MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cała Polska w nogach piłkarzy

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Rys. Tomasz Bocheński
Rys. Tomasz Bocheński
Cztery lata temu, kiedy polska reprezentacja przegrała na mistrzostwach Europy z Niemcami, zrezygnowanemu narodowi odechciało się pracować. Ekonomiści szacowali, że zmniejszona wydajność i czas zmarnowany na dyskusje o futbolu kosztowały gospodarkę 50 mln złotych. Dziś wydaje się, że Euro 2012 może mieć dla Polski znacznie poważniejsze skutki. Nie tylko gospodarcze, bo to oczywiste, skoro jesteśmy jego organizatorami, ale przede wszystkim społeczne.

Rys. Tomasz Bocheński

Gra polskiej reprezentacji na Euro 2012 będzie miała przez najbliższe dni wpływ na naszą wydajność pracy, samoocenę, nastroje społeczne, a nawet na polityczne sondaże. Mistrzostwa nas zmienią, ale naukowcy twierdzą, że na krótko.

- Sporo zainwestowaliśmy, sporo włożyliśmy w to Euro starań i wysiłku, a tu, jak na ironię, o nastrojach społecznych może decydować lepiej lub gorzej kopnięta piłka. Niestety, ludzkim umysłem nie rządzi logika, tylko emocja - uśmiecha się prof. Zbigniew Nęcki, psycholog. - W moim odczuciu, jeżeli będzie względny sukces polskich piłkarzy, będzie entuzjazm na stadionach i sprawdzimy się jako organizatorzy, to - śmiało powiem - zwiększy to poziom optymizmu wobec naszej przyszłości. Nawet reforma emerytalna zostanie wprowadzona bez bólu. Jednak najważniejsze jest to, żeby piłka ominęła "grabie" bramkarza rywali. A jeżeli tych "grabi" nie ominie, to jest wielkie ryzyko, że poczucie głębokiej frustracji przeleje się przez wszystkie miasta, miasteczka i wsie, i spowoduje masowe poczucie narodowej porażki. Boję się, że wzrośnie liczba młodych ludzi, którzy będą gotowi wyemigrować z tego, w ich naonczas mniemaniu, prowincjonalnego i nieudanego kraju.

O co chodzi z tym futbolem

Peter Sloterdijk, niemiecki filozof, napisał kiedyś, że "dwa największe osiągnięcia cywilizacyjne, dwa wynalazki, które odniosły największy sukces, to mieszkanie i stadion".

Mieszkanie - wiadomo. Ale stadion? Co w nim takiego jest?

- We współczesnej kulturze sport stał się istotny nie jako ersatz, namiastka. Ten wirtualny świat gier i zabaw jest dla wielu ludzi ważniejszy niż rywalizacja na polu realnym, np. politycznym - zauważa prof. Józef Lipiec, też filozof, który w swoich książkach stara się wyjaśniać fenomen globalnej popularności futbolu. Teraz to zjawisko najsilniejsze jest w Polsce. O Euro 2012 rozprawiają naukowcy i kucharki, taksówkarze i maklerzy, artyści i robotnicy. Słowem - prawie wszyscy. Dlaczego piłka tak bardzo nas kręci?

Profesor Lipiec ma na ten temat trzy hipotezy i żadna nie nazywa się David Beckham.

Hipoteza pierwsza: futbol jest najbliższy archetypom organizacji plemiennych, społecznościom zbieracko-łowieckim. Mówiąc w dużym uproszczeniu nasi przodkowie biegali w określonym celu po lasach w wieloosobowych zespołach, zupełnie tak samo jak piłkarze po boisku.

Hipoteza druga, łącząca się z pierwszą: futbol to archetyp walk dwóch różnych grup o teren, czyli najbardziej pierwotnego doświadczenia człowieka. Mecz piłkarski nawiązuje do tego pod względem rzeczywistym, jak i symbolicznym.

Hipoteza trzecia, freudowska, najbardziej brawurowa: futbol jako dziedzina, w której chodzi o to, żeby w sposób punktowy doprowadzić do osiągnięcia pewnego celu, wyzwala namiętności niemalże seksualne. No dobrze, powiecie, ale jest jeszcze koszykówka, siatkówka. To prawda, ale tam punktów zdobywa się bardzo dużo. Futbol znacznie lepiej wpisuje się w model naszego zachowania. Piłka lecąca do bramki jest symbolem ludzkiej skuteczności, gol to spełnienie, ekstaza, która i w meczu, i w życiu nie zdarza się co chwila.

- I jest to ekstaza dodatkowo wzmacniana przez przeżycie grupowe - dopowiada prof. Lipiec. - Co ciekawe, do pewnego czasu futbol podniecał w szczególności publiczność męską, a teraz okazuje się, że wraz z postępem emancypacji także kobiety zaczęły dzielić te same przeżycia i emocje.
W Polsce dzielić je będziemy przez najbliższy miesiąc i sporo się zmieni. My się zmienimy. Ba, już się zmieniliśmy.

- Poziom narodowej identyfikacji jest bardzo silny, bo kibicujemy nie tylko drużynie piłkarskiej, ale całemu przedsię- wzięciu. Chcemy się pokazać, chcemy, żeby to była udana impreza. To stąd ta masowa chęć manifestacji polskości, zakładanie flag na samochody, ubieranie się w narodowe barwy. Fakt, że dzieje się to na taką skalę to dla nas coś zupełnie nowego. Podobny stopień pobudzenia występował chyba tylko przy okazji papieskich pielgrzymek - porównuje dr Piotr Nowak, socjolog sportu.

Biało-czerwona koszulka zamiast "Pana Tadeusza"

Takie zachowania to jednak nic zaskakującego. Identyczne zjawiska zaobserwowano m.in. podczas piłkarskich mistrzostw świata w Niemczech w 2006 r. i dwa lata temu na igrzyskach olimpijskich w Vancouver.

- Życie dzieli się na czas święta i czas codzienności. Imprezy sportowe, takie jak igrzyska, piłkarskie mistrzostwa, stały się dzięki środkom masowego przekazu powszechnymi świętami. A kiedy jest święto, pojawiają się też świąteczne rytuały. A wśród nich ważną rolę stanowią zachowania związane z tożsamością. Zaczyna się więc ten cały szał z przebieraniem, wywieszaniem flag itd. - tłumaczy prof. Czesław Robotycki, antropolog.

Dr Nowak: - Czasem chcemy odpowiedzieć sobie na pytanie: kim jestem. Szukamy odpowiedzi w prostej sferze, a więc w identyfikacji narodowej właśnie. Jestem Polakiem. A jak najlepiej i najłatwiej zamanifestować? Wyrecytować "Pana Tadeusza"? Nie, lepiej i łatwiej ubrać się w narodowe barwy. Euro daje tę możliwość, że wtedy nikt nie uzna cię za dziwaka. Jesteś przecież w tłumie takich samych jak ty.

Prof. Robotycki nazywa to pobudzaniem płytkich uczuć patriotycznych. - Są dwa poziomy poczucia narodowego. Jedno, tzw. wysokie, jest związane z kulturą wysoką i pojawiło się w czasach romantyzmu. Wtedy powstawała wysoka sztuka narodowa, a manifestacja patriotycznych uczuć polegała na twórczości, kreacji, malarstwie. Przez cały XIX wiek panowało przekonanie, że nie ma innego sposobu nawiązywania do narodowej tradycji. Świat się jednak tak zmienił, że dziś dzięki telewizji, internetowi, w zasadzie każdy ma prawo głosu. Wtedy kulturę ktoś reprezentował i w imieniu narodu się wypowiadał, a dziś może wypowiadać się każdy. W efekcie styl wysoki opadł i zaczął funkcjonować styl niski, w którym każda forma ekspresji jest dozwolona i przejawia się w ten sposób, że wszyscy w niej uczestniczą. A przy okazji ten niski poziom kultury nie wymaga refleksji i wysiłku intelektualnego - podkreśla profesor.

Jego zdaniem takie wydarzenie jak Euro nie będzie w stanie przeorać społecznej świadomości i utrwalić rodzącej się teraz wspólnoty. Nawet wspomnienie o niej uleci szybko jak piłka kopnięta przez Cristiano Ronaldo.

- Dzisiaj narodowe nastroje są takie, że Euro to coś wyjątkowego, niepowtarzalnego, ale to tylko pozory - uważa prof. Robotycki. - Owo podniecenie emocjonalne trwa tak długo jak trwa gra. Jak gra się kończy, podniecenie opada i czar pryska. Jasne, że istnieją fanatycy sportu, którzy będą wszystko pamiętać do grobowej deski, ale przeciętny widz o wszystkim szybko zapomni. Teraz mamy Euro, zaraz potem igrzyska, a zimą będą starty Justyny Kowalczyk. To idzie swoim rytmem i nie zostawia głębokich śladów.

Polityka na boisku

Pojawia się jednak pytanie, co urodzi się z konfrontacji rozbudzonych do granic oczekiwań nadziei kibiców z wynikami polskiej reprezentacji. To, czy Robert Lewandowski trafi piłką w słupek, czy do siatki, raczej nie przemodeluje polskiej sceny politycznej, ale na pewno zachwieje sondażami. I jest to wizja nieco przerażająca, że ocena rządu przez chwilę będzie uzależniona od tego, czy piłkarz X nada piłce odpowiednią trajektorię lotu.

- A dlaczego przerażająca? - ripostuje prof. Lipiec. - Wynik sportowy to równie istotna rzecz jak każda inna wiadomość związana z funkcjonowaniem wspólnoty. Przecież sport jest dziedziną jeszcze ważniejszą niż seriale telewizyjne, a seriale telewizyjne są dla wielu ludzi ważniejsze niż sama rzeczywistość.

Prof. Nęcki przekonuje, że ludzie w odniesieniu do sportu nie różnią się od starożytnych Rzymian. Gdy nasz gladiator zwycięży, to górą nasz Rzym, a gdy polegnie, to jest absolutny kryzys, rozpacz i zwątpienie.

- Coś takiego byłoby przykre dla naszej samooceny, bo zrobliśmy bardzo dużo od strony organizacyjnej. Było wielkie spięcie, a teraz życie społeczne zostanie podporządkowane wyłącznie wydarzeniom stadionowym . Ale niech będzie, jak przystało na histeryczny naród, zawsze musimy trochę przesadzać. Zresztą nie my jedyni. Bywały przecież i przypadki, że od sportu się zaczęło, a kończyło na wojnie - przypomina.

Prof. Marek Bańkowicz, politolog, uważa, że futbol stanie się teraz istotnym elementem publicznej debaty, choć na krótko. - Nie jestem zwolennikiem radykalnej tezy, że gole lub pudła Lewandowskiego mogą znacząco zmienić polityczną sytuację - mówi. - Efekt będzie widoczny, ale przy kolejnych wyborach za trzy lata Platforma nie będzie mogła powołać się na sukces, jeśli takowy będzie, Euro. My jeszcze nie jesteśmy w takiej sytuacji, jak kraje Ameryki Południowej, w których piłkarskie sukcesy przekładają się automatycznie na zaufanie dla rządzących, a porażki wręcz odwrotnie. Euro będzie miało wpływ na notowania, ale bez przesady.

- Sromotna porażka drużyny Smudy może być przysłowiowym kamieniem u szyi Platformy, a sukces zakamufluje infrastrukturalne niedociągnięcia i trudne reformy - twierdzi jednak dr Nowak. - Choć nie przesadzałbym z tym, że w razie klęski kraj zaleje czarna rozpacz. Turniej będzie trwał, a ludzie będą chcieli wykazać się w czymś innym. Może zadziałać taki mechanizm, że sportowo się nie udało, ale chociaż pokażmy, że jesteśmy gościnni.

Społeczne porozumienie ponad podziałami? Tak, ale też tylko na chwilę.

- Jeżeli osiągnęlibyśmy jakiś epokowy sukces, zdobyli mistrzostwo Europy czy weszli do finału, to pojawi się pewna fala społecznego entuzjazmu, ale nie będzie to zjawisko długofalowe, potrwa najwyżej przez kilka miesięcy - prognozuje prof. Bańkowicz. - Nie liczyłbym na to, że wielkie sukcesy na Euro spowodują wytworzenie mitu założycielskiego odrodzonego społeczeństwa, które nagle w zgodzie zacznie myśleć o przyszłości. To nierealne, bo podziały są zbyt głębokie. Ja mam bardzo dużą wyobraźnię, ale tego, że Donald Tusk i Jarosław Kaczyński razem oglądają mecz sobie nie wyobrażam. Nie usiądą obok siebie, nawet gdyby Polska grała w Kijowie w finale.
- Politycy, od lewa do prawa, doskonale wiedzą, że można pobudzić rodzaj społecznej energii na czas Euro i sprytnie to wykorzystują - dodaje prof. Robotycki. - Sport jest silnym katalizatorem. Nie najsilniejszym, bo takim w Polsce stała się katastrofa smoleńska, ale mocno oddziałującym. Jednak ta energia szybko się wyczerpie. 1 lipca jest finał, a potem wszystko wróci do normy.

Do tego jednak daleka droga i 31 meczów. Szaleństwo dopiero się zaczyna.

Przemysław Franczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski