezydenta niż Jacek Majchrowski. Kim są ci wyborcy i czego oczekują od polityki miejskiej?
Myślę, że grupa ludzi, która dojrzewała w okresie rządów prezydenta Majchrowskiego, nie jest jednorodna. To są osoby, które są przyzwyczajone do pewnych osiągnięć naszego miasta. Był czas, że jak przyjeżdżał do Krakowa zespół muzyczny na koncert, to jedyną ofertą miasta była hala Wisły. Dzisiaj byłoby to w ogóle nie do pomyślenia, żeby w hali Wisły odbył się jakiś koncert rockowy, prawda? Tam nie było żadnej akustyki i wielu innych rzeczy, które zapewniałyby komfortowe uczestnictwo w koncercie. I właśnie to młode pokolenie uważa za rzecz naturalną, że w Krakowie można iść na koncert do miejsca takiego jak Tauron Arena i poczuć się na koncercie w Krakowie, jak w innym mieście europejskim. Mieszkańcy bardzo się przyzwyczaili do określonego standardu życia i nie wyobrażają sobie, żeby to zniknęło. Myślę, że taka pewna przewidywalność, stabilność i fakt, że miasto nigdy nie podlegało jakimś szaleństwom, to jest ważna rzecz. Na tyle ważna, że do tego miasta wszyscy chcą przyjeżdżać i w nim zamieszkać.

Przejdźmy do transportu. Naszym zdaniem chyba najbardziej istotnego elementu świadczącego o rozwoju miasta. Jak wyobraża pan sobie transport w mieście za 5-10 lat?
Komunikacja w Krakowie to jest bardzo ciekawy problem. Kraków to jest mozaika bardzo zróżnicowanych pod kątem zurbanizowania terenów. Mamy Stare Miasto, które zostało stworzone kilka wieków temu. Mamy także wsie, które zostały włączone do miasta z bardzo wąskimi ulicami. No i wreszcie mamy takie tereny, które były stosunkowo niedawno zaadaptowane do miejskich warunków. Mówię o tym dlatego, że to też określa możliwości komunikacyjne tego terenu. Np. po terenach dawnych wsi, które zostały włączone do Krakowa poruszanie się transportu zbiorowego w postaci przegubowych autobusów po wąskich uliczkach jest w ogóle niemożliwe. Chyba że doprowadzimy do częściowego wywłaszczenia mieszkańców, którzy często mieszkają tam od pokoleń. Dzięki temu będzie można poszerzyć te drogi. Osobiście jestem jednak przeciwny takiemu pomysłowi i uważam go za niemożliwy. To sprawia, że musimy o tych terenach myśleć jako o terenach, którym trzeba zapewnić stosunkowo częsty transport zbiorowy w postaci mniejszych autobusów. Druga rzecz, która moim zdaniem jest konieczna, dotyczy terenów, w których powinniśmy stworzyć drugi alternatywny system komunikacyjny właśnie w postaci mniejszych pojazdów, które częściej jeżdżą. To udało się nam teraz uruchomić w kilku takich wiejskich obszarach jak w Bodzowie czy w Grębałowie. Chcemy też uruchomić takie małe autobusy w Zesławicach, bo tamten obszar zaczyna się bardzo zabudowywać.

Jest szansa na wspólną politykę transportową w obrębie metropolii przynajmniej złożonej z gmin wokół Krakowa?
Jest bardzo duża szansa. Zaczynaliśmy od dużej niechęci. A dzisiaj jest duży zapał do tego wśród mieszkańców. Ostatnio zostałem zaproszony na uroczyste otwarcie linii autobusowej z Jerzmanowic do Krakowa. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi z powstania tego połączenia. To pokazuje wielkie zapotrzebowanie na takie linie. Będziemy to rozbudowywać, ale problemem jest wydolność naszych przewoźników. Ale to już inna kwestia, z którą też będziemy musieli sobie poradzić. Ważną rzeczą jest uzupełniająca system komunikacji aglomeracyjna kolej. Z ministrem infrastruktury i szefem PLK współpracujemy w sprawie budowy połączeń od strony Nowej Huty. W Kościelnikach i Przylasku Rusieckim powstaną stacje kolejowe i park and ride. Właśnie tam mieszkańcy powinni wybierać szybką kolej zamiast samochodów, ponieważ nie jesteśmy w stanie stworzyć tam takiej liczby miejsc parkingowych, która zadowalałaby wszystkich.

Jak daleko pan widzi interesy metropolitarne Krakowa? Do którego miasta, powiatu?
Siła Krakowa tkwi w jego metropolitalności. Najbardziej doceniają ją nowi mieszkańcy miasta. Inne miasta na tle Krakowa słabną. Nowy Sącz, mimo że jest zagłębiem milionerów nie rozwija się na takim poziomie jak Kraków. Teraz powstaje pytanie czy Kraków chce się dalej rozrastać terytorialnie. Nie mówię, że nie, ale nie wyrażam też dużej woli ekspansji. Elementem, który chciałbym rozwijać podczas swojej prezydentury, jest prawo wszystkich mieszkańców Krakowa do poczucia się mieszkańcem metropolii. Bo teraz tak nie jest. Mieszkańcami metropolii czują się mieszkańcy centralnej części miasta. Im dalej od centrum, tym gorzej z dostępem do komunikacji, edukacji, zaplecza sportowego. Do tej pory mamy dzielnice, w których nie ma ani jednego żłobka. Jest też sprawa kanalizacji, która nie obejmuje wciąż całego miasta. Do 2028 r. powinniśmy zakończyć proces kanalizacji całego Krakowa.

Czy ma pan pomysł na inwestycję, która określałaby charakter pana prezydentury?
Myślę, że czas wielkich inwestycji już się skończył. Najważniejsze zadania zostały już zrealizowane bądź właśnie są realizowane. Dzisiaj powinniśmy iść w wielki program inwestycyjny wyrównywania różnic w mieście i poprawy komfortu życia. Chciałbym, żeby ludzie z obrzeży miast nie musieli czekać 20 lat na remont drogi, przy której mieszkają. Osiągnęliśmy poziom metropolitalny przez Centrum Kongresowe, Tauron Arenę, oczyszczalnię ścieków, spalarnię odpadów i inne duże inwestycje, a teraz inwestycje powinny zejść bliżej mieszkańców i ich codziennych problemów. Mowa o terenach zielonych, żłobkach, szkołach, transporcie publicznym.

Liczy się pan z ograniczeniami inwestycyjnymi w związku z kłopotami budżetowymi?
Moim zdaniem kłopoty finansowe miasta to jest taka legenda. Poziom zadłużenia Krakowa jest duży, ale nie mamy problemów z jego obsługą. Potwierdził to rating miasta, który określa zdolność do regulowania swoich długów. Tutaj nie ma żadnych wątpliwości, że miasto wywiązuje się z tych obowiązków. Budżet miasta mimo długu jest racjonalny. Musimy mieć świadomość, że finansowanie samorządów słabnie na skutek polityki podatkowej rządu, ale nie spowodowało to, że zaniechaliśmy inwestycji. Podjęliśmy ten ciężar i kontynuujemy rozpoczęte i zaplanowane inwestycje.

Start w wyborach to duże wyzwanie polityczne. Czy jest pan zdolny do kompromisów, układów i dogadywania się z dużymi partiami politycznymi?
Nie jestem zaangażowany w politykę ogólnokrajową. Nie przekładałbym nadmiernie sceny krajowej polityki na działanie miasta. Samorząd gminy służy do zaspokajania podstawowych potrzeb mieszkańców. Każdy mieszkaniec, niezależnie od sympatii politycznych chce mieć czyste ulice, punktualny autobus, park, gdzie może spacerować i szkołę dla dzieci. Osobiście uważam, że są imponderabilia, z których nigdy się nie ustępuje. Gdybym tak nie uważał, byłbym marionetką, a nie człowiekiem.

Czym dla pana jest Kraków?
Kraków jest miejscem mojego urodzenia i życia. Żyli tu również moi rodzice i dziadkowie. Znam historię tego miasta z ostatnich stu lat dość dobrze, choćby na przykładzie mojej rodziny. Nawet jeden z budynków na placu Szczepańskim 2, sąsiadujący ze Starym Teatrem powstał dzięki wysiłkowi finansowemu mojego dziadka. Znam to miasto dobrze i widziałem je w różnych okolicznościach. Często miałem wrażenie dojmującego smutku, ale dzisiaj z dużą radością obserwuję jego rozwój. Od urodzenia czuję się częścią wspólnoty mieszkańców. Dlatego Kraków jest moim miejscem na ziemi. Znam wiele osób, które wybrały Warszawę ze względu np. na lepiej płatną pracę, ale te osoby nie zostały patriotami Warszawy. Inaczej jest z Krakowem. Osoby, które tutaj zaczynają żyć, stają się patriotami Krakowa. Jeżeli swoją prezydenturą mógłbym dorzucić cegiełkę do budowy materialnej i duchowej tego wyjątkowego miejsca i tym samym spłacić daninę, którą dostałem od miasta, to z wielką przyjemnością to uczynię.

Jaką ma pan odskocznię od pracy?
Ciągle myślę o napisaniu książki o różnych systemach ustrojowych, których od 1918 roku Polska „przećwiczyła” kilka. Mam tezę, że bez względu na różne formalne sprawy położenie rządu  i jego rola pozostawały zawsze niezmienne, co między innymi wynikało z systematycznie słabnącej pozycji parlamentu.

Bycie prezydentem to wydanie się na krytykę, czasem brutalną. Czy wie pan w co się pakuje?
Ja już tyle razy byłem brutalnie atakowany i krytykowany, że nie mam obaw z tym związanych. Na to też można się uodpornić. Jak wszyscy doskonale wiedzą, mam za sobą próbę samobójczą. W serwisie internetowym gazety, która na ten temat poświęciła całą rozkładówkę, pojawiło się 120 komentarzy, z których większość zawierała hejt w najczystszej postaci. Wpisy najczęściej wyrażały żal, że moja próba odebrania sobie życia nie zakończyła się sukcesem. Poprosiłem o wydrukowanie tych komentarzy i będąc w szpitalu, czytałem sobie to regularnie przez kilka dni. Potem na konferencji prasowej ustosunkowałem się do wszystkich tych wpisów. Dziennikarze prosili mnie, żebym przestał, bo było to dla nich zbyt hardkorowe. Ta sytuacja skutecznie mnie uodporniła na różne rodzaje hejtu.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski