Fot. Robert Ceranowicz
Nie wierz nikomu po trzydziestce
„Świetne melodie, intrygujące teksty, nonszalanckie aranże i ekspresyjna wokalistka, powodują, że nie można przejść obok ich debiutanckiej płyty obojętnie” – pochwalił ich Artur Rojek z Myslovitz. Czy to możliwe, żeby zespół z trzyletnim stażem nagrał taki materiał? No właśnie – tutaj jest haczyk. Bo choć Biff działa od 2006 roku, w skład zespołu wchodzą doświadczeni muzycy związani z legendą polskiej psychodelii – grupą Pogodno. Mowa o śpiewającej Ani Brachaczek i gitarzyście ukrywającym się pod wdzięcznym pseudonimem Hrabia Fochmann.
- W pewnym momencie Pogodno tworzyło aż osiem osób. Nie mieściliśmy się w busie i akurat my dwoje musieliśmy czasem dojeżdżać na koncerty pociągiem. Mieliśmy tego dosyć i postanowiliśmy założyć własną grupę – śmieje się Ania.
Najpierw występowali tylko we dwójkę – głównie na wieczorkach poetyckich i wernisażach zaprzyjaźnionych artystów. Z gitarami akustycznymi, mylnie wpisano ich w nurt nowej fali folku. Kiedy jednak dołączyła do nich sekcja rytmiczna Pogodno – basista Michał Pfeif i perkusista Jarek Kozłowski – wszystko stało się jasne. Biff to przebojowy rock`n`roll grany z punkową werwą i z psychodelicznym nastawieniem.
- Od początku był taki zamiar. Chcemy pisać ekspresowe piosenki ze zwrotkami i refrenem, żeby ludzie mogli je od razu zanucić – podkreśla Hrabia Fochmann.
Kiedy grupa miała na tyle utworów, by ułożyć z nich debiutancki album, zainstalowała się we wrocławskim studiu Marcina Borsa. Tam proste i melodyjne piosenki nabrały nowoczesnego szlifu.
- Marcin ma w studiu setki dziwnych instrumentów, jakieś Moogi czy Rolandy, głównie klawisze. Prawie co dzień kurier przynosi mu nowy gadżet. No i oczywiście trzeba go wypróbować. Dlatego w kilku kawałkach Marcin dograł coś od siebie – i wtedy wyszło bardziej elektronicznie – wyjaśnia Hrabia Fochmann.
Debiutancki album Biff – „Ano” – zaskoczył wszystkich bogactwem dźwięków. Część zawartych na nim nagrań buchało surową energią mocnych gitar i bębnów, a inne porywały do tańca rytmicznym bitem electro lub koiły rozmarzoną psychodelią. Zabiegi produkcyjne Borsa nie pozbawiły ich jednak zaraźliwych melodii – czegoś, dzięki czemu Biff mógł liczyć na szeroką popularność.
Ważnym elementem piosenek zespołu okazały się teksty Ani Brachaczek – subiektywne, pełne abstrakcyjnego humoru, ale niosące celne spostrzeżenia obyczajowe i odsłaniające bogatą wyobraźnię ich autorki.
- Czasem słowa spadają mi razem z zasłoną w oknie pociągu, a kiedy indziej podczas jazdy samochodem. Najczęściej zapisuję je w komórce jako niewysłane SMS-y. I potem oboje z Hrabią męczymy się nad nimi – żartuje.
Tuż po wydaniu płyty, Biff wyruszył na trasę koncertową. Ci, którzy nie przegapili mało znanego wtedy zespołu, mogli przekonać się, że grupa świetnie wypada na żywo. Oczywiście w centrum zainteresowania widzów jest Ania Brachaczek – najczęściej pojawia się ona w szalonych kreacjach, które nie przeszkadzają jej jednak w tanecznych pląsach. Zdarza się również, że wokalistka ma dla widzów dodatkowe atrakcje – choćby strzelające pod sufit confetti czy pyszne cukierki, którymi częstuje fanów. Czy można przegapić taki koncert?
Paweł Gzyl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?