Co zrobić z Alejami Trzech Wieszczów?

Śmiałą operację zaplanowano na jesień, czyli na czas, gdy ruch będzie tam największy, bo powracamy z urlopów, zacznie się rok szkolny, a gorsza pogoda zniechęci nas do podróży rowerem.

Korki mamy jak w banku, niezależnie od tego, z jaką prędkością wolno będzie teoretycznie jeździć Alejami. Urzędnicy prezydenta Jacka Majchrowskiego muszą tam zresztą rzadko bywać. Informujemy zatem, że poza okresem wakacyjnym i godzinami nocnymi, z powodu zatorów drogowych trudno rozpędzić się nawet do 50 km/h.

Cała ta ZIKiT-owska rewolucja to pozorowane działania, które sytuacji ani nie poprawią, a pewnie i nie pogorszą, bo gorzej być nie może. Rozpędzające się samochody może i wydzielają więcej spalin, ale to i tak mniej od aut, które zatrzymują się i ruszają co kilka, kilkanaście metrów. Tymczasem tak wygląda dzień powszedni na Alejach. Po ustawieniu nowych znaków drogowych płynniej nie będzie. Co najwyżej ukryty w mroku nocy policjant z radarem podreperuje budżet państwa.

Zaskakująca jest też argumentacja za zwężeniem pasów ruchu. Dzięki temu ma być bezpieczniej, bo kierowcy zwolnią, żeby nie pourywać sobie bocznych lusterek. Tyle tylko, że auta są coraz większe, w tym szersze, i nawet z prędkością 10 km/h prawdopodobieństwo kolizji wzrośnie.

Zakładanie, że tam, gdzie da się jeszcze przyspieszyć, krakowianie pokornie zdejmą nogę z gazu, jest piękne, lecz utopijne. Dobry przykład to odcinek ul. Mogilskiej w pobliżu ronda Mogilskiego, gdzie pasy ruchu już zwężono. Radzimy nie jeździć tamtędy z łokciem wystającym nad spuszczoną szybą, bo wyprzedzające auto może urwać rękę.

Co wobec tego zrobić z Alejami? A zamknąć całe dla ruchu i już.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nie dodamy gazu na Alejach Trzech Wieszczów. Będą większe korki?