Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy ukraińska "żelazna dama" Julia Tymoszenko, zamiast wziąć władzę, siądzie na tylnym siedzeniu?

Remigiusz Półtorak
Zmiany na Ukrainie. To miało być piorunujące wejście na scenę - pełne empatii po latach spędzonych w więzieniu, a zarazem rozliczenie zbrodniczego systemu Wiktora Janukowycza. Nie było.

Tymoszenko - symbol "pomarańczowej rewolucji" - przybyła na Majdan jak po swoje, ale ci sami ludzie, którzy kiedyś patrzyli na nią jak na ikonę zmian, dziś zachowują się już bardziej sceptycznie. Nie okazali powszechnego entuzjazmu. Dość powiedzieć, że przez trzy miesiące protestów nazwisko Tymoszenko nigdy nie było wypowiadane ze szczególnym oczekiwaniem na powrót.

Doszło jeszcze zamieszanie ze startem w wyborach prezydenckich. "Żelazna Julia" jeszcze nie wróciła do Kijowa, a już rozeszła się wieść, że będzie kandydatką, że stanie się "gwarantem" nowej Ukrainy. Jakby chciała z marszu przejąć władzę wywalczoną de facto przez Majdan. Zaraz potem jej adwokat Serhij Własenko zaczął tłumaczyć, że to nieporozumienie. Zgodnie z nową wersją liderka Batkiwszczyny miałaby odpuścić start w wyborach.

Celowe zagranie? A może Tymoszenko zrozumiała, że tłum nie będzie jej już przyjmował entuzjastycznie? Dzisiaj sytuacja osobista byłej premier jest taka, jak na całej Ukrainie - bardzo dynamiczna i jeszcze bardziej niejednoznaczna.
Paradoksalnie, jako liderka największego ugrupowania, po rozpadzie rządzącej dotychczas Partii Regionów, wciąż ma w ręku wszystkie karty. I Ołeksandra Turczynowa, jednego z najwierniejszych współpracowników, pełniących obowiązki szefa państwa. Twierdzenie, że sama będzie się chciała usunąć w cień, jest ryzykowne.

Paweł Kowal, znawca spraw ukraińskich i pierwszy polityk, któremu poprzednie władze pozwoliły na rozmowę z Tymoszenko w więzieniu, mówi w rozmowie z "Dziennikiem Polskim", że coraz częściej słyszy głosy nakłaniające ją do odpoczynku. Julia może doradzać, ale niech nie wchodzi do czynnej polityki. Kowal zaraz jednak dodaje, że to mało realne.
- I nie jest w jej stylu - przekonuje dr Piotr Bajor z Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor wielu prac na temat Ukrainy. - Tymoszenko ma nie tylko charyzmę i instynkt rządzenia. Ona żyje polityką. Jestem przekonany, że będzie chciała do niej wrócić. Nie wierzę, żeby zdecydowała się na rządzenie z tylnego siedzenia - mówi politolog.

Przypominają się słowa sprzed niemal trzech lat, gdy jak zawsze pewna siebie tłumaczyła w rozmowie z Polską Agencją Prasową, dlaczego ukraińscy politycy jej nie lubią. - Nie muszą. Mężczyźni powinni być silni, a ich siła powinna polegać na zdolności i umiejętności konkurowania. Nasi politycy, którzy uważają sami siebie za przywódców, nie zasługują na miano mężczyzn- oceniała wówczas ostro. Jest duże prawdopodobieństwo, że dziś myśli tak samo i nie chce przekazać władzy w inne ręce. To by wyjaśniało dość szybkie zapewnienia, że nie będzie się jednak ubiegać o stanowisko premiera. W obecnej sytuacji kraju, gdy wiadomo, że skarbiec jest pusty, objęcie rządu mogłoby oznaczać polityczne samobójstwo.

Przesunięcie terminu powołania nowego gabinetu z wczoraj na czwartek też daje do myślenia. Już teraz nie jest wykluczony wariant podziału na szczytach władzy. Nie ma bowiem wątpliwości, że pojawienie się Tymoszenko wywołało po stronie przeciwników Janukowycza niemałe poruszenie. Była premier może myśleć, że lepiej poczekać na grę o wyższą stawkę, w wadze ciężkiej. Choćby z Kliczką.

Czy tak samo uważa ukraińska ulica? Tutaj daleko do zgodności. - Tymoszenko nie wraca jako bohaterka, ale jako osoba z wieloma obciążeniami. Przez wielu ludzi Majdanu jest kojarzona z hasłami populistycznymi, przeciwko którym oni protestowali - mówi dr Bajor. - Po drugie, dla części społeczeństwa stała się symbolem wzrostu cen za gaz [właśnie za umowę gazową z Rosją została przez ludzi Janukowycza skazana i wsadzona do więzienia - red.]. Po trzecie wreszcie, obciążeniem są dla niej kontakty z Rosją, choćby w sprawie stacjonowania Floty Czarnomorskiej na Krymie. Deklarowała obronę interesów narodowych, ale tajemnicą poliszynela były jej nieformalnie rozmowy z Putinem.

Dziś nie ma wątpliwości co do jednego: jeśli Tymoszenko znowu aktywnie wejdzie do polityki, przeciwnicy będą jej wyciągać różne grzechy. Już wczoraj wyszło na jaw, że gdy w Kijowie ginęli ludzie, jej córka Jewhenija bawiła się na luksusowych urodzinach w Rzymie. Jednak kto jak kto, ale była premier powinna być przygotowana na ciosy. Zapowiedziany wyjazd na leczenie do Niemiec może jej w tym tylko pomóc.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski