MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Burza w "Tygodniku"

Redakcja
Kiedyś, dawno temu, "Tygodnik Powszechny" nierozerwalnie kojarzył się z Krakowem. Powstał w 1945 roku z inicjatywy kardynała Sapiehy, w okresie stalinowskim miał swój heroiczny epizod, gdy po śmierci Stalina na trzy lata został odebrany dotychczasowej redakcji, w końcu lat 50. stał się prasowym wyrazicielem środowiska "Znaku", usiłującego w pseudo-Sejmie odgrywać jakąś pożyteczną rolę. Długo był czasopismem statecznym, skrzydeł dostał w połowie lat 70., wraz z formowaniem się jawnej, choć nielegalnej opozycji. Stał się wówczas sztandarem oporu wobec komunistycznej władzy, wydawany w reglamentowanym nakładzie, już w dniu wydania stawał się "białym krukiem", niemożliwym do zdobycia. Kto dzisiaj uwierzy, że aby zapisać się na prenumeratę "Tygodnika" trzeba było czekać, aż umrze ktoś z jego stałych odbiorców?

Ryszard Terlecki: To tylko polityka

U progu lat 80. odważnie kibicował "Solidarności", w stanie wojennym został zamknięty, a po wznowieniu stał się bastionem demokratycznej opozycji. Jakże byłem dumny, gdy poczynając od 1983 roku udało mi się w "Tygodniku" wydrukować kilkadziesiąt tekstów. Gdy nastała niepodległość "Tygodnik" popełnił niewybaczalny błąd: w krótkim czasie zmarnował swój dotychczasowy autorytet, przekształcając się w partyjny organ Unii Demokratycznej. Winę za katastrofę pisma ponosili młodzi redaktorzy, którzy przyszli najczęściej z podziemnych periodyków, ale szybko za swoje życiowe powołanie uznali budowę mostów porozumienia z postkomunistyczną lewicą. Zanim się opamiętano "Tygodnik" stracił nie tylko zaufanie Kościoła, ale i miażdżącą większość czytelników. A szybko starzejący się młodzi, rozczarowani spadającą popularnością pisma, odchodzili do lewicowych gazet, niektórzy nawet do "Polityki".
W ciągu następnych lat "Tygodnik" jeszcze kilkakrotnie usiłował wydobyć się z ideowej zapaści. Bez skutku. Zniechęcał swoją napuszoną poprawnością, starając się odgrywać rolę tygodniowego dodatku do "Gazety Wyborczej", irytował ciągłym pouczaniem Kościoła. I wciąż tracił czytelników. W końcu z tygodnika salonu - stał się biuletynem saloniku. Dziś mam wrażenie, że czytają go głównie autorzy zamieszczanym w nim tekstów.
Ja też dawno przestałem czytać "Tygodnik Powszechny". Nawet nie dlatego, że nie znajdowałem tam niczego interesującego, ale ponieważ nie mogłem strawić politycznego zacietrzewienia, moralizatorskiej obłudy, religijnej hipokryzji, uprawianych przez jednostronnie dobieranych autorów. W tym obrzydzaniu lektury szczególną zasługę miały komentarze i felietony. Nawet nie nudziarstwo Jerzego Pilcha, które w końcu przeniosło się gdzie indziej, nawet nie głupstwa, jakie podobno nadal wypisuje Marian Stala, ale przede wszystkim mój kanon dwulicowości, jaki w "Tygodniku" stworzyła jego najwytrwalsza felietonistka. Jak to wszystko wytrzymywał ks. Adam Boniecki, kronikarz i przyjaciel polskiego papieża, twórca polskiej wersji "L'Osservatore Romano"?
Dziś z "Tygodnika" docierają odgłosy jakiejś burzy. Niektórzy ze współpracowników zapowiadają, że odchodzą, ale odejść nie zamierzają, inni dawno już odeszli, za to teraz pozują na obrażonych. Czy po tej burzy "Tygodnik Powszechny" ma jeszcze szansę wrócić do swoich dobrych czasów? Czy jeszcze kiedyś, wstępując do któregoś z moich zaprzyjaźnionych kioskarzy, nie będę musiał się tłumaczyć, że zamierzam kupić "Tygodnik"?
e-mail: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski