Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Batory znad Czeremoszu i Wisły

Leszek Mazan
Felieton. Stefana Batorego - króla Polski, wielkiego księcia litewskiego, pruskiego, mazowieckiego etc, etc poznałem lata temu w Nowym Sączu. Był technikiem analiz medycznych, a w jego gabinecie wisiała duża kopia matejkowskiego "Batorego pod Pskowem".

Podobieństwo do monarchy było łudzące. - Nic dziwnego - uśmiechnął się pan magister. - To mój przodek.

- Przecież król Stefan nie miał dzieci!

- Miał, miał. Nawet dwoje. Ale ja nie z tych królewiąt z drągiem bastardzim w herbie. Nazywam się Agopsowicz. Książe Hasso Agopsowicz.

Było to tak: na świętego Jana A.D. 1872 roku ormiański książę Józef Agopsowicz przyjechał do Krakowa "Pod Barany" zapłacić hrabinie Potockiej rentę dzierżawną z całego klucza, okrągłe 24 tysiące koron. Szedł przez rynek krakowski z torbą pieniędzy na piersiach, szukając wzrokiem potencjalnych bandytów. I wnet spostrzegł, że jakiś "mały, sucherlawy człeczyna" łazi za nim krok w krok, powtarzając: Co za głowa! Co za wyraz! Pół roku takiej szukam! Wspaniały Stefan!

Jan Matejko - bo on ci to był - zaproponował panu Agopsowiczowi pozowanie do portretu monarchy spod Pskowa. Książę "najpierw chciał mu dać parę razy w pysk": jak świat światem żaden Agopsowicz nie świadczył takich usług. Potem, gdy się dowiedział, kto zacz ów Matejko - zgodził się, a zachwycony mistrz zrewanżował się namalowanym z fotografii portrecikiem matki księcia Józefa. Najpierw oczywiście powstał - praca zajęła kilka dni - portret głowy Batorego. A jeszcze potem cały obraz i opowiadanie ormiańskiego, ale piszącego po polsku, zupełnie dziś zapomnianego autora Abgara Sołtana "Król Polski".

Obraz Matejki wisi dziś na zamku w Warszawie. Książę Józef Hasso Agopsowicz wrócił do swych dóbr nad Czeremoszem, skąd wygnała go dopiero druga ze światowych wojen. Osiadł w Nowym Sączu. Kiedy go poznałem portrecik pędzla Matejki był - i zapewne jest do dziś - w zbiorach rodzinnych, w Krakowie, gdzie przeprowadziły się dwie córki króla Polski, dwie księżniczki krwi.

Miałem kiedyś honor je poznać, a rozglądam się za nimi ilekroć apetyt zaprowadzi mnie do kolejnego "Stefana Batorego", czyli na statek zacumowany pod Wawelem, przy nabrzeżu Czerwińskiego (gdyby to ode mnie zależało, zmieniłbym na Bulwar Zachodzącego Słońca). Miejsce piękne, nastrój na i pod pokładem, jaki nawet w Krakowie trudno znaleźć, jedzenie świetne, jeszcze parę ciepłych wiosennych dni a zwali tu pół Krakowa.

Tyle że "Stefanowi Batoremu" negocjacje z Magistratem idą podobno, póki co, gorzej niż jego imiennikowi spod Pskowa z posłami cara Iwana Groźnego. Nad przebudowanym zgodnie z oczekiwaniami konserwatora zabytków statkiem nadal wisi miecz eksmisji na wody zupełnie nieromantyczne. Szkoda, naprawdę szkoda, osobliwie, że armator deklaruje pełne otwarcie na potrzeby promocyjne miasta i dzielnicy. Ha, kto tam zrozumie do końca mroki decydenckich dusz...

Królu Stefanie, panie magistrze Agopsowiczu, trzymajcie kciuki za sensowne zakończenie tego sporu!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski