Uczelnie prześcigają się w przedstawianiu ofert kształcenia przyszłych lekarzy. To efekt zapowiedzi resortu zdrowia, że w roku akademickim 2016/2017 liczba studentów na kierunkach lekarskich w stosunku do roku ubiegłego wzrośnie o 20 proc. Oznacza to, że medyczne studia stacjonarne w języku polskim rozpocznie ok. 4300 osób.
Decyzja resortu jest odpowiedzią na dramatyczne apele środowisk medycznych i organizacji pacjentów alarmujących, że w Polsce nie ma kto leczyć. Na tysiąc pacjentów przypada u nas zaledwie 2,2 lekarza, czyli najmniej w krajach Unii Europejskiej. Deficyt medyków daje się we znaki praktycznie w każdej specjalności.
Ostatnio uprawnienia uzyskała Krakowska Akademia im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, która jako pierwsza prywatna uczelnia otrzymała akredytację na uruchomienie kierunku lekarskiego. Ale dostały je również Uniwersytety: Zielonogórski, Rzeszowski oraz Jana Kochanowskiego w Kielcach, a także Uczelnia Łazarskiego w Warszawie, która z rekrutacją rusza w 2017 r. W kolejce czekają Uczelnia Warszawska im. Marii Skłodowskiej-Curie, Wyższa Szkoła Techniczna w Katowicach i Uniwersytet Opolski.
Czy jednak wzrost liczby studentów oznacza odpowiedni poziom ich kształcenia? Już dzisiaj jakość ich edukacji budzi wątpliwości. Najwyższa Izba Kontroli, w opublikowanym właśnie raporcie wykazuje, że absolwenci studiów medycznych nie mają odpowiednich umiejętności praktycznych.
„Próby nadrobienia wieloletnich zaległości poprzez przyśpieszanie cyklu kształcenia lekarzy niosą ryzyko co do utrzymania jakości” - czytamy w raporcie Izby. „Brak całościowej, perspektywicznej wizji dotyczącej kształcenia kadr medycznych, dostosowanej do dynamicznie zmieniających się potrzeb zdrowotnych społeczeństwa może okazać się groźny dla polskiego systemu leczenia” - alarmuje NIK.
Ale eksperci ochrony zdrowia są optymistami. - Obecne kierownictwo resortu zdrowia przywróciło, na szczęście, zlikwidowany przez Ewę Kopacz staż lekarski oraz Lekarski Egzamin Państwowy. Ten egzamin jest skutecznym sitem odrzucającym tych, którzy nie są do leczenia przygotowani - podkreśla dr Jerzy Gryglewicz.
Prof. Andrzej Matyja, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie, nie ma ostatecznie sprecyzowanego zdania. - Coś trzeba robić, bo luka pokoleniowa w naszym zawodzie zagraża bezpieczeństwu zdrowotnemu Polaków. Czy koncepcja resortu jest słuszna? Przekonamy się za sześć lat - zauważa Matyja.
Decyzji resortu broni prof. Maria Wróbel z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek Komisji Akredytacyjnej Uczelni Medycznych. Nie wątpi, że wszystkie jednostki, które otrzymały prawo nauczania medyków, spełniają niezbędne kryteria. - To jest przez nas badane i wszechstronnie analizowane. Wskazuje na to choćby fakt, że niektóre uczelnie nie otrzymały zgody na kształcenie lekarzy. Dlaczego? Bo nie przedstawiły wystarczającej liczby kadry oraz zaplecza do zajęć praktycznych -- podkreśla prof. Maria Wróbel.
Sprawa wydaje się jednak bardziej skomplikowana. Proszący o niepodawanie nazwiska wykładowca CM UJ uważa, że system kształcenia medyków zdominowali profesorowie i docenci, którzy nierzadko są skoncentrowani nie na edukacji młodszych kolegów, lecz osiąganiu kolejnych szczebli w karierze naukowej. - Myślę, że najwięcej nauczy przyszłych lekarzy wieloletni praktyk, bez tytułu i ambicji naukowych - mówi nasz rozmówca. Czy jednak szefowie nowych kierunków po nich sięgną, czy będą upierać się przy utytułowanych nazwiskach?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?