MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Borelioza – najczęstsza w Europie i na świecie choroba odkleszczowa

Rozmawiała Dorota Dejmek
WHO uznała całą Europę za obszar endemii boreliozy. W Polsce rejonem endemicznym jest północna część kraju. W ostatnich latach wzrost zachorowań odnotowano w województwie śląskim i małopolskim
WHO uznała całą Europę za obszar endemii boreliozy. W Polsce rejonem endemicznym jest północna część kraju. W ostatnich latach wzrost zachorowań odnotowano w województwie śląskim i małopolskim Fot. Archiwum
Rozmowa z dr. hab. med. Aleksandrem M. Garlickim, kierownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych UJ CM, o ryzyku zakażenia boreliozą przez kleszcze, rumieniu wędrującym, badaniach laboratoryjnych i leczeniu choroby według ściśle określonych standardów światowych

– Stosunkowo łagodne zimy sprzyjają rozmnażaniu się kleszczy. Ponieważ ich populacja z roku na rok rośnie, wzrasta również zagrożenie boreliozą, którą przenoszą te pajęczaki. Jak problem wygląda w liczbach?

– Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny, liczba notowanych w Polsce przypadków zakażenia borelio-zą rzeczywiście od kilku lat jest coraz większa. W 2012 r. było ich 8 806, w 2013 r. – już 12 760, a w 2014 r. – 13 886. W tym roku, do końca kwietnia, stwierdzono 2 906 przypadków boreliozy.

– Które regiony w Polsce są szczególnie narażone?

– W naszym kraju najwięcej zachorowań notuje się na Podlasiu, w Małopolsce oraz na Śląsku. Chorobę wywołują krętki z rodzaju Borrelia obecne w ślinie i układzie pokarmowym kleszcza. Przeniesienie zakażenia na człowieka następuje właśnie poprzez ślinę lub regurgitację treści jelitowej pajęczaka w czasie ukłucia skóry. Zakażenie możliwe jest także w wyniku wtarcia w uszkodzoną skórę kału lub śliny kleszcza albo wtarcia rozgniecionego kleszcza. Przeciwko boreliozie nie mamy szczepionki.

– Czy każdy kleszcz, którego znajdziemy po spacerze na naszej skórze jest równoznaczny z chorobą? Wiele osób wpada wówczas w panikę i nie wie, co robić.

– Nie ma żadnego znaku równości pomiędzy kleszczem znalezionym na naszej skórze a chorobą. Po pierwsze, nie każdy kleszcz jest zarażony. Po drugie, nawet pogryzienie przez zakażonego kleszcza nie zawsze doprowadza do boreliozy. Jeśli czas bezpośredniego kontaktu kleszcza ze skórą jest krótki, jeśli szybko go zauważymy i umiejętnie usuniemy, do zakażenia raczej nie dojdzie. Do wywołania choroby potrzebna jest bowiem większa ilość zarazków, ponadto organizm w większości przypadków doskonale radzi sobie sam, wytwarzając przeciwciała, które ograniczają zakażenie albo całkowicie go eliminują.

– Najważniejsze jest więc szybkie zauważenie kleszcza i umiejętnie usunięcie go ze skóry?

– Uważa się, że kleszcz musi co najmniej kilkanaście godzin pozostawać w skórze, żeby mogło dojść do transmisji zakażenia. Dlatego zawsze po pobycie w terenie obfitującym w kleszcze należy starannie obejrzeć całe ciało w poszukiwaniu wkłutego pajęczaka, a najlepiej umyć , szczególnie dzieci, pod prysznicem miękką szczoteczką. Przeglądamy także skórę głowy. Pamiętajmy, że kleszcze szukają miejsc, gdzie skóra jest najbardziej miękka i delikatna, np. w zgięciach łokci, pachwinach – ich ślina zawiera substancje znieczulające i nie czujemy, kiedy się wkłuwają.

Dojrzały kleszcz jest stosunkowo duży i łatwo go zauważyć, ale zakażać mogą też larwy i nimfy, czyli młodsze formy, niewielkie i trudno dostrzegalne. Kleszcze już wkłute w skórę należy ostrożnie usunąć, najlepiej pęsetą lub pompką próżniową. W żadnym wypadku nie należy ich rozgniatać, przypalać, smarować tłuszczem – efekt tych działań będzie odwrotny od zamierzonego, a ryzyko zarażenia o wiele większe.

– Ważne jest także, aby nie stwarzać kleszczom komfortowych sytuacji do ataku na naszą skórę.

– Ochrona to odpowiedni, najlepiej jasny ubiór: długie spodnie wpuszczane w skarpety, koszula z długim rękawem, pełne obuwie, okrycie głowy oraz stosowanie na skórę repelentów.

– Czasem mimo zastosowania środków ochronnych kleszcz znajdzie sobie drogę, aby napić się ludzkiej krwi. Wycieczka też może trwać cały dzień i wieczorem, po powrocie do domu, nie wiemy przecież, od ilu godzin pozostaje na skórze. Łatwo wówczas o zdenerwowanie. Wiele osób zgłasza się jak najszybciej do lekarza.

– Kiedy przychodzi pacjent i mówi, że miał kleszcza, którego wyciągnął, to lekarz ma jedno zalecenie: obserwacja miejsca ukłucia. Jeśli w tym miejscu pojawi się rumień, należy zgłosić się do gabinetu ponownie.

– To znaczy, że nie stosuje się żadnych środków, które mogłyby zapobiec ewentualnemu zakażeniu?

– Były takie pomysły, żeby stosować jednorazową profilaktykę, czyli od razu podać pacjentowi antybiotyk. Uważa się jednak, że takie postępowanie znajduje uzasadnienie tylko w obszarach o hiperendemicznym występowaniu boreliozy i u osób, które zostały ukłute przez kleszcze w sposób masywny.

– Ale ludzie się boją i na własną rękę wykonują badania laboratoryjne. Niektórzy zanoszą do laboratorium także złapanego kleszcza.

– Badania w tym okresie mogą wyjść ujemne, ponieważ przeciwciała nie zdążyły się jeszcze wytworzyć. Także stwierdzenie, że złapany kleszcz jest nosicielem boreliozy nie jest równoznaczne z tym, że doszło do zakażenia.

– Czyli wracamy do domu i z niepokojem obserwujemy skórę.
– Po ukłuciu i ewentualnym przeniesieniu zakażenia następuje okres 1-3–tygodniowej inkubacji. Pierwszym objawem choroby, występującym u większości chorych, jest właśnie rumień wędrujący – zaczerwienienie skóry rozszerzające się obwodowo, w środku którego widać przejaśnienie. Zmiana jest płaska, nie boli ani nie swędzi i może osiągać niekiedy znaczne rozmiary. W wyniku rozsiewu zakażenia występują objawy przypominające grypę. Pojawienie się rumienia wędrującego, szczególnie poparte niedawnym ukłuciem przez kleszcza lub pobytem w obszarze żerowania kleszczy, jest – jak wspomniałem – pilnym wskazaniem do leczenia odpowiednio dobranym antybiotykiem. Najbardziej skuteczne jest leczenie podjęte we wczesnej fazie zakażenia.

– Czy wtedy wykonuje się już badania potwierdzające zakażenie?

– Wykonywanie badań laboratoryjnych dla potwierdzenia zakażenia nie jest wówczas konieczne. Rumień wędrujący jest tak charakterystyczny, że wystarczy do rozpoznania wczesnej boreliozy. Warto pamiętać, że pomimo braku leczenia rumień ustępuje samoistnie. Nie oznacza to jednak ustąpienia choroby, a wręcz przeciwnie – oznacza to jej dalszy postęp i przejście w fazę przewlekłą, trudniejszą do wyleczenia. Jeśli rumień nie wystąpi od razu, rozpoznanie rzeczywiście jest utrudnione. Zawsze opiera się na obrazie klinicznym choroby – są to między innymi objawy ze strony układu narządu ruchu, stawów, mięśni, objawy neurologiczne – oraz wynikach badań laboratoryjnych.

Kluczowe znaczenie ma dodatni wywiad epidemiologiczny – ukłucie przez kleszcza, pobyt w terenie endemicznym – oraz właśnie diagnostyka serologiczna: stwierdzenie swoistych przeciwciał w teście ELISA, potwierdzone testem Western blot. Należy jednak podkreślić, że dużo testów w kierunku boreliozy wypada fałszywie dodatnio w innych chorobach. Często pacjenci, chorzy na choroby układowe, jak np. gościec lub inne postacie chorób tkanki łącznej czy też różne choroby autoimmunologiczne, w tym stwardnienie rozsiane, mają dodatnie testy i niepotrzebnie leczeni są przeciwko boreliozie, której tak naprawdę nie mają.

– Jak leczy się zdiagnozowaną boreliozę?

– W przypadku zachorowania najlepsze wyniki daje wczesne leczenie ambulatoryjne odpowiednio dobranymi antybiotykami, stosowanymi przez 3-4 tygodnie. W zakażeniu wczesnym stosuje się amoksycylinę, doksycyklinę i cefurkosym. Terapia jest w 100 procentach skuteczna – bakterie giną, nie ma też następstw prawidłowo leczonej boreliozy. W przypadku postaci neurologicznej często konieczne jest leczenie w warunkach szpitalnych ceftriaskonem, cefotaksymem lub penicyliną. Przypadki choroby z objawami stawowymi wymagają leczenia antybiotykami doustnymi lub podawanymi dożylnie, zgodnie z przyjętymi standardami postępowania.

– Trzytygodniowa terapia? Niektórzy uważają, że aby zniszczyć każde stadium bakterii boreliozy antybiotyki trzeba stosować nawet kilka lat.

– To są teorie nie oparte na dowodach naukowych, a my, lekarze, powinniśmy stosować w leczeniu zasady medycyny opartej na faktach. Na całym świecie są przyjęte standardy leczenia boreliozy i według nich leczymy pacjentów w Polsce. Trzeba też pamiętać, że szerokie i długotrwałe stosowanie antybiotyków, leków przeciwpasożytniczych, przeciwgrzybiczych jest potencjalnie bardzo szkodliwe.

Wiele z tych leków może prowadzić do ciężkich zapaleń skóry, uszkodzenia wątroby, trzustki lub szpiku. Ponadto nadużywanie antybiotyków grozi tym, że w przypadku rzeczywistego zagrożenia życia nasz organizm nie będzie na antybiotyk reagował. Dodam jeszcze, że ciągłe kontrolowanie przeciwciał mija się z celem. W przypadku boreliozy przeciwciała mogą być bowiem obecne w organizmie nawet do końca życia. Po prostu są dowodem, że organizm zetknął się z borelią – mówią, że doszło do zakażenia i nasz układ immunologiczny odpowiednio zareagował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski