Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co mogą czarownice

AN
W Reszlu spłonęła ostatnia czarownica Europy Fot. Agnieszka Jaskulska
W Reszlu spłonęła ostatnia czarownica Europy Fot. Agnieszka Jaskulska
Mianem wiedźmy czy czarownicy określano osoby zajmujące się uzdrawianiem, wróżeniem, przepowiadaniem przyszłości i czarowaniem – czy też tym, co podówczas za czary uznawano. Etymologia słowa "wiedźma" jest jasna – wiedźma oznacza tę, która wie.

W Reszlu spłonęła ostatnia czarownica Europy Fot. Agnieszka Jaskulska

Gdzie spłonął ostatni stos w Europie?

Początkowo wiedźmy cieszyły się szacunkiem, z racji niezwykłych umiejętności, jakie im przypisywano. Szacunek mieszał się, oczywiście, z zabobonnym lękiem. Czarownice tolerowano niemal przez całe średniowiecze, co najwyżej starano się ich unikać. Jednakże w nagłych przypadkach (choroba, poród itp.) ludzie zawsze znajdowali do nich drogę. Mówiło się o chodzeniu "do baby/do mądrej" - po pomoc i radę.


Wąwóz Czarownic w Ciężkowicach Fot. Agnieszka Jaskulska

Samo zło

Dopiero późnym średniowieczem sytuacja uległa zmianie. W 1484 r. papież Innocenty VIII wydał bullę, nakazującą pomoc inkwizycji w ściganiu podejrzanych o rzucanie uroków i karanie ich śmiercią, a dwa lata później ukazał się słynny "Młot na czarownice". Świat nagle zaludnił się wiedźmami, które od tamtego czasu zaczęto utożsamiać ze złem. Prześladowano za wywoływanie klęsk żywiołowych, nieurodzaj, plagi szkodników i chorób, pomór bydła, ale przede wszystkim - za konszachty z diabłem. Oskarżano o czary, gdy w okolicy pojawiały się przypadki niewyjaśnionej śmierci albo nieznanej choroby. Uważano, że potrafią wyleczyć, ale i otruć. Sprowadzić na człowieka opętanie poprzez rzucenie "złego spojrzenia". "Zadać" komuś miłość i ją odebrać.

Osoby, które podejrzewano o czary, często pochodziły z najbiedniejszych; często kalek, osób chorych psychicznie, bądź też spośród zielarek, znachorek, czy odludków, stroniących od ludzi - jednym słowem odstających od ogólnie przyjętych norm społecznych.

Sprawa Barbary Zdunk

Opowieść o tym, co spotkało Barbarę Zdunk, jest w Reszlu wciąż żywa. Wiadomo, że Barbara przyszła do Reszla z nieodległych Bartoszyc i została oskarżona o czary, w wyniku których miało spłonąć miasteczko i straciło życie dwoje ludzi. Pożar, który wybuchł w nocy z 16 na 17 września 1807 r. strawił wiele budynków w mieście, w tym zamek. O jego spowodowanie oskarżona została Barbara Zdunk, pasterka i matka czworga dzieci, która miała dokonać podpalenia z zemsty na parobku, który ją porzucił.

Spalić ją!

Śledztwo było prowadzone tak, by aresztowanej za wszelką cenę udowodnić winę. Sprawa budziła kontrowersje; akta przeszły przez wszystkie instancje pruskiego sądownictwa; od Izby Sprawiedliwości w Królewcu, poprzez ministra sprawiedliwości w Berlinie, by końcu trafić do samego króla pruskiego. Barbarzyński wyrok nikogo nie wzruszył. Oskarżoną uznano winną nie tylko podpalenia, ale i czarów - miała więc spłonąć na stosie. 21 sierpnia 1811 roku skutą łańcuchami Barbarę Zdunk załadowano na wóz drabiniasty i przewieziono na Szubieniczną Górę. Egzekucji dokonał kat z Lidzbarka, któremu nakazano poufnie, by przed zapaleniem stosu dyskretnie poddusił ofiarę. Był to jedyny objaw litości ze strony pruskich władz wobec tak jawnego i niespotykanego już okrucieństwa w imię prawa. Maleńki Reszel w woj. warmińsko-mazurskim jest miejscem, w którym spłonął ostatni stos Europy. Gwoli ścisłości należy dodać, iż Reszel był wtedy pod panowaniem Prus; W Polsce w 1776 r. Sejm wydał zakaz karania śmiercią za czary, a także zakazał procesów o czary i stosowania tortur. Nie zamknęło to całkowicie problemu, ale przyczyniło się do zanikania tego hańbiącego procederu.

Co ciekawe, współcześnie władze Reszla próbują zorganizować... inscenizację tego wydarzenia, a na zamku w Reszlu na turystów, spragnionych mocnych wrażeń, czeka piwnica, gdzie więziono nieszczęsną Barbarę Zdunk.

Jak rozpoznać czarownicę

Typowo polską tradycją było poszukiwanie czarownic podczas procesji po mszy - wierzono, że wiedźmy nie byłyby w stanie trzykrotnie okrążyć kościoła. W Galicji czarownicę widziano w tej, która "w czasie rezurekcji siedzi w kącie i zajada kiełbasę (!)". Kandydatem na czarownicę najczęściej była kobieta zbierająca zioła, znająca się trochę na medycynie, mieszkająca na odludziu, trochę "inna" niż pozostali mieszkańcy.


Zlot czarownic na zamku Lipowiec Fot. www.swojskapolska.ucoz.com

Popularna była próba wody; jeśli pławiona utrzymywała się na powierzchni - było to oznaką diabelskiej siły. Jeśli szła na dno - oznaczało to, że była niewinna. Tak czy owak, kończyła więc śmiercią.

Być może za sprawą nietonięcia czarownic stał po prostu krój i materiał sukien; powietrze między kolejnymi warstwami unosiło przez jakiś czas ciało na wodzie.

Inną metodą stosowaną na polskich ziemiach była „próba łez”. Inkwizytorzy byli pewni, że opętana kobieta nie uroni ani kropli łzy. Stosowano więc wymyślne tortury; od rozciągania na specjalnie przygotowanych maszynach do przypalania i odrywania paznokci. Jak widać, kuriozalnych metod na zdemaskowanie czarownicy było mnóstwo.

Wierzono, że czarownice spotykają się na sabatach, na które przylatują na miotłach (w Polsce), na łopatach (na Litwie), w stępie, czyli naczyniu, w którym ongi kruszono ziarno na kaszę (na Rusi), albo na grzbietach wilkołaków.

Sabaty miały odbywać się zazwyczaj w odizolowanych miejscach, głównie w lasach lub na szczytach gór.

Każde polskie dziecko wie, że czarownice spotykają się na Łysej Górze. Na podstawie badań archeologicznych ustalono, że ok. VII-IX wieku ten najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich był ośrodkiem kultu pogańskiego, co w późniejszych czasach mogło dać początek mrocznej legendzie o zlotach czarownic. Także najwyższy szczyt Beskidów, Babia Góra, jest domniemanym miejscem sabatów (nie bez przyczyny jej najwyższy wierzchołek – 1725 metrów n.p.m. - nazwano... Diablakiem!).

Przed odlotem wiedźmy nacierały się maścią z tłuszczu dziecka (najlepiej niechrzczonego), gałązek topolowych i sadzy; albo maścią z węża, jaszczurki, wróblich i przepiórczych piór oraz z żabiego skrzeku. Najprostszym sposobem było nasmarowanie trzonka miotły tłuszczem dziecka, a następnie uwiązanie z jednej strony nietoperza, a z drugiej kreta. Sabaty odbywały się zazwyczaj raz w tygodniu, ale tak zwany Wielki Sabat przypadał raz w roku. Na Zachodzie Europy miał on odbywać się 30 kwietnia (w Noc Walpurgii), w krajach słowiańskich - w wigilię świętego Jana, czyli noc przed 24 czerwca.

Polska wiedźma nie nosi kapelusza

Wizerunek wiedźmy noszącej czarny spiczasty kapelusz pochodzi z Irlandii; polskie czarownice nie dysponowały takim atrybutem, pozostając przy miotłach, czarnych kotach, sowach, nietoperzach i kretach.

W dawnej Polsce rzadko utożsamiano czary z szatanem i złem. Nie karano za to śmiercią, ale pokutą kościelną lub grzywną. Przyczyną wzrostu oskarżeń o czary był upadek średniowiecznych form opieki społecznej i - wskutek XVII-wiecznych wojen - zubożenie wsi. Pojawili się masowo ubodzy, żebracy, zaś stare kobiety, pozbawione środków do życia, zaczęły trudnić się ziołolecznictwem i wróżbiarstwem, co powodowało, że często były oskarżane o czary.

Polską specyfiką było to, że na stosie nie spłonął ani jeden szlachcic, nie można też było wymusić na nim zeznań przy pomocy tortur. Nieocenione przywileje szlacheckie! Szlachta w procesach o czary występowała wyłącznie w roli oskarżycieli lub sędziów, ale połowę straconych spalono w wyniku samosądów, a nie na mocy wyroków sądowych. Oskarżając o czary, można było pozbyć się nielubianego sąsiada czy konkurenta w interesach lub miłości. Samo spalenie wiedźmy na stosie było wielkim wydarzeniem w okolicy. Wynajmowano nawet okna w domach z widokiem, płacąc za to duże pieniądze!

W Polsce oskarżano czarownice o "zadanie kołtuna" albo "zadanie diabła", czyli o powodowanie dolegliwości, które wynikały raczej z braku higieny albo z choroby psychicznej. Najsłynniejszy proces o czary odbył się w Dorochowie koło Wielunia. Szlachcic oskarżył kobietę, zwaną Dobrą, oraz kilka innych dziewcząt o rzucenie czarów na jego żonę, skutkiem czego pojawił się u niej kołtun. Teraz wiadomo, że było to raczej spowodowane brudem, i że owa pani zazdrościła Dobrej najpiękniejszego sadu we wsi. 14 kobiet zostało poddanych próbie wody i torturom. Na koniec zostały spalone na stosie, a ich rodziny były prześladowane.

Stosy płonęły przede wszystkim w Niemczech, ale i w całej ówczesnej Europie, a nawet na Islandii (co ciekawe - tam znacznie częściej sądzono i skazywano mężczyzn). Szaleństwo dotarło również za ocean, do Ameryki Północnej (słynny proces w Salem). W Polsce przekład "Młota na czarownice" ukazał się w 1614 r. Historycy szacują, iż w naszej części Europy spłonęło na stosach 20-40 tysięcy ludzi. W procesach o czary zdecydowaną większość oskarżonych stanowiły kobiety.

Agnieszka Jaskulska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski