Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co miało wyjść, to wyszło

Krzysztof Kawa
Z Kraju kawy. Miały być niedokończone stadiony, chaos komunikacyjny, brak dostępu do internetu, a tu klops. Wszystko działało, mecze odbywały się punktualnie, drużyny w eskorcie policji pokonywały trasy z hoteli do centrów treningowych i na stadiony bez opóźnień, metro śmigało tam i z powrotem, protesty mieszkańców były symboliczne, a kibice nie wszczynali bójek i świetnie się bawili. Skończył się mundial w Brazylii, co miało wyjść na wierzch, to wyszło.

Jasne, gdybym się chciał na siłę przyczepić, to nie ma sprawy, proszę bardzo. Chilijscy fani bez problemów sforsowali marnie skonstruowaną bramę obok wejścia do biura prasowego na Maracanie i zrobili najazd na dziennikarzy, jakiego w historii mistrzostw jeszcze nie było.

Podczas pierwszego meczu w Rio prowizoryczne schody prowadzące na stadion o mało nie zawaliły się pod naporem ludzkiej masy. Internet hulał, ale czasem, a nawet częściej niż czasem, zdarzało mu się zawiesić. Porządkowi byli bardzo uprzejmi i pomocni, ale bywali niedoinformowani. Na mecz Holandii z Hiszpanią w Salvadorze wielu fanów spóźniło się, bo zawiodła logistyka na drogach.

Samoloty z reguły odlatywały punktualnie, ale gdy nad Rio pojawiła się mgła, cały rozkład odlotów został storpedowany. To się zdarza, z siłami natury nikt nie wygra (jak w Natal z powodzią), ale na lotnisku Santosa Dumonta gorszy od mgły był brak jakiejkolwiek informacji. Zdezorientowani kibice biegali po hali tam i z powrotem, i zamiast polecieć do Belo Horizonte, mecz obejrzeli na telebimie.

Każdy, kto był na tak wielkiej imprezie, wie jednak, że pewnych wpadek po prostu nie da się uniknąć. Kursowałem tylko pomiędzy Rio de Janeiro, Sao Paulo i Belo Horizonte, ale Michał Listkiewicz, który nadzorował z Recife pracę arbitrów na mundialu, miał podobne odczucia – twierdzi, że tam wszystko funkcjonowało jak w zegarku.

Brazylijska policja spisała się nawet ponad plan. Nie tylko wykryła mafię w FIFA, ale także zatrzymała poszukiwanego od lat w USA Jose Diaza Barajasa. Meksykanin, wraz z żoną i dwoma synami, zamierzał polecieć z Rio do Fortalezy, by zobaczyć występ swojej ukochanej drużyny. Chciał choć na chwilę odetchnąć na stadionie od ciężkiej pracy handlarza narkotyków, a skończył w więzieniu.

Widząc skuteczność w działaniu przypartych do muru Brazylijczyków, ze spokojem czekam na igrzyska 2016 roku. W kwietniu inspektorzy MKOl z przerażeniem stwierdzili, że opóźnienia w Rio są nawet większe niż przed olimpiadą w Atenach, którą Grecy zdążyli przygotować w terminie nadludzkim wysiłkiem. Tutejsi dziennikarze zapewniają teraz, że Brazylijczycy po cichu, w cieniu mundialu ostro wzięli się do pracy.

Niech im znowu wyjdzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski